O muzyce już pisałam parę razy. Bardzo lubię słuchać jej z zamkniętymi oczami, zanurzyć się totalnie w jej brzmieniu. Ale słuchać uwielbiam nie tylko muzyki. Uwielbiam miłe dźwięki, dają bardzo intensywne uczucie relaksu, czasem aż przyprawiają o drżenie i to o nich będzie dzisiejszy wpis z serii zmysłowych przyjemności. Zapraszam też do postów o zapachach i dotyku.
Należę do tych szczęśliwców, którym dużo czytano w dzieciństwie. Być może to właśnie głos mojej babci - ciepły i matowy, idealnie pasujący do słów takich jak biszkopt, a czytający krwawe historie braci Grimm - zaszczepił we mnie Wielką Miłość do Miłych Głosów.
Np. do głosów radiowych Piotra Kaczkowskiego, Oli Kaczkowskiej czy Jerzego Janiszewskiego. Michelle Phan robiąca piękne makijaże (i mówiąca o nich) na YT, albo Karen Savage, czytająca angielskie klasyki z Librivox. Albo moja promotorka - z prawdziwą przyjemnością chodziłam na seminarium magisterskie, właśnie ze względu na brzmienie jej wykładów, zwłaszcza szarą porą jesienno - zimową, za oknem wiatr i deszcze, a my w ciepłej sali, otuleni tym miłym głosem jak baśnią. Inna sprawa, że regularnie z tej błogości zasypiałam, i moje notatki nie należały niestety do najbardziej treściwych.
Jakie jeszcze dźwięki dają mi podobną błogość?
chlup chlup |
Np. cudowna, aksamitna cisza, gdy wjedzie się do lasu na rowerze. To ten moment kiedy przestaje świszczeć w uszach wiatr i wtedy ten las tą nagłą ciszą otula jak kocem. Albo, pozostając w leśnych klimatach, szelest i chrupanie jesiennych liści.
Wspominałam już o innych, intensywniejszych doznaniach na wakacjach pod namiotem. Jednym z nich są właśnie wieczorne dźwięki. Cudowny trzask ogniska i pykający ogień. Mlaskanie fal o brzeg jeziora, grające świerszcze. I żaby. A czasami deszcz bębniący o płachtę namiotu (o ile tylko delikatne bębnienie nie przemieni się w koncert Larsa Ulricha, bo wtedy przestaje być miło).
Jest jeszcze zimowe skrzypienie śniegu i trzask zamarzającego jeziora. I odgłos łyżew po gładkim lodzie, takie delikatne stuknięcie i szczęk.
I letnie skrzypienie gorącego piasku pod stopami. I huk morza - totalny, trochę straszny, potężny, a jednocześnie kojący.
I odgłos krojenia puchatego ciasta w blasze, ciche pyrkanie gęstej zupy, gulaszu albo mieszanych powideł. Cudownie brzmi też stukanie łyżeczką w szklankę napełnioną gęstym płynem - efektu nie robi ani kubek, ani woda czy herbata. Musi być śmietana, albo sos, albo koktajl.
A skoro już przy jedzeniu jesteśmy, to uwielbiam chrupanie - marchewki, papryka, grzanki, pękająca skorupka na crème brûlée
Do tego ukrojonego ciasta i powideł dodajcie jeszcze mruczącego kota, czyli esencję tego jak brzmi przyjemność. I delikatny trzask płyty winylowej, i ogólnie jej ciepłe brzmienie.
A pozostając przy temacie około muzycznym - strojenie się instrumentów w orkiestrze symfonicznej. Uwielbiam ten moment przed koncertem czy spektaklem, z dodatkiem cichych pochrząkiwań, skrzypieniem krzeseł, szuraniem butów.
A propos butów - cudowny jest odgłos kroków o bruk na starych filmach. Jakieś inne buty kiedyś mieli, i bruk może też robił swoje, w każdym razie bardzo miło się tego słucha. Szczególnie gdy idą w deszczu i w nocy. A potem jeszcze zapalają papierosa zapałką.
Albo szczęk nożyczek tuż przy uchu. Znacie może tego wirtualnego fryzjera? Do słuchania przez słuchawki:) Jest zresztą sporo tego typu filmików, nazywają się ASMR, potrafię przy nich przepaść na dłuższy czas.
I jeszcze świszcząco - łaskoczący, teatralny szept dziecka prosto do ucha, zawierzający mi Wielką Ogromną Tajemnicę. Zawsze wtedy przechodzą mnie dreszcze.
Są też słowa, które brzmią wyjątkowo przyjemnie. Cała masa dźwiękonaśladowczych (uwielbiam to w polskim języku) szeptów, szelestów, klekotów, stukotów, chlupotów i grzmień. A poza nimi wspomniany już biszkopt - słowo idealnie oddające delikatną konsystencję lekko chropowatą fakturę, a nawet słodycz. Albo świetlistość. Drżenie. Źdźbło. Chrust. Miękkość. Krokus. Klitka. Rozgwiazda. Czereśnia. Łapserdak. Lubczyk.
Pękanie folii bąbelkowej. Rozdeptywanie białych kulek śnieguliczki. Dźwięki migawki w aparacie. Tykanie niektórych zegarków. Bicie serca.
Gdy jadę do lasu rowerem, bębni w słuchawkach ulubiona muzyka. Gdy przekraczam próg lasu, muzykę wyłączam. Teraz gra przyroda.
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem :)
No właśnie:)
UsuńChociaż ja ze słuchawkami raczej nie jeżdżę, i tak mi szumi wiatr i jej nie słyszę, poza tym wypadają słuchawki;) A czego słuchasz na rowerze?
jestes az nierealna w swoich doswiadczeniach
OdpowiedzUsuńzycie za szybko plynie by miec czas by sluchac dzwieku krojonego ciasta;;;;;
:D
UsuńOj tam, szybko płynie, nie słucham tego ciasta godzinami;) Jak już jest, to kroję, a jak kroję, to słucham:)
Oczywiście podpisuje się rękami i nogami. Mam-y podobne skojarzenia i odczucia,jak pewnie większość z nas.
OdpowiedzUsuńNie chcę się powtarzać, ale...w sieci nie spotkałam takiej osoby, która w taki precyzyjny sposob OPISUjE swoje spostrzeżenia.
Ech, i dlatego lubię tu zaglądać.
Pozdrawiam Paulino:)
Bardzo Ci dziękuję za te słowa! I ja pozdrawiam:)
UsuńPiękny mamy język, dźwięczny. :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, bardzo sugestywny:)
UsuńCudownie chłoniesz świat zmysłami. Do tego trzeba naprawdę dużo uważności. Mnie ostatnio (wiem, monotematyczna jestem) najbardziej rozczula jeden dźwięk. Dźwięk rzucia gumowego gryzaka. Takie słodkie popiskiwanie dochodzi do mnie z maty, naprawdę lubię ten dźwięk :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJa bardzo lubiłam niemowlęce westchnienia rozkoszy, i odgłosy przełykania, gdy karmiły się piersią :)
Piszesz tak obrazowo, ze juz w samym czytaniu mozna sie zatopic, jak w pieknej melodii. Ja bym jeszcze dodala swierszcze, zaby i skowronki. Gdy jestem wiosna i latem na wsi uwielbiam sluchac ich koncertow :)!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci!
UsuńO świerszczach i żabach pisałam:) Uwielbiam te odgłosy natury:)
Haha... rzeczywiście :)!!! Gapa jestem :)!!!
UsuńNaprawdę piszesz niezwykle. Jestem pełen podziwu (...i zazdrości..?) dla Twojej filozofii życia, i Twojej zmysłowości. Chociaż to wszystko jest mi niezwykle bliskie, to pęd życia codziennego nie pozwala przełożyć tego na praktykę niestety.
OdpowiedzUsuńA wracając do tematu dźwięków - jestem muzykiem i nauczycielem w szkole muzycznej stąd niezwykle ważna jest dla mnie ... cisza :) ot taki paradoks :) do dźwięków strojenia się orkiestry ja dodałbym tę niezwykłą ciszę która bezpośrednio poprzedza pierwsze takty muzyki . Bardzo serdecznie pozdrawiam!
Dziękuję bardzo za miłe słowa!
UsuńCo do uwielbienia ciszy - wcale się nie dziwię. Dźwięki - nawet te najpiękniejsze - też można przedawkować. A w szkole tez niekoniecznie należą one do najpiękniejszych, za to z pewnością intensywnych;)
Pozdrawiam!
muszę napisać, że wydajesz się być bardzo ciepłą i sympatyczną osobą, lubię Twój sposób postrzegania świata:)
OdpowiedzUsuńz wzajemnością:)
Usuńoch, ja też jestem czuła na te wszystkie miłe odgłosy, dodam jeszcze dźwięk krojonego świeżego chleba, gdy skórka tak przyjemnie pęka. a mój najukochańszy to, jak to nazywam roboczo, wioska po zmierzchu, czyli suma różnych dźwięków, które słyszę leżąc w swojej sypialni na poddaszu letnią porą przy otwartym oknie. szczekające psy, gdzieś siedzący i rozmawiający jeszcze w sąsiedztwie ludzie, świerszcze, jakiś kombajn wracający z pola. :) kocham... :)
OdpowiedzUsuńI jeszcze pociąg przejeżdżający od czasu do czasu w oddali:)
UsuńRównież mam zaszczepioną w sobie miłość do miłych głosów! Jedną z pierwszych rzeczy, na które zwracam uwagę u nowopoznanego człowieka jest właśnie głos! A u mężczyzn lubię, kiedy jest niski i taki przenikający. Wspaniałe zdjęcia!
OdpowiedzUsuńhttp://nolifewithoutthelittlethings.blogspot.com/