Zapalone już trzy świeczki, pachną pszczelim woskiem, patrzę w płomień i myślę sobie.
Moje
dotychczasowe przedświateczne wpisy, były raczej sceptyczne wobec
dzikiej świątecznej ekscytacji, raczej wracające do przyziemności, bo w
tych czterech tygodniach nie możemy fruwać w bezustannym
przedświątecznym afekcie, trzeba pracować, ogarniać tematy szkolne i około szkolne, trzeba obiady gotować, gile
wycierać, skarpety składać. W tamtym roku zresztą to właśnie zwykłe
życie i nawał pracy dojechały mnie tak, że nawet nie miałam kiedy upiec
pierniczków z dzieciakami.
Ale wiecie co. Dzieci mam coraz starsze. Najstarszy u progu nastolectwa, średnia rośnie jak sosna, najmłodszy niepokojąco szybko zbliża się do szkoły. A nie ma nic piękniejszego niż dziecięca przedświąteczna radocha.
Spieszmy się cieszyć się tym cudownym zachwytem zanim stanie się nastoletnią blazą.
Poza
tym właśnie teraz, w czasach niepewnych i niepokojących, te rodzinne mikro tradycje świąteczne, rytualne pieczenie pierniczków i celebra przy wyjmowaniu karteczek z kalendarza, te drobne rzeczy okazują się wcale drobne nie być. Wręcz przeciwnie, rosną do rangi filarów dobrostanu, symbolów poczucia bezpieczeństwa, uosobienia spokoju.
Dlatego w tym roku ten przedświąteczny
czas staram się celebrować na maksa, zwalniam, gdy tylko mogę i skupiam się na tych
pozornie błachych radościach.
Rozważam jednocześnie wylogowanie się na ten czas z różnych instagramów, żeby trochę umknąć presji doskonałości i tego specyficznego niepokoju, który ogarnia, gdy za mocno wejdą piękne zdjęcia, że może u mnie jest niewystarczająco estetycznie, że może prezenty zbyt niewyrafinowane, że zbyt chaosiaście. Bardzo bym nie chciała, żeby to moje świadome głębsze zbratanie się z duchem świąt nie skończyło się przeglądaniem miliona stron ze świątecznymi dekoracjami.
Spisałam sobie na koniec listopada, co chciałabym w grudniu rodzinnie zrobić i przeżyć. Bez presji, żeby się tą cudownością i blaskiem nie przećpać.
Większość tych rzeczy robimy co roku. Większość nie jest specjalnie spektakularna. Ale wszystko jest nasze. Jest dobre, przytulne i kojące. Klimat tka się u nas powoli, ma więcej wspólnego z delikatną pajęczyną, albo miękkim swetrem, dzierganym powoli, oczko po oczku niż z machaniem czarodziejską różdżką, rozbłyskami i wybuchami magii.
Mamy więc te
adwentowy wieniec, który osnuwa dom tym iglastym klimatem. Z początkiem
grudnia zakraplam też do nawilżacza mieszankę czterech alchemików
Klaudyny Hebdy. Bardzo charakterystyczna mieszanka zapachów, pachnie nam
tak w domu przez całą zimę. Do tego jest to mieszanka prawdziwych
olejków eterycznych, mamy więc nie tylko piękny zapach, ale całkiem
sporo realnych korzyści dla zdrowia.
Wieczorami czytamy "Tajemnicę Bożego Narodzenia" Josteina Gaardera. Jest dużo świątecznych książek, do czytania rozdział po rozdziale każdego wieczoru, ja najbardziej lubię właśnie tę, czytamy ją kolejny rok.
Zrobimy trochę
papierowych ozdób na choinkę, gwiazdy na okno z papierowych torebek
śniadaniowych (ogarniają nawet kilkulatki, a efekt naprawdę daje radę),
ususzymy pomarańcze. Zrobimy i wyślemy kartki świąteczne.
Nigdy nie piekę z dziećmi tyle, co w grudniu. Gryczane ciastka dla Mikołaja, pierniki, ciacho drożdżowe po łyżwach i zimowych spacerach.
Bo planujemy też łyżwy, które uwielbiam, za dzieciaka mieliśmy lodowisko wylewane na boisku za blokiem, i na łyżwach byłam codziennie.
Pójdziemy na spacer na stare miasto, zobaczyć ozdoby.
Powoli ozdabiamy mieszkanie, wieszamy światełka,
zmieniamy poszewki na poduszkach. A wieczorami, mam nadzieję, jak
najczęściej będziemy sobie miło siedzieć przy muzyce z zimową herbatką z
pomarańczą, imbirem i rozmarynem i jakimś korzennym ciachem. Co piątek słuchamy w radiu 357 niezawodnego Kuby Strzyczkowskiego i jego
świątecznych licytacji, przeplatanych muzycznymi klasykami świątecznymi.
W tym roku jakoś nie mam weny do świątecznych przygotowań. Pierniczki, owszem, były (w sobotę upieczemy nowe, bo tamte zostały pożarte).... odwiedziłyśmy mikołajkowy jarmark w mieście. Śnieg pokrzyżował mi plany, bo zamiast ozdabiać chałupę światełkami, to od niedzieli ganiam z dziewczynkami na sanki 🙃.
OdpowiedzUsuńJak u Was ciepło i rodzinnie! Aż ma się ochotę wpaść z wizytą na herbatkę. Czy mogę zapytać skąd jest ten piękny świecznik adwentowy? Wszystkiego dobrego dla Was!
OdpowiedzUsuńSuper pomysły! Ja nie raz wysyłam paczki z prezentami do mojej rodzinki, mieszkam od nich ponad 700 km dlatego spotkania są bardzo sporadyczne. A mamy świetne relacje dlatego jeśli mogę zrobić im przyjemność to z tego korzystam. Paczki zawsze solidnie pakuję, z takimi taśmami jak https://tcmservice.pl/pl/tasmy-pakowe jest to o wiele łatwiejsze.
OdpowiedzUsuń