czwartek, 16 marca 2017

here comes the sun

Wydłużyły się dni i spacery. Zapachniała ziemia, deszcz i rzeżucha.


Jak cudownie się robi, choć to ciągle taka podskórna cudowność, mało, trzeba przyznać, ostentacyjna, wymagająca większej uważności niż taki maj powiedzmy.

Gołe fakty są takie, że wieje, jest szaro zimno i deszczowo. Ale ten wiatr pachnie, szarość jest cała podszyta zielenią a i deszcz jakoś optymistycznie odżywczy.

Trwamy sobie w ekscytującym okresie „tylko dotknąć” i „najlepsze jest tuż przed nami” jak dzieci na dzień przed Gwiazdką, tylko to ten przypadek, kiedy Gwiazdka potrwa sobie parę z każda chwilą piękniejszych miesięcy, będzie pełna wycieczek, pikników, leżenia na świeżej trawie i wąchania świata.







3 komentarze:

  1. Ależ ja uwielbiam Ciebie czytać... od razu ten szary, wietrzny dzień nabiera barw :D.

    Przepięknie wyglądasz pląsając po marcowych łąkach...
    ... cudny masz ten płaszczyk :)!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. pięknie Ci w tym płaszczu
    muszę się postarać spojrzeć równie optymistycznie na obecną pogodę;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!