Wyjazd w Dolomity z dziećmi planowaliśmy od dawna. Uwodziła nas unikatowość tych gór, ich charakterystyczne, strzeliste kształty, koloryt. Jak wiadomo, plany musieliśmy modyfikować, ale w tym roku spełniliśmy nasze marzenie.
Wspominałam już na Instagramie, będąc zupełnie na świeżo, że bałam się tego zbyt napompowanego balonika. Że wszystko co najpiękniejsze już widzieliśmy na zdjęciach. Na miejscu okazało się jak bardzo od czapy były te obawy. Dolomity w pełni zasługują na miano najbardziej malowniczych gór świata. Jest wszystko, piękne, przestrzenne doliny z migotliwymi strumyczkami, leśne trawersy, zielone, trawiaste zbocza i strzeliste spektakularne szczyty. Te szczyty, uformowane z jasnego wapienia zmieniają się z każdą chwilą, z każdą zmianą światła, można było gapić się na nie jak na jakiś ekran.
Organizacja wyjazdu w Dolomity z dziećmi
Ogólne wrażenia więc były wspaniałe. Do tego drobiażdżki, które tak często mają decydujący głos o ogólnych wrażeniach. Konkretniej, trzy drobiażdżki, już nie takie małe w sumie, bo dziesięcio-, ośmio- i niemal pięcioletnie.
O ogólne kwestie biwaku z dziećmi nie martwiliśmy się wcale, jak wiecie, mamy ten temat przećwiczony dość mocno (dużo biwakowania na blogu już było). Mieliśmy natomiast trochę obaw związanych z Piratem, jak wspomniałam niespełna pięcioletnim, i jego trekkingiem. Pirat miał za sobą trochę doświadczeń górskich, w dużej mierze z królewskiej perspektywy nosidła, ale trochę po szlakach podreptał na własnych nóżkach. Mieliśmy jednak świadomość, że Dolomity to nie Bieszczady, dlatego, mimo słusznych 16kg, wzięliśmy awaryjnie nosidło. Ku niezadowoleniu kolan Krychy, przydało się.
Szlaki z dziećmi w Dolomitach
Co zachwyca na pierwszy rzut oka, to rozległość tych gór, i idealne połączenie kameralności, stosunkowo niewielkich odległości i przestrzeni, które dawały oddech. Szlaków jest mnóstwo, więc bywały dni, kiedy przez cały czas trekkingu, na trasie spotykaliśmy 2-3 osoby. Większość czasu spędziliśmy w mniej popularnej, wschodniej części tych gór, ale w najmniejszym stopniu nie odczuliśmy tego w widokach ani infrastrukturze. Szlaków jest bardzo dużo i są dobrze oznaczone, a na naszych docelowych wysokościach (około 2 tys npm) są schroniska, które jak wiadomo są cudowną motywacją zwłaszcza dla nieletnich.
Naszą bazą był kameralny camping w dolince, przy miejscowości Cimolais. Wynaleźliśmy go jeszcze przed wyjazdem, znając nasze campingowe priorytety, czyli spokój, cisza i malownicze położenie, zdecydowanie dla nas ważniejsze niż wygody, luksusy i dodatkowe rozrywki.
W drugim tygodniu naszych wakacji przenieśliśmy się bardziej na zachód, w okolice Bolzano. To zdecydowanie bardziej turystyczna wersja Dolomitów. Doliny, takie jak Val di Fassa, Val di Fiemme czy Cortina d’Ampezzo to bardzo popularne ośrodki narciarskie i siłą rzeczy przyciągają turystów także w lecie. Co skutkuje większymi cenami i większym zagęszczeniem ludzi, ale też takimi atrakcjami jak kolejki górskie (niezapomniane doświadczenie!).
Dolomity. Co poza górami
Ale nie samymi górami człowiek żyje. Zresztą, pojechaliśmy z dzieciakami, które co prawda w górach odnajdują się bardzo dobrze, ale, jak to dzieci, chcą się też popluskać, zjeść lody i wrzucać kamyczki do rzeki.
Dni restowe były więc wypełnione zimnymi, krystalicznymi strumykami, spacerami przy pięknych szmaragdowych jeziorach, klimatycznymi miasteczkami. Wybraliśmy się też do Bolzano, miasta, które samo w sobie jest bardzo ładną fuzją austriacko włoskiej architektury, ale nas przyciągnęło przede wszystkim Muzeum Archeologiczne Południowego Tyrolu, czyli dom Człowieka z Lodu, Otziego. To miejsce przenoszące w czasie, pokazujące wyposażenie, strój i samego człowieka (doskonale zachowane ciało zostało znalezione w rozmarzającym lodowcu w górach) żyjącego 5 tys lat temu. Arcyciekawa wystawa, także dla dzieciaków.
Trochę tęsknotą patrzyliśmy na wyższe partie i via ferrata, które, ze względu na młodsze dzieci odpuściliśmy. Przez chwilę rozważaliśmy też Wenecję, i też daliśmy sobie spokój, bo upał i jedno z najbardziej turystycznych miast świata z trójką dzieci to raczej nie jest przepis na sukces.
O tym zresztą, że wakacje to w dużej mierze odpuszczanie, wiemy nie od dziś. Wakacje to wakacje. Wiadomo, że czasem bywa bardziej intensywnie, w nowych, dalszych miejscach. Ale nie zajeżdżamy się. Wybieramy moczenie nóg w strumieniu i oglądanie spektaklu świateł i cieni na górach naprzeciwko, nawet jeśli odbywa się to kosztem jednej czy drugiej atrakcji turystycznej.
Zapraszam na dużo zdjęć
Miasteczka wśród gór |
nasza klimatyczna baza na pierwszym campingu |
i w wersji wieczornej |
poprawiają kopczyki |
a wśród gór takie łąki kwietne jak z bajki |
Bolzano i Otzi. Tu odtworzona rzeźba z wosku, prawdziwą mumię można zobaczyć w specjalnym pomieszczeniu |
a tu przepiękna katedra |
jeden dzień w sukience |
Strauben, tradycyjny deser z Tyrolu |
joga z widokiem |
taki plażing dolomicki. Kąpiele głównie w miłych, zimnych, czyściutkich strumyczkach |
Pirat w górach. Bywało różnie, jednego dnia miał dosyć po 300 metrach w płaskim, przyjemnym lesie, innego zasuwał pod górę w słońcu, bez oglądania się na nikogo. |
Tego dnia trasa była bardzo wymagająca, ale to jezioro, jakby pomalowane, było godną nagrodą:) |
Drużyna |
Bajecznie piękne widoki 😍!!! Oj, zazdroszczę Wam tak cudnych wakacji ❤!!! Serdecznie pozdrawiam całą Waszą Drużynę 😊!!!
OdpowiedzUsuńWidoki przepiękne, na pewno to będą niezapomniane wakacje :)
OdpowiedzUsuńWspaniałe miejsce
OdpowiedzUsuń