Trochę wyzwań i zmian organizacyjno - logistycznych, ale esencja pozostała ta sama. My i góry, szlak, przestrzeń, wędrówka. Bez potrzeby dodatkowych urozmaiceń.
Maluchy chłonęły sobie i nasiąkały, trochę mimochodem, poglądem, że góry są wspaniałe same w sobie i nie potrzeba ich dodatkowo uatrakcyjniać.
Teraz, gdy zaczęły samodzielną wędrówkę z nami, staramy się, żeby
ta prosta radość z górskiego chodzenia w nich została i rosła. Pozostało jednak pytanie, jak nauczyć dzieci chodzić po górach samodzielnie.
Wiadomo, że samodzielny dziecięcy trekking to co innego, niż podziwianie sobie świat z perspektywy cesarzątka w nosidle. To wyzwanie dla wszystkich, ale też ogromna radość i wielka satysfakcja.
Dlatego samodzielny dziecięcy trekking zaczęliśmy do niewielkich tras, żeby ich nie przytłoczyć.
A jednocześnie staraliśmy się, żeby to nie były zbyt monotonne trasy. Bo nic tak nie męczy, jak monotonne chodzenie, wtedy byli zmęczeni po dziesięciu metrach.
Czy to zwykła dziura czy Najprawdziwszy Trop? |
Wielką frajdą były też przeszkody do pokonania i szukanie szlaku.
Te przeszkody zainspirowały nas do gry w terenie. Bardzo prostej, i z zasadami modyfikowanymi w trakcie i w sumie nie aż tak istotnymi. Najważniejsze było to, że do zdobycia w trakcie wędrówki były Punkty, punkty za zobaczenie szlaku, za zobaczenie tropu, za pokonanie Trudnej Przeszkody (wystające korzenie, konar drzewa na ścieżce, wielka błotnista kałuża) i inne elementy wędrówki na które napotykaliśmy. A na końcu szlaku Medal dla wytrwałych (czyli czekoladka w kształcie monety). Nasze dzieci jeszcze nie ogarniają dodawania , dla nich najbardziej liczył sama fakt przyznawania magicznych punktów (i medalu na koniec). Punkty są bardzo skuteczne, ze względu na ich Zdobywanie, a jednocześnie są na tyle abstrakcyjne, że nie są przekupstwem - raczej wyzwaniem. Ta gra jest też o tyle fajna, że każe skupić się na otoczeniu, jest angażująca w tu i teraz, nie powoduje skupiania się na tym co będzie potem. I rzecz jest rozwojowa, jak będą starsi będzie można ustalić bardziej konkretne zasady.
Z medalami |
Bardzo Trudne Przeszkody |
Zaakceptowaliśmy też fakt (choć nie od razu), że dzieci chodzą po górach w dziecięcym stylu. I że nie sprawdza się równe tempo i rytmiczny krok. Te zasady oszczędzające siły są dla nudnych dorosłych. U naszego potomstwa sprawdzają się zrywy i podbiegi, nieregularne przerwy i liczne rozproszenia.
Zauważyliśmy też, że nadmierne wsparcie jest demotywujące! Nie angażowaliśmy się w przesadne motywowanie i ciągłe mówienie o tym, że jeszcze kawałek i już prawie jesteśmy, u naszych dzieci działało to jakoś zmęczeniogennie, jakbyśmy im sugerowali, że to podejmują nudny wysiłek i trud.
Żeby dzieci chciały same chodzić po górach, dbaliśmy też oczywiście o podstawę, czyli komfort fizyczny. Wygodne ubranka, czapki od słońca i kurtki od deszczu/wiatru (mogli mieć tylko lepsze buty, następnym razem już ich wyposażymy w traperki) przegryzka bakaliowa, która daje fajną energię i woda (z bukłaków z rurką, wielka dodatkowa atrakcja). I przerwy piknikowo - odpoczynkowe.
Myślę, ze dobrym pomysłem było tez Nosidło Na Wszelki Wypadek. Iskra czasem jeszcze śpi w dzień, więc wczesnym popołudniem lądowała u taty na plecach gdzie przymykała oko. Wilczek też ze dwa razy po większym podejściu odpoczął sobie chwilę w nosidle. Dzięki temu mieliśmy większy luz, że w razie czego nie zostaniemy ze słaniającym się maluchem na środku szlaku.
Rzucanie kamyczków pozostaje w ścisłej czołówce ulubionych zabaw |
Piękne zdjęcia i mądry tekst.Jak zawsze.I jak zawsze jestem zachwycona,mogę ciągle pisać achy i ochy.Uwilbiam Pani bloga.Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu udanych wycieczek,a góry mamy urokliwe,też lubię po nich wędrować.Halina
OdpowiedzUsuńBardzo bardzo dziękuję:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Jesteś doskonałym wzorem dla wielu rodzin, które mówią - teraz są dzieci, koniec z podróżowaniem. A uwierz mi - mnóstwo jest takich.
OdpowiedzUsuńWiem. Ja zawsze przekonuję, że z dziećmi można może nie wszystko, ale dużo ( i inaczej niż bez dzieci). Ale trzeba naprawdę chcieć.
UsuńKwintesencja
OdpowiedzUsuńMy wędrujemy z dziewczynkami od zawsze, nie zawsze po górach... cóż moja druga połowa odmówiła targania dzieci na plecach ;) więc zwyczajnie poczekałam aż urosną .... w ubiegłym roku były Beskidy , w tym Tatry .... bez słowa nie mogę ,nie che mi się, jestem zmęczona, nie dam rady .....
po 15 km codziennie....
Chba to kwestia tego jak je od pampersa wychowywujemy...czy przed i Padzikami i telewizja, czy pokazując świat ....
Super :)
UsuńMy z Tatrami pewnie jeszcze trochę poczekamy;)
moje starsze :)
UsuńŚwietny pomysł z przyznawaniem punktów i tym samym wciągnięciem maluszków do zabawy. I jak zawsze rewelacyjnie to wszystko napisane :) Serdeczności!
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńSami byliśmy zaskoczeni, że punkty tak działają;)
Uwielbiam Waszą rodzinkę :)!!!
OdpowiedzUsuń<3 !
UsuńChyba najbardziej podoba mi się podsumowanie tekstu. Żeby dać szansę dzieciom pozachwycać się światem, bez dodatkowego lukru i plastiku:)
OdpowiedzUsuńW dzisiejszych czasach, każdy pomysł na to aby zmotywować dzieci do ruchu jest dobry :) A spacer po górach to już naprawdę świetny pomysł na wspólne spedzenie czasu z dziećmi.
OdpowiedzUsuń