Zajrzałam wczoraj wieczorem do dzieci. Mała Iskra* jak zawsze rozkopana, z rozwichrzonym włosem, z trzema obowiązkowymi przytulankami wymownie rozrzuconymi wokół, śpi, Królowa Życia. Mały Wilczek* wtulony w Tygryska i Koziołka, zakopany w kołdrze samochodzikowej, jak zawsze na boku, oddycha spokojnie, oczka ma zamknięte z tymi obłędnymi rzęsami.
Śpią. Śpią. Zdrowi, szczęśliwi, otuleni miłością.
Ostatnia niedziela, 27 grudnia to Dzień Rodziny. Fajnie, że jest taki dzień, piękny i ważny, choć pewnie, w Poświątecznym Leczeniu Obżartego Brzucha nie zawsze go dostrzegamy.
Zresztą, rodzinę jako taką też niekoniecznie dostrzegamy, bo zwyczajne nie ma czasu na nabranie dystansu i zauważenie całej cudowności, jaką nam ona daje.
No bo jak dostrzec jakąkolwiek cudowność w pośpiechu, zmęczeniu i niewyspaniu. Gdzie jest miejsce na zachwyt w awanturkach, fochach, histeriach i buntach. Jak zauważyć cokolwiek pośród stosów prania, rozpacianego jedzenia, wylanego picia, i mas klocków lego na podłodze.
Rodzina to nie jest łatwa rzecz. Rodzina to sprawa mega trudna, wymagająca ogromnego zaangażowania czasu, energii, wiedzy i wszystkiego chyba. Rodzina bywa wkurzająca, stresująca i męcząca. Rodzina to niewygodne poczucie ogromnej odpowiedzialności, do końca życia, każdego dnia. Rodzina to schizofreniczny balans między mam-wszystkiego-dosyć-chcę-na-pustynię a nie-mogę-bez-nich-żyć-totalnie. Rodzina to rujnacja wielu innych planów, marzeń i aspiracji. Zresztą, oj tam oj tam, nuda i banały, każdy ma jakąś rodzinę i co z tego.
Wiele razy wzdychałam nad barwnymi reportażami z dalekich krajów, nad spektakularnymi karierami rówieśników. Nad kolejnym, cholernym dniem świstaka, nad kolejnym glutem, wiecznym bajzlem i porażkami pedagogicznymi.
Ale decyzja o założeniu rodziny była najlepszą jaką podjęłam w moim życiu.
Bo, czy można mieć większe poczucie sensu niż słysząc te naiwno - mądre pytania z ust przedszkolaka, że "nie wolno byc niedoblym plawda mamusiu"? Czy można dostać większy zastrzyk szczęścia na dzień dobry niż słodki cmok półtoraroczniaka na przebudzenie poprzedzony teatralnym szeptem "Mamu pi" (mamusia śpi)? Czy można się rozwinąć bardziej jako człowiek niż będąc rodzicem?
Codziennie słyszę ich wrzaski i kłótnie, wyganiam fochy, zaciskam zęby i tłumaczę coś po raz milionowy, codziennie sprzątam syf przy stole, składam tony ciuszków, codziennie następuję na jakiś samochodzik/klocek, martwię się, denerwuję, nudzę i frustruję. I codziennie obserwuję, że czegoś nowego się nauczyli. Codziennie są mądrzejsi o nowe doświadczenie, moje dzieci. Codziennie pękam z dumy. Każdego dnia widzę wpatrzone we mnie oczy, pełne takiego uwielbienia, że aż mnie zatyka. Widzę, jak rodzą się jedyne w swoim rodzaju relacje bratersko-siostrzane, przyjaźń najprawdziwsza na świecie. Przyglądam się stópkom zwiniętym z przejęcia przy czytaniu książek. Przyjmuję na klatę Radość Absolutną z powodu zjazdu z brudnej zjeżdżalni i Rozpacz Totalną gdy skończy się sok jabłkowy albo czas oglądania misia uszatka. Każdego wieczora zasypiam znając się bardziej, mając oszałamiającą dość świadomość tego, że w oczach połowy domowników jestem wszechmocnym półbogiem i wzorcem z Sèvres w każdej kwestii.
Robi wrażenie.
Łapcie szczęście w Nowym Roku!
* Postanowiłam tak nazywać dzieci na potrzeby blogowe. Imionami pozostają nazywane w realu, niech tu mają ksywki. Iskra, zgapiona od Sapkowskiego, pasuje do naszej żywiołowej córy jak ulał, a Wilczkiem mianuje się nasz synek nieprzerwanie od ponad roku, ostatni protestował, gdy mówiliśmy o tym, że nie będziemy reagować na jego widzimisię: "nie jestem misię, jestem wilczkiem!" To jest.
Świetne zdjęcia, oby jak najwięcej rodzinnych chwil było w kolejnym roku! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!:)
Ach, Pola! Po raz kolejny czytam i kiwam głową. Dosłownie - jakbyś mi wpis na zamówienie napisała. Wszystko się zgadza, łącznie z szaloną "Iskrą" i z obłędnymi rzęsami starszaka. Z chęcią wybycia na pustynię, robienia karier, ale i codzienną dumą z ich postępów, mądrości, niesamowitej wrażliwości i czułości. Rodzic już chyba zawsze żyje w takim rozdarciu, poczuciu straty czasu i poczuciu zyskania najwartościowszego czasu na świecie. I to jednocześnie. Schizofrenia matczyna jak nic, ale tak właśnie jest. Szczęśliwego Nowego Roku! <3
OdpowiedzUsuń"Niedługo nasze umysły będą stanowić jedną całość", jak powiedział Kot w Butach do Shreka;)
UsuńDzięki dzięki, Tobie też Szczęśliwego!
A ja nawet dziś zachwycam się , że dokonałam takiego dzieła, jak moje mądrzące się 23-letnie i wiecznie wymagające 14-letnie szczęścia. Nawet po latach podziwiam te rzęsy, noski, wielkie nogi, bicepsy!, uśmiechy itp....
OdpowiedzUsuńTe bicepsy i wielkie nogi jeszcze przede mną;) To jest dopiero dzieło i powód do zachwytów;)
UsuńMam tak samo jak Ty :)!!!
OdpowiedzUsuńWszystkiego Najlepszego w Nowym Roku :)!!!
Dzięki, wzajemnie!
UsuńKażda matka powinna przeczytać Twój wpis, w chwilach największego zwątpienia, żeby odegnać kryzys i w chwilach najwiekszego zachwytu, żeby obwieścić światu dumę. To niezwykłe, nie do opisania uczucia targające nas matki codziennie o zmienności faktycznie jak u chorego ;) Cudnie, że tak masz i cieszę się, że ja też :)) Wszystkiego dobrego kochani :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo. I dla Ciebie najlepszego:)
UsuńPaulina, zachwycam się ciągle Twoim pisaniem. Piszesz tak pięknie i przekonowująco, że brak mi słów by skomentować Twoje wpisy. Mogę Ci tylko podziękować za ten post i fajnie by było, gdyby przyszli rodzice, którzy nie są do końca pewni rodzicielstwa mogli przeczytać to o czym piszesz. Tekst mocno wzrusza i daje do myślenia.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać to mojemu panu.
Ach, ach jak mi miło:)
UsuńOj, wzruszyłam się do łez. Pięknie i mądrze napisane. I widzę w tych słowach swoje własne odczucia. Mieszanka przeróżnych emocji, nie zawsze pozytywnych, ale bilans zawsze wychodzi na plus :)
OdpowiedzUsuń54 year old Legal Assistant Minni Beevers, hailing from Saint-Sauveur-des-Monts enjoys watching movies like The Derby Stallion and Listening to music. Took a trip to Tyre and drives a Mercedes-Benz SSK Roadster. na stronie internetowej
OdpowiedzUsuń