Pojechałam ostatnio z dzieciakami na najfajniejszy plac zabaw w Lublinie. Zaparkowaliśmy rowery, ja zasiadłam na ławce z kaweczką, ptaki śpiewały, lekkie podmuchy wiatru przynosiły pod nos cudowny zapach bzu, dzieci zajmowały się swoimi sprawami. Rozejrzałam się wokół i oddałam się nostalgii. Wokół dzieciaki w różnym wieku, rodzice, niektórych pamiętam jeszcze za czasów naszego dzieciństwa, z tego samego placu zabaw.
Jestem mamą od ponad dekady. I myślę sobie, że macierzyństwo jest spoko, naprawdę.
Bywało naprawdę sielankowo, pierwsze wakacje z pierwszym dzieckiem wspominam jak jeden wielki niespieszny spacer. Przy Wilczku byłam oczywiście bardziej przejęta, w końcu wszystko było pierwsze i nowe, i jakoś ostateczne - każdy etap był ostatnim, jaki znałam, więc rodzaj porodu, wybór pieluch, czy kredek był najważniejszym na świecie. Z czasem okazało się, że nowe wyzwania pojawiają się za każdym rogiem. I często pozorne "teraz już z górki" okazuje się być rozbiegiem przed zupełnie nowym górzyskiem. Nie chodzi mi o to, że poród, pieluchy, czy kredki nie mają znaczenia, po prostu nie mają aż tak wielkiego znaczenia jak czasem próbuje nam się wmawiać.
Bo dobre macierzyństwo to suma wszystkiego. Tych pieluch, kredek, i rowerków też. To suma codziennych decyzji, tych dużych i malutkich, problematycznych niuansików, zwykłej radochy z bycia razem, wspólnego gapienia się na drzewa, przeprosin i przytulin, trzymania ich za rękę, milionowego tego dnia "widzę jak się wspinasz", rozpływającego się serca ze wzruszenia, syczenia "nie wytrzymam tego jęczenia, wystrzelę się w kosmos" i wytrzymywania kolejny raz, i kolejny, wspólnych rodzinnych tradycji, lęku że sobie nie poradzę i dumy, że jednak sobie poradziłam, łez zmęczenia i łez szczęścia. To proces, który trwa i trwa i trwa, latami, dzień po dniu. Co bywa zarówno piękne jak i przytłaczające. Ale chyba jednak bardziej piękne.
Iskra urodziła się we Francji, i to był czas najintesywniejszego chyba macierzyństwa. Krycha, choć wspierał, jak mógł, długo pracował, a ja byłam sama z tym dwulatkiem i niemowlakiem, bez swoich znajomych, bez pomocy. Tylko ja i moja dzielność. No i dzieci. I uparta radość z życia. Ciekawe w sumie, bo bywało naprawdę niełatwo, dzieci miały swoje kryzysy, a ja razem z nimi. A mam do tego czasu ogromny sentyment i wspominam bardzo pięknie. Może to, że było trudno tak nas fajnie zintegrowało jako rodzinę? Robiliśmy razem wszystko, bo nie było innej opcji, a nie wyobrażaliśmy sobie mieszkać we Francji i jej nie poznawać. Dlatego chodziliśmy na koncerty z dziećmi, jeździliśmy z dziećmi w góry, i na rowery, z dziećmi chodziliśmy do muzeów.
Przyjście na świat Pirata już w Polsce, zbiegło się z bardzo dużym przyspieszeniem mojego życia zawodowego. Czas zachrzania jeszcze bardziej i muszę się pilnować, żeby zatrzymywać się z premedytacją. Bo czas zwalnia, gdy my zwalniamy.
I teraz, gdy dzieciaki mają lat 11, 9 i prawie 6, i są już coraz bardziej samodzielne, wiem, że ma ogromne znaczenie to nasze bycie razem. Że szwendamy się gdzieś w naturze, że nasze wypady bliższe i dalsze są takie nasze. Że mamy wspólne rytuały. Za nasze wielkie osiągnięcie rodzicielskie uważam to, że lubimy wszyscy być razem.
Wiem, że wszystko mija, zarówno dwulatkowe jęczenie jak i słodkie przekręcanie słów. Nie wrócą już te pieluchy i nieprzespane noce, a ich stópki będą coraz mniej urocze i wybitnie nie-do-całowania. Skończyło się targanie nosideł na wycieczki, niedługo zaczną wyjeżdżać sami. Już nie przyjdą do mnie ze stłuczonym kolankiem, mam nadzieję, że będą chcieli przyjść z poobijanym sercem. Dlatego patrzę na nich teraz, tacy jacy są i ryję piętami w ziemię, zatrzymując się z codziennego pędu w tej konkretnej chwili.
Wszystkiego najlepszego dla wszystkich Mam!
(swoją drogą, ciekawa jestem bardzo, czy czytają mnie jakieś świeże Mamy, czy raczej mamy z podobnym stażem? Albo mamy dorosłych dzieci?)
Czytam niezmiennie i z zachwytem, bo w tych słowach jest kawałek pięknego życia i macierzyństwa. Gratuluję z całego serca, że udaje się Wam tak dobrze i mądrze żyć. Jestem starą matką, bo moja córka jest starsza od Pani, ale bycie matką to ciągle moja najważniejsza życiowa rola. Kocham moje dziecko i przyjaźnię się z nim. Nie mam i nie miałam niczego cenniejszego niż moja córka, chociaż moje małżeństwo też jest udane i cenne. Podobnie jak Pani zbieram wspomnienia przeżytych chwil i cieszę się, że były mi dane. A że czasami macierzyństwo bywa trudne, to nic - wszystko co ważne ma swoją cenę. Pozdrawiam serdecznie i życzę waszej Rodzinie wielu, wielu wspaniałych lat. Barbara
OdpowiedzUsuńJa również serdecznie pozdrawiam i bardzo dziękuję za te słowa!
UsuńChoć moje dzieci - dziewczyny ( dziś 15 i 13 lat ) urodziły się w Krakowie, to od 12 wychowujemy je na emigracji. Bez instytucji dziadków. A od zawsze aktywnie, w podróżach i codzienności. W mojej rodzinie to się idealnie sprawdza. Dziadkowie są na beztroskie wakacje na Roztoczu. I choć bywało/bywa czasem ciężko to macierzyństwo i rodzina to najpiękniejsza przygoda życia. Migawka aparatu zatrzymuje te ulotne chwile. A Ty, często ubierasz w słowa moje odczucia ;) tak inne , a takie same jednocześnie. Pozdrawiam Anna Tym
OdpowiedzUsuńTo, że dziadków nie ma na miejscu jest trudne, ale Was jako rodzinę pewnie bardzo integruje. Myślę, że macie fajne nastolatki w domu:) Pozdrawiam ciepło Aniu!
UsuńMacierzyństwo to najlepsze fuszka jaka trafiła mi się w życiu 😍!!!
OdpowiedzUsuńHa! <3
UsuńZawsze mówię mojej przyjaciółce, żeby sie cieszyła każda chwilą, bo dzieci tak szybko rosną, że te chwile sa ciągle inne i inne, a tamte sie już nie powtarzają.
OdpowiedzUsuńKtóry to plac zabaw? 🙂
OdpowiedzUsuńZgadzam się z twoimi słowami, cieszmy się, kochajmy i spędzajmy z nimi jak najwięcej czasu https://everberg.com/wspinaczka/ekspresy-wspinaczkowe
OdpowiedzUsuń