Z wiekiem (hoho, tak tak) zmienia mi się poczucie luksusowości.
Nigdy nie należałam do fanów luksusu na pokaz, ostentacji i podejścia zastaw się a postaw się, ale im dalej w wiek, tym bardziej luksus jest dla mnie a nie dla poklasku.
Luksus ma dla mnie dużo wspólnego z miłością do siebie. Z otulaniem jakiejś cząstki siebie takim kaszmirowym kocyczkiem. Z robieniem miłych rzeczy dla siebie, i nie pokazywaniem tego w mediach społecznościowych.
Od jakiegoś czasu silny trend cichego luksusu, który jednak mocno stawia nacisk na wyglądzie, i tym jak wyglądać, żeby było bogato, ale nie ostentacyjnie, że niby nie ma to znaczenia. Dość przewrotne, zwłaszcza, gdy można znaleźć ubrania w stylu "silent luxury" na portalach typu shein.
W czasach, gdy "luksus stracił blask" (bardzo polecam książkę o tym tytule, autorstwa Dany Thomas), a produkty marek zaliczanych do luksusowych produkowane są masowo w Chinach i w zasadzie nie różnią się od swoich podróbek, trochę nam się definicja luksusowości chwieje.
Jeśli luksusem jest coś dla wąskiej grupy społecznej, to myślę, że coraz bardziej luksusowy staje się jakościowy czas offline. Przez jakościowy wcale nie mam na myśli produktywny i pożyteczny. Luksusowo mi jest, gdy siedzę na kocu gdzieś w plenerze i wystawiam twarz do słońca, a telefon leży gdzieś zapomniany. Gdy zamiast siekać sobie mózg szokującymi krótkimi niusami, robię temu mózgowi miły masaż krzyżówką albo grą planszową. Gdy zamiast frustrować się kreacją idealnego życia innych, jestem obecna we własnej rzeczywistości. Gdy zamiast garbić się i męczyć oczy migającymi obrazkami, idę na spacer. I bardzo luksusowo, gdy robię coś fajnego i nie mam imperatywu, żeby stworzyć z tego rolkę na instagram. Ta świadoma decyzja (zwłaszcza, że od lat prowadzę jednak ten blog i mam odpoczywalniowe konta na SM), żeby się nie dzielić w internecie różnymi działaniami, czy rzeczami dają mi właśnie to poczucie że robię coś tylko dla siebie.
Żyjemy w epoce wiecznego pośpiechu i ciągłego braku czasu. Praca, dzieci, dom, ciągłe ogarnianie czegoś. Dlatego sam czas wolny - i powolny, czas spędzony bezproduktywnie - stał się dobrem unikatowym i bardzo cennym. Luksusem jest dla mnie poranna kawa, na którą mam czasem 10 minut, a czasem godzinę. I wieczór z melisą i książką, kiedy już nic nie muszę. I niedziela, gdy nie mamy żadnych planów.
Luksusem jest dla mnie to miejsce. Prowadzę tego bloga blisko 15 lat, bez oglądania się na statystyki i klikalność, bez kompromisów, pokazywania więcej niż bym chciała. Cieszę się, że tu jesteście, jestem bardzo wdzięczna za każdy like, komentarz i mail. Mam jednak ogromne poczucie wolności, w tym, że moje pisanie się nie monetyzuje i nie muszę nic pod tym kątem kalkulować. Myślę, że właśnie to poczucie wolności i braku presji sprawiają, że ciągle tu coś tworzę. Bo mogę, a nie muszę. (Żeby nie było, nie mam nic do blogów profesjonalnych)
Spacer po lesie. Bardzo mocno dociera do mnie jakim luksusem jest spacer po lesie. Gdy mogę zrobić sobie przerwę od wszystkiego i po prostu chodzić wśród drzew.
W kwestii rzeczy materialnych. Dobre materiały i porządne rzemiosło. Przyjemność użytkowania, estetyka, dobry projekt, trwałość.
Raz na jakiś czas kolacja fine dining. Na co dzień - jakość, dobre składniki, mniej, ale lepiej. Wspólne, ładnie podane posiłki, na ładnych talerzach, przy drewnianym stole.
To chyba starość, ale mam poczucie luksusu, gdy w domu jest posprzątane.
Podróże. Lecz znowu, nie te ostentacyjne, na pokaz, pokazujące ile pieniędzy na nie wydałam.
Dość zaskakującym dla mnie luksusem, którego doświadczam od niedawna, jest wiek. Skończyłam 40 lat. I zyskałam takie wewnętrzne poczucie... nie wiem, wolności, spokoju, odpuszczenia? Że nie muszę nic nikomu udowadniać, bo jestem wystarczająca. Mam dystans do różnych powinności życiowych, opinii innych. Oczywiście nie jest tak, że powinności życiowe nie istnieją. Istnieją, że hoho. Tak samo wychowuję troje dzieci, pracuję, zajmuję się domem, i robię różne rzeczy, ale coraz silniejsze jest we mnie to wspaniałe poczucie, że dawałam, daję, i będę dawać radę.
Bardzo lubię mój widok z okna. Kilka drzew wyższych od kamienicy, ogromny jaśmin, trawa, konwalie, koty. Takie trochę dzikie podwórko, ale bardzo zielone. I chociaż mamy tylko 2 pokoje na 4 osoby, to i tak uważam, że to ogromne szczęście ( i chyba luksus) jest mieć taką zieleń za oknem w wielkim mieście.
OdpowiedzUsuńOj to prawda! Też mam drzewa przed oknem, to wspaniała i bardzo cenna rzecz!
UsuńSpacer po lesie ! Ile to dobrego człowiekowi daje.
OdpowiedzUsuńOj tak!
UsuńWszystkiego najlepszego. I to wszystko bardzo mądre. Mieszkam w lesie, czasami mam malo czasu dla niego i siebie w nim. W niedzielę jednak ten czas znajdę. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję:) Dobrego leśnego czasu dla Ciebie!
Usuńdla mnie luksusem jest brak trosk i obowiązków na głowie i taki prawdziwy slow life
OdpowiedzUsuńzgadzam się, umiejętność zwolnienia w dzisiejszych czasach jest bardzo luksusowa:)
UsuńSpacery po lesie to to co i ja bardzo lubię i doceniam czas gdy mogę wyjść podziwiać przyrodę. Nie zawsze udaje się jednak zobaczyć wszystko co by się chciało, mnóstwo zwierząt wyczuwa obecność ludzi i skutecznie się ukrywa. Ale od czego są w takim razie kamery leśne, te na https://dzikaknieja.pl/6-fotopulapki-i-akcesoria można montować na drzewach z powodzeniem i obserwować z ich pomocą zwierzęta przebywając w dowolnej odległości.
OdpowiedzUsuń