Zrobiliśmy parę przelewów, zmartwiliśmy się. Ale prawda jest taka, że wciąż byliśmy na wakacjach. Ciągle to nie była nasza wojna.
Gdy wróciliśmy, rzeczywistość, która zwykła witać nas obuchem w postaci prania i pilnych spraw, tym razem, cóż... wiadomo. Zmroziło mnie .
Tym bardziej chwyciłam się codzienności, tym bardziej łapię momenty. Jakie to ważne, po raz kolejny uświadamiamy sobie od ponad miesiąca. Gdy z tyłu głowy mam świadomość kruchości życia, dobrobytu i pokoju, gdy każda chwila przefiltrowana przez wieści z frontu.Codziennie wracam do bezpiecznego domu, pachnącego drewnem i wyciszającą mieszanką olejków eterycznych. Pieczemy chleb, czytamy książki na dobranoc. Na spacerach wypatrujemy rozwijających się listków. Utulamy, bardziej niż kiedykolwiek. Trochę żeby dać im poczucie bezpieczeństwa. Trochę żeby dać poczucie bezpieczeństwa sobie.
Oczywiście jak wszyscy, chciałabym nie mieć tak namacalnych dowodów, że nic nie jest na pewno, że trzeba cieszyć się życiem już natychmiast.
Ale cieszę się nim, mimo wszystko, choć czasem jednak trochę przez łzy.
Nie chodzi o to, żeby zamykać oczy, udawać, że nic się nie dzieje. Dzieją się rzeczy potworne, tragiczne, i dziać się będą, jeszcze pewnie długo. Dlatego trzeba się wzmacniać, podawać sobie najpierw tę maskę tlenową - o tej porze roku bardzo dosłowną, z tlenem przedwiosennym, pachnącym rozmarzającą ziemią, i mimo wszystko wystawiać buzię do słońca i zachwycać kwiatkami, bo one od tego są żeby się nimi zachwycać.
Wiecie, może to brzmi dość beztrosko, ale mam takie przekonanie, że zamartwianie się i spalanie w bezsilnej złości nikogo ani niczego nie ratuje. Wychodzę z założenia, że energię lepiej spożytkować na działanie, niż na rozpacz. Każdy ma coś, czym może się podzielić bez nadmiernego nadużywania
siebie, bez doszczętnego wypalenia. Jedni mają trochę więcej czasu, inni trochę więcej pieniędzy,
jeszcze inni konkretne umiejętności lub wolne metry kwadratowe. Ważne, żeby pomagać, i żeby w tym pomaganiu koncentrować się na potrzebach innych a nie głaskaniu własnego sumienia.
A tymczasem słońce znowu robi robotę. Wyłażą liście, ptaki zaczynają swoje wariackie koncerty. Znowu wygrywa życie, życie zachłanne i nienasycone. A to przecież w tym wszystkim chodzi.
O życie.
Brakowało Was ☺️
OdpowiedzUsuńOj, długo się zamartwiałam. U nas te siły są bardzo podzielone. Misiek jest od działania, ja od zamartwiania 🙃. A ten rok przyniósł też sporo innych zmartwień (choć Srutina nic nie przebije). W dziwnych czasach przyszło nam żyć.
OdpowiedzUsuńWiosenne słońce bardzo mi pomaga. Wycieczki w naturę otulają namiastką normalności. Życie ,,tu i teraz" nigdy jeszcze nie miało dla mnie tak silnego znaczenia.