piątek, 13 stycznia 2017

a jeśli zima to w śniegu cała

Nie jestem może jakimś największym na świcie fanem zimna, ale mimo wszystko powtarzam za klasykiem, że jak jest zima, to musi być zimno.
Ale tak naprawdę zimno, a nie jakieś bździawe okolice zera...

I zawsze czekam, na choć parę dni takich solidniejszych mrozów, takich dieslo-killerów. Jak tak przymrozi, to człowiek, mimo rajtuzów pod spodniami, zamarzniętych włosów i zdechłego samochodu, zdecydowanie czuje że żyje. Zawsze słyszałam od babć, że musi być duży mróz w zimie, bo wybija robactwo i potem w lecie jest mniej komarów. Podobno nie ma to żadnego związku z rzeczywistością, jest wręcz przeciwnie - przy dużych mrozach owady po prostu zakopują się głębiej i żadnej owadozagłady nie ma.
Ale siedzi to we mnie. Zima jest. To musi być zimno.

Oczywiście, że przyjemniej byłoby mi teraz na jakieś rajskiej wyspie pod palmami chodzić boso po ciepłym piasku... Ale na tym to właśnie polega - w życiu nie musi, a wręcz nie powinno być zawsze przyjemnie i komfortowo. Przy wiecznym komforcie i nieustannej przyjemności ciało wiotczeje, charakter flaczeje, mózg rozmamłuje, wszystko się nudzi, zasładza tak na mdląco - klejąco.

A mróz nadaje nam jakiejś dzielności.
Ja wiem oczywiście jak to brzmi - w tym naszym wygodnym społeczeństwie, bezpiecznym i stosunkowo zamożnym, pełnym kaw z cynamonem, herbat z imbirem, kominków, wełnianych kocyków i termoforów.
Ale na taki mróz dobrze jest spod tych kocyków wyjść i się w tę zimę porządnie zanurzyć. Pochrupać i poskrzypieć butami po błyszczącym śniegu, mrużyć oczy na ostre zimowe słońce, poczuć szczypanie na policzkach. A po takim spacerku przy minus 20, we wspaniały sposób rozgrzewa się krew, nabłyszczają oczy, zarumieniają policzki i pojawia się zupełnie nowa, świeża energia, towar deficytowy o tej porze roku.


I się czuje taki intensywniejszy kontakt z naturą. Mniej komfortowy niż wąchanie kwiatków w ogrodzie, taki, który choć troszkę uświadamia, jak bardzo od tej natury jesteśmy zależni. Taki, który daje jakieś połączenie z pierwotnym człowiekiem w nas. A ja jakoś potrzebuję takich choć w niewielkim stopniu pierwotnych sytuacji. Niekoniecznie może od razu walki z niedźwiedziami i szycia sobie ałtfitów ze skóry tychże. Po prostu pójścia z dzieciakami na dłuższy mroźny spacer i zanurzenia się w to wdychanie lodowatego powietrza, szczypanie policzków i ręce kostniejące w minutę po zdjęciu rękawiczek.
Nie wiem czy widzieliście, jest taki film Capitain Fantastic o ojcu, zbuntowanym wobec naszej cywilizacji, wychowującym swoje dzieci wśród natury, w takiej trochę utopijnej rzeczywistości. Życie w lesie, polowanie, długie biegi, sprawność, a przy tym dużo książek, rozmów, nauka samodzielnego myślenia. Bardzo na mnie duże wrażenie zrobił, zwłaszcza w kontekście wychowywania naszych własnych dzieci i tego na co się godzimy z dzisiejszego świata, gdzie idziemy na kompromis, a gdzie idziemy pod prąd.

W każdym razie, bo ja tu się rozgadałam o utopijnych wizjach. Ten śnieg, ten mróz działają na mnie cudownie ożywczo. Niewygodne to może, ale potrzebne.
I zwyczajnie piękne przecież, na swój cudowny, bajkowy sposób piękne.

 


 



Zabawa w chowanego. Iskra przemyślnie ukryta.

 

17 komentarzy:

  1. a zgadzam sie w pelni, i nawet wole mroz od szarej mamlygi
    choc jakis mrozow dieslo-killerow od lat nie doswiadczam


    piekne zdjciecia , udalo ci sie te mroznosc skrzypiaca uchwycic

    choc skazona medycyna ci napisze, ze zawijanie ust szalikiem nie jest dobre, wdycha sie wilgotne powietrze i z wieksza iloscia bakterii i wirusow, ponoc o zakazenia latwiej
    suchy mroz lepszy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O owijanie buzi szalikiem toczymy różne dyskusje z mężem:D
      Ja twierdzę, że przede wszystkim to nic przyjemnego - taki szalik zaraz się robi mokry i zamarza. Mąż argumentuje, że na biegunach zawsze mają zawinięte usta i jeśli wdychamy jakieś wirusy to tylko swoje własne :)

      Usuń
  2. Pięknie piszesz! Na przekór temu siedzeniu pod kocem z herbatą, faktycznie dobrze się zmierzyć z białym żywiołem, wyjść, poczuć mróz na policzkach. A jak wspaniale się potem wraca na gorącą zupkę! Zdjęcia jak zawsze genialne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Agata:)
      Tak, zupa po taki spacerze, to najlepsze co może być:)

      Usuń
  3. Bardzo lubię połączenie śniegu i mrozu, a najlepiej jeszcze w pakiecie ze słońcem. Jeśli nie ma wiatru to niska temperatura mi w ogóle nie przeszkadza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, wiatr mocno wpływa na odczuwanie zimy:)

      Usuń
  4. nie lubię zimy i gdybym mogła wykreśliłabym ją z kalendarza zastępując podwójną wiosną :-) ale zauważyłam pewną fenomenalną rzecz, dla dzieciaków nigdy nie jest za zimno i za gorąco, to się zmienia z wiekiem. Określenie "bździawe okolice zera" przejmuje do swojego języka :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe:)
      U nas przy pierwszych większych chłodach były protesty, że "mama, zimno, idziemy do domu! " Ale już się przyzwyczaili i faktycznie mają na dworze wielką radochę:)

      Usuń
    2. bywa za goraco, moje wrazliwe.... nie lubia upałow i lato przez to nie jest najulubiona pora roku
      zima jest ;)

      Usuń
  5. A jednak ten mróz nas powalił. Byliśmy w zeszły weekend na wsi. Poszliśmy na saneczki, na górę nieopodal domu. Dziewczyny były lekko zakatarzone. Mama mi mówi: ,,Idźcie, idźcie, mróz wybije te zarazki". Niestety, bidule się rozcherlały i końca nie widać :/.
    Zima piękna jest :).... jednak mogłaby trwać krócej ;P!!!
    Pozdrawiam serdecznie
    MaRuda :)!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, współczuję choróbska! Zdrówka!
      Co do tego, że zima mogłaby trwać krócej, zgadzam się:D Ja zaczynam wypatrywać wiosny jakoś na początku lutego;)

      Usuń
  6. W tej kwestii mam podobne podejście. Jest zima, to musi być zimno. Spacer po lesie, skrzypiący pod butami śnieg, czysta biel wokół, wirujące płatki śniegu ... Ach, znowu się rozmarzyłam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ta zima, a w szczególności dni z temperaturą -20 przypomniały mi dzieciństwo... wtedy zima była prawdziwa, z ogromną ilością śniegu i właśnie takimi temperaturami. A ja mimo to spędzałam wiele czasu na dworze, lepiąc bałwany, czy zjeżdżając na sankach... to było wspaniałe. I w tym roku idąc na długi spacer przy takiej temperaturze, aż miło mi się zrobiło, miło też patrzeć, że śnieg nadal się utrzymuje, cieszy oko. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie, sanki, skrzypiący pod butami śnieg, to wszystko kojarzy się z tą sielskością dzieciństwa:)

      Usuń
  8. Ładny tytuł, nasuwa mi na myśl takie piękne zimowe obrazy. Post jak zwykle fajny, mądry i jak to już mi się często zdarzało w Twoich przemyśleniach odnajduję swoje myśli:) Ja też lubię kiedy pory roku wyglądają tak jak wyglądać powinny i w sumie nie pasowałoby mi teraz wygrzewać się na plażach rajskich. Wolę w dwóch parach spodni i trzech parach skarpet ukrytych w kozako-kaloszach iść do koziarni, a tam rozgrzać się pracą przy zwierzętach. Albo wybrać się w góry, na narty albo na piesze wycieczki w kopnym śniegu. Odkąd przeczytałam artykuł o leśnych przedszkolach w Norwegii, gdzie dzieciaki cały rok są na dworze (nawet śpią na mrozie) wprowadziłam w życie powiedzenie, że nie ma złej pogody, jest tylko nieadekwatne do pogody ubranie;) A z tym mrozem i robactwem, to ja słyszałam wersję z kleszczami. Ale na ile to prawda, nie mam pojęcia;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tytuł to fragment mojej ulubionej "Kołysanki dla Joanny" Wolnej Grupy Bukowiny, posłuchaj sobie bo bardzo ładna:)

      Z tą zasadą, że nie ma złej pogody, zgadzam się w zupełności! Ciekawa sprawa z tymi przedszkolami norweskimi!

      Usuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!