Mniej mnie ostatnio w świecie wirtualnym. Trochę mi się ta internetowa doskonałość przejadła. Blogi, coraz częściej przypominające profesjonalne serwisy radzące nam - za pomocą nowych produktów jak żyć, instagram z masą identycznych zdjęć (z góry, kawa wśród jesiennych liści, z kawałkiem nogi wystającej spod wełnianego koca), plus motywacje i inspiracje, do których już wiecie jaki mam stosunek. Miałam przygotowany większy tekst na ten temat, ale widzę, że nie jestem sama w takich przemyśleniach i już o przesycie intenetowych ideałów napisały już Sara, Basia czy Agnieszka.
Dlatego trochę uciekam od komputera ostatnio. Gdy mogę.
Zamiast fejsa i blogosfery, wybieram błogosferę na kanapie, kawę i muzykę. Zamiast świecącego ekranu wybieram książkę, zamiast smyrania po gładkim ekranie - druty i miękkość wełny (choć technologie mi towarzyszą, z Jane Austin w słuchawkach). Okrywam się kocem, trochę niepięknym, ale ciepłym.
Popołudniami spacer, bo czasem, gdzieś między szarością a deszczem wygląda promyk słońca lub dwa i wtedy jest tak pięknie i pokrzepiająco, że nie straszny jest ani wiatr, ani perspektywa nocy rozpoczynającej się o 15.
Gdy odbieramy dzieci, opóźniamy powrót do domu, idziemy na pusty plac zabaw, krążymy po osiedlu wokół przedszkola, robimy biegi do najbliższego śmietnika, liczymy kałuże i testujemy parasole. Bywa oczywiście mało malowniczo, bo jesień w tym roku jaka jest, każdy widzi. Czasem nam się nie chce, czasem nie chce się dzieciom.
Gdy pogoda jest już całkiem bezlitosna, wybieramy fajne miejsca pod dachem. W Lublinie jest sporo takich miejsc, do których można się udać, bardziej lub mniej specjalnie dla dzieci i wcale niekoniecznie są to sale zabaw. Ostatnio ulegliśmy pięknej twórczości malarzy Normandii. Mamy taką czasową wystawę na naszym lubelskim zamku - to takie muzeum w starym stylu, źle oświetlone, ze ścianami pomalowanymi na zielono, ale takie muzea tez coś w sobie mają, zwłaszcza o tej porze roku, działają podobnie kojąco jak biblioteki. Naszym starym zwyczajem poszliśmy tam razem z dziećmi. Nie byli jakoś szalenie zainteresowani, ale mieli też resoraki do jeżdżenia po podłodze. Poza tym robiliśmy rodzinne wybieranie ulubionego obrazu z wystawy, oglądaliśmy obrazy z bliska i daleka. Lubelskie Centrum Kultury też organizuje fajne nietuzinkowe zajęcia dla dzieciaków, to zawsze miłe urozmaicenie.
A czasami wracamy od razu do domu, jemy obiad. Układamy puzzle. Malujemy. Tworzymy bardziej, lub mniej udane DIY. Czytamy, przytulamy się, skaczemy i tańczymy, bawimy w chowanego. Bywają też cenne chwile wspólnej zabawy - bez nas. Bywa i oglądanie bajek na tablecie. A czasem przeczekujemy (ze zszarganymi nerwami) trudne popołudnie, z Księżniczką Fochną i Señor Awanturem, z nazgulimi wrzaskami, z kłótniami pod tytułem "nie lubię cię" lubisz" "nie" "tak"..."mamo ona powiedziała...." itd. Przytulamy, zalepiamy cudotwórczymi plasterkami Ciężkie Obrażania Na Paluszku o-tu-mamusiu-kropelka-krwi, całujemy stłuczenia, wycieramy łzy. A czasem tracimy cierpliwość, krzyczymy, mamy ich dość i czekamy do wieczora.
A wieczorami gramy w planszówki. Rozmawiamy. Albo słuchamy muzyki. Oglądamy filmy. Albo czytamy. Pijemy winko, albo melisę.
I dobrze mi jest, że nie muszę do tego picia kawy sypać sobie liści wokół kubka. Że dzieciaki nie muszą bawić się szaro - miętowymi królikami. Że nasze codzienne spacery wśród bloków i śmietników. Że nie jestem zobowiązana do relaksowania się w odkrywczych, wystylizowanych wnętrzach. Do gotowania w designerskich garnkach. Że pamiętnik piszę w zwykłym zeszycie zwykłym piórem, bez washi tape, pieczątek, koronek i retro nożyczek.
Że mogę, ale nie muszę. Że nie mamy lajfstajlu, tylko nasze dobre życie. Z masą błysków, roziskrzeń i momentów, ale poza tym cudownie, cudownie niewyszukane.
Leż sobie na tej kanapie, ile wlezie :) ale zostań - blogosfera Cię potrzebuje - normalności, dystansu i prawdziwego, a nie tylko hasztagowego reallife'u.
OdpowiedzUsuńZostaję zostaję, po prostu jest mnie trochę mniej, w dużej mierze jako odbiorcy:)
UsuńDziękuję Ci za miłe słowa:)
"Że nie mamy lajfstajlu, tylko nasze dobre życie." - moje ulubione zdanie z powyższego wpisu.
OdpowiedzUsuńNie mam nic do "szaro - miętowych królików" uwielbiam estetyczne rzeczy, ale najważniejsze żeby faktycznie umieć cieszyć się codziennością.
Mi też ciężko było się teraz ogarnąć na blogu, bo oprócz pracy jakoś unikam ostatnio komputera. Mam ochotę spędzać czas na wszelkich innych czynnościach, może to ta jesień.. :)
Ja też lubię estetyczne rzeczy, pewnie że tak.
UsuńPo prostu internetowy świat jest przedoskonały z każdej strony;)
Jak dobrze wiedzieć, że nie tylko ja piję kawę bez liści, mój laptop nie jest biały, a garnki mam brzydkie. No i zazwyczaj najpierw po prostu jem. Długo ostatnio o tym myślałam, że trochę chyba zapominamy przeżywać nasze życie, wiecznie je utrwalając i upiększając, zamiast po prostu nim żyć.
OdpowiedzUsuń"trochę chyba zapominamy przeżywać nasze życie, wiecznie je utrwalając i upiększając, zamiast po prostu nim żyć" Zgadzam się w pełni!
UsuńAch, Pola, cudownie to napisałaś! I mimo, że popełniam część instagramowych grzechów przez Ciebie wymienionych, bo nawet jesień nie jest w stanie mnie uleczyć od nałogowego pstrykania zdjęć (ale tak było również w czasach przed social media, więc wiesz..), to i tak absolutnie jestem zdania, że właśnie tego nam trzeba, więcej normalności, mniej tego nadęcia i perfekcji. I zdecydowanie mniej szaro-miętowych królików. I gwiazdek! Nie mogę już na te rzeczy patrzeć, noo :D
OdpowiedzUsuńJa właśnie uważam, że Twój instagram to jeden z tych fajnych, nie przestylizowanych kont:)
UsuńAle wiesz, że to by była wielka kokieteria mówić, że nic nie stylizuję. Mogłabym w tym momencie zamieścić zdjęcie pogniecionych poduszek w salonie, okruchów (taaak, po serniku) na stoliku kawowym i pustych kubków, bo właśnie taki widok się przede mną rozpościera..ale wiadomo, że lepiej się patrzy na ładne kadry, a ja lubię te ładne kadry robić. I jednak mimo wszystko dbam, by mi odkurzacz nie właził pod aparat - ale myślę, że chyba to jest zrozumiałe :)
UsuńNo i bardzo mi miło, że tak mówisz o moim instagramie :)
UsuńDlatego napisałam, że nie PRZEstylizywoanych. Wiadomo, że nie będziesz wrzucać brudnych naczyń w zlewie i zagluconych chusteczek;) To jest właśnie kwestia zdrowego środka między naturalnością, a naturalizmem;)
UsuńZ książkami jest jeden problem - jak już zaczniesz to nie możesz skończyć. Od monitora odejdę jak zaczynają boleć mnie oczy od książki nie, będę tyle siedzieć i czytać aż skończę ":)
OdpowiedzUsuńI mam to samo zadanie o blogach.
No, bywa i tak;) Kiedyś nawet pisałam o takich książek, co pochłaniają razem z głową:)
UsuńBlogosfera ma swój plus - jeśli ją lubisz, to po prostu odpoczywasz przy niej. Ale nie jest priorytet każdego dnia.
OdpowiedzUsuńFantastycznie, że potrafisz dzieciaki nauczyć lubienia sztuki, spędzania czasu kulturowo, a nie własnie z tymi elektronicznymi zabawkami.
Świat potrzebuje takich rodziców, bo większa część nowego pokolenia, już rodzi cię z drutami wystającymi z głów.
Pozdrawiam.
Zgadzam się, blogosfera ma całe mnóstwo plusów! Kwestia znalezienia równowagi w dawkowaniu świata wirtualnego i realnego.
UsuńTą kulturę trochę im staramy się sączyć mimochodem i naturalnie, żeby traktowały ją jako coś normalnego. I ja pozdrawiam:)
Dobrze napisane. Najważniejsze to znaleźć w tym wszystkim złoty środek i nie popadać w skrajności :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDzięki! Złoty środek to moje drugie imię chyba;) I ja pozdrawiam!
UsuńWięcej życia w życiu! Nie ma co gonić do doskonałości, która tak na prawdę nas nie uszczęśliwia a wymusza ciągłe spinanie się. A tak w ogóle to ja za leniwa jestem na to ciągłe doskonalenie siebie i całego otoczenia wokół. Jedyne co potrafi zmusić mnie do wysiłku to ... moje dzieci. Choć chwile gdy bawią się same uwielbiam :) Cieszę się, że tutaj dziś zajrzałam.
OdpowiedzUsuńJa tez się cieszę:)
UsuńDoskonalenie siebie jako takie nie jest złe, ale trzeba znać proporcje, i swoje motywacje:)
Pozdrawiam!
Jestem tu pierwszy raz i urzekłaś mnie od pierwszego wejrzenia :) Do takiego miejsca, a zwłaszcza podejścia, aż chce się wracać. Dziękuję i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBaaaardzo mi miło:)
UsuńPrzeczytałam Twój post oraz wszystkie na ten temat polecone przez Ciebie. Myślę...fajnie. Tylko, że na blogowych zdjęciach nie widać tych trudniejszych chwil, momentów, kiedy ma się dość, wygląda nietwarzowo krzywiąc twarz w grymasie znużenia itp. Nie dziwota więc, że czytelniczki bywają sfrustrowane porównując się z blogerkami. Obraz chyba jest bardziej sugestywny niż słowo. Ot, taka moja refleksja. Niemniej jednak czytało mi się przyjemnie. A ze swojej strony mogę polecić wpis Ajki z Prostego bloga pt "A ja nie mam lajfstaja"
OdpowiedzUsuńDzięki za ten komentarz, dał mi do myślenia:)Pewnie masz rację, że obraz ma większy wpływ:)
UsuńTo chyba próżność i miłość własna, może kokieteria...
Ja mogę mówić za siebie - pokazuję moją rzeczywistość bez upiększania, (np nie stroję się specjalnie do zdjęć, zdjęcia robimy podczas autentycznych spacerków czy wycieczek), ale też wybieram to, co jest estetyczniejsze, zwyczajnie przyjemniej patrzy się na ładne zdjęcia.
Pozdrawiam!
Paulina!!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię za ten tekst. Nie możemy dać się zwario
Cd ;)... zwariować. Czyż nasza zwykła codzienność nie jest piękna?!!! Czasem męcząca, czasem zwariowana, ale jednak nasza, jedyna w swoim rodzaju.
UsuńJak zwykle pięknie napisane. Cudownie się Ciebie czyta. Pisałam już to kilka razy i ciągle się powtarzam. Wobec tego życzę Ci dużo czytających i odwiedzających i abyś miała siłę i ochotę by dalej pisać a przede wszystkim inspirować ludzkość.
OdpowiedzUsuńPaulina, jestem Twoją fanką.
Ja mam w sumie spokój, bo nie odwiedzam za dużo blogów, a szkoda. Tak jak napisałaś za dużo poradnictwa, po prostu jak widzę 10 rzeczy, które musisz zobaczyć lub zrobić.... od razu na starcie uciekam. Również lubimy żyć według naszego uznania i bardzo dobrze nam z tym.
No i dzięki za polecone blogi a raczej dziewczyny piszące te z poczuciem humoru.
UsuńNo i dzięki za polecone blogi a raczej dziewczyny piszące te z poczuciem humoru.
UsuńBłogosfera zamiast blogosfery.. ładnie napisane:) W ogóle cały tekst ładnie napisany i tak prawdziwie. Masz rację, że przesycenie idealnością może się odbić czkawką. Dla mnie ważna jest równowaga. Lubię mieć ładnie wokół siebie, czasami coś do zdjęcia poukładać, poupiększać, ale jest to element rozrywki, a nie poczucia, że tak trzeba na co dzień;)
OdpowiedzUsuńDziewczyny, bardzo Wam dziękuję za miłe słowa!
OdpowiedzUsuń