Dzień targowy jest codziennie - tylko w różnych miejscach. Ale zdecydowanie najbardziej klimatycznie jest w sobotę nad rzeką. Tam co tydzień można zakosztować sielankowej, na wskroś francuskiej Francji. Nacieszyć zmysły estetycznymi, pachnącymi straganami z sezonowymi wspaniałościami.
Kupić pęczek pięknych szparagów od starszego pana w berecie,
przesłodkie truskawki od sympatycznej pani częstującej synka pierwszymi w
tym roku czereśniami. Porozmawiać o serach z ich producentem. Zachwycić
się młodymi karczochami. Niespiesznie wybierać młode marchewki do
nierównej, metalowej miski.
A potem usiąść na brzegu rzeki, zjeść truskawy i cieszyć się majem.
O rety, wspaniałe takie targi, Ci sprzedawcy, dumni ze swoich zbiorów i w ogóle.. my się musimy zadowolić wąsaczami z ciężarówki, sprzedającymi swoje pomidory, ogórki i wrzeszczącymi na całą wieś "kartooooofleee!" , no i targ warzywny w mieście, ale to nie to samo, co kupować od producentów. Wspaniale, jedzenie, które ma prawdziwy smak, które nie jest tylko smutnym bladym produktem opakowanym w supermarketowy plastik! Myślę, że we Francji to można się zakochać! Moja siostra tam mieszka od niedawna (na północy) i już zdjęcia które wysyła (głównie jedzenia:) przyprawiają mnie o zawrót głowy. Ale nie jest źle, dziś Młody z babcią posadzili pomidory w ogrodzie :). Pozdrawiamy ciepło
OdpowiedzUsuńP.S. Nie będę pisać, że świetnie wyglądasz, bo ileż można. I spodnie masz ekstra :)
Uwielbiam miejskie targi. Za każdym razem mam wrażenie, że to serce miasta :)
OdpowiedzUsuńAle cudowne miejsca, jak ja zazdroszczę takich specjałów dostępnych na otwartych straganach w ciepłym klimacie :-) Bosko! Zapach, smak, rozkosz celebrowania na świeżym powietrzu- czysta przyjemność :-) Wspaniale wyglądasz :-) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńdziękuję dziewczyny:)
OdpowiedzUsuń@Ruby, faktycznie można, chociaż broniłam się przed tym długo;) A własnych pomidorków z ogródka i tak nic nie przebije:)