piątek, 29 stycznia 2021
czwartek, 14 stycznia 2021
bardzo długie ferie
Przełom 2020 i 2021 mieliśmy wybitnie rodzinny. Spędziliśmy go razem, ze sobą, wspólnie. Bardzo wspólnie, rodzina much w smole. Zlała się zdalna nauka z przedszkolną kwarantanną, Świętami, feriami, wolniejszym czasem w pracy i innymi i powstała z tego przedziwna dziura w czasoprzestrzeni.
wtorek, 5 stycznia 2021
2020. podsumowanie
niedziela, 20 grudnia 2020
Zimowe Tatry z dziećmi
Oj tęskniło mi się za górami, bardzo bardzo.
Po niedoszłych wakacyjnych Dolomitach, miały być wrześniowe Bieszczady, październikowe Pieniny, listopadowy Beskid Niski.
Udało się z grudniowymi Tatrami.
środa, 9 grudnia 2020
Nie tylko dzwoneczki, czyli jak żyć w grudniu
Internet pęka w szwach od prezentowników, zdjęć z pięknych świątecznych przygotowań, zdjęcia puchatych swetrów, skarpet w reniferki, migającymi światełkami. Czas chyba największego rozdźwięku między internetami a rzeczywistością. W świecie wirtualnym wszyscy od pierwszego grudnia nucą sobie sympatycznie świąteczne piosenki, ich wysprzątane domy przystrajane są pięknymi ozdobami, ich dzieci ubrane w białe wełenki, a oni (ci wszyscy) nie mają nic do roboty poza fikuśnym przystrajaniem pierniczków. Nikogo nie dotknął kryzys ani pandemia, wszyscy są zbyt zajęci zapalaniem świeczek o zapachu cynamonu.
wtorek, 10 listopada 2020
odtrutki
Ale tak to już jest chyba, że czasy zawsze są jakieś... My żyjemy w puchu tak naprawdę od dłuższego czasu, o ciężkich czasach słyszymy, że były kiedyś, albo są aktualnie gdzieś daleko. Wojny, klęski, kryzysy... Mimo wszystko, wciąż znalazłoby się (bez trudu) gorsze miejsce i czas do życia.
Myślę, że warto to zauważyć, i nauczyć się zauważać, że w gruncie rzeczy nasz czas i nasze miejsce to wygrany los na loterii.
A tymczasem, niezależnie od pandemii i polityki, nasze życie trwa właśnie teraz.
środa, 28 października 2020
...
Wiecie, czekałam na tą jesień, naprawdę. W lecie, gdy byłam zmęczona pracą i dziećmi i wiosennym - jak się okazało preludium pandemicznym.
Wrzesień miał być powrotem do rutyny, normalności, przewidywalności.
Tymczasem mamy wszystko, tylko nie normalność i przewidywalność.
Mamy szalejącą drugą falę epidemii.
Mamy służbę zdrowia, która kompletnie sobie nie radzi z sytuacją. Umierających ludzi w karetkach odsyłanych ze szpitala do szpitala, bo nigdzie nie ma miejsc. Tych z dusznościami spowodowanymi covidem, ale też tych podejrzanych, bo ciężko im oddychać z powodu zawału serca.
Mamy bankrutujące firmy, które mimo ogromnego wysiłku nie są w stanie przetrwać kolejnego zamknięcia.
Mamy władzę, upojoną władztwem, i okrutną decyzję tzw Trybunału Konstytucyjnego. Mamy zerwanie kruchego kompromisu, skazanie kobiet, dzieci, całych rodzin na potworne, niepotrzebne cierpienie. W momencie pandemii, gdy całe państwo się chwieje.
Mamy ludzi, doprowadzonych do ostateczności, na ulicy.
Mamy gniew. Ogromny, płonący gniew.
I jest jeszcze człowiek, samotny, zły człowiek, który na ten pożar wylewa kanister benzyny. Który szczuje na siebie swoich rodaków. Który wzywa do wojny. Nie wojny o lepsze jutro, wojny z wirusem, czy kryzysem. Do wojny między nami.
Boję się o to, co będzie się działo. Boję się, że skoczymy sobie do gardeł. Boję się, że naprawdę poleje się krew.
Nie dajmy mu się sprowokować. Walczmy o godność, walczmy o wybór, walczmy o zmiany. Ale nie walczmy między sobą.
"To those who can hear me, I say - do not despair
The misery that is now upon us is but the passing of greed - the bitterness of men who fear the way of human progress
The hate of men will pass, and dictators die, and the power they took from the people will return to the people" Charlie Chaplin, The Great Dictator