Mamy tradycję dorosłych wypadów do Kazimierza Dolnego raczej w sierpniu, przy okazji rocznicy ślubu. Kojarzy mi się bardzo sierpniowo to miasteczko, pasuje kolorystycznie do mojego o sierpniu i końcu lata wyobrażenia.
Ostatnio udał nam się taki wczesnoletni kazimierski dzień. Tym razem nie był to nasz tradycyjnie płowy dzień z miękkim światłem, pachnący pierwszymi jabłkami i skoszonym zbożem. Dzień lata jeszcze młodego, zielonego, pachnącego czereśniami i lipami.
Tradycyjny był za to spacer nad Wisłę, a Wisła niezmiennie leniwa, z piaszczystym brzegiem i charakterystycznym, mulistym zapaszkiem. Idziemy sobie wtedy ze ręce, albo tylko małe palce zaplatając, gdy jest zbyt gorąco. Idziemy i milczymy, bo nie trzeba odpowiadać na miliony pytań, zauważać, potwierdzać i doceniać. Rozmawiamy, śmiejemy się, gapimy się razem w niebo. Bez nadmiernego bagażu (choć ten i tak ostatnio już mniejszy nawet z dziećmi). We dwoje, on i ja, jak kiedyś było i kiedyś będzie. Dlatego dbamy o ten tylko nasz czas. Dwoje dorosłych ludzi, którzy wybierają, świadomie, bycie razem, i ten spacer z zaplecionymi małymi palcami. Dobrze się przekonać, że idziemy sobie razem, i bierzemy się za ręce z premedytacją.
Pięknie wyglądasz 😍... i jaki cudny, romantyczny wpis!!! Jak najwięcej takich chwil Wam życzę 😊!!!
OdpowiedzUsuń