W tym roku na nowo odkryłam Kazimierz Dolny. Urocze miasteczko nad Wisłą, niecałą godzinę drogi z domu ( czyli akurat czas drzemki Małego Człowieka). Pakujemy cały cygański majdan do samochodu, i jedziemy w to bajkowe miejsce. Jeśli akurat nie trwa jakiś festiwal, ani nie jest to niedziela, w Kazimierzu panuje przyjemna senność i rozkoszna błogość.
To idealne miejsce na wakacyjny dzień (albo na emeryturę - piękną emeryturę w którymś z tych uroczych domów na wzgórzach) Rowerami po fantastycznych wąwozach lessowych i pagórkach przepięknych. Wśród starych sadów (nic tak nie smakuje jak ciepłe od słońca sierpniowe jabłko) i
cudnie malowniczych pól. Potem piknikowanie z widokiem na Wisłę. Lody na rynku. Plaża.
A na deser, zupełnie niesamowita piosenka Marka Grechuty, "Kazimierzu nasz"
Robi wrażenie, szczególnie tekst, melorecytacja i wciskanie dodatkowych sylab w wersy...