Osobiście jestem zdecydowanie latolubna, ale w zimie też bywa fajnie. Opowiem Wam dzisiaj o tegorocznych zimowych przyjemnościach. Część z nich pewnie się zdubluje z ubiegłym rokiem, tak to już jest, że niektóre rzeczy rację bytu mają tylko w zimie.
Jak napisała kiedyś pięknie Aga, "zima jest od przytulania wszystkiego, co najważniejsze."
Zimą zbliżamy się do siebie, grzejąc sobie wzajemnie zmarznięte dłonie. Kulimy się przy tym ognisku domowym, grzejemy serca miłością (i gorącą czekoladą z chili) a brzuchy rosołem, wsłuchujemy w ciepłe brzmienia płyt winylowych. To szukanie różnych rodzajów ciepła jest chyba u podstaw wszystkich zimowych przyjemności.
Domowo
"Siedzenie" w domu z dzieckiem ma tę ogromną zaletę, że nie idzie się rano do pracy. Unikam porannego skrobania szyb w samochodzie czy wystawania na wietrznych przystankach. Nie wyleguję się do późna, i nasze poranki w tygodniu są dalekie od sielankowych, ale zdecydowanie cudowne jest to, że popędzam i pokrzykuję na rozespane dzieciaki będąc sama jeszcze w piżamie, i, gdy wyjdą już do przedszkola, zostaję z maluszkiem, który wtedy własnie zapada w pierwszą drzemkę i w cichej przytulności domowej robię sobie kawę i NIE wychodzę rano na zimny i nieprzyjemny świat.
Wychodzę później. Bo...
...rozgrzewające spacery to kolejna wielka zimowa przyjemność.
Wspominałam już o terapeutycznej mocy spacerków. Ciągle nie mogę wyjść ze zdumienia, jak często te najprostsze czynności przynoszą zupełnie spektakularne efekty. Nic (nawet ta spokojna kawa) nie ustawia mnie tak jak parokilomotrowe intensywne spacerki nad rzeką. Rozgrzewam krew, rozbudzam mózg i zaczynam ogarniać życie.
Spokojne spacery to jedno, a drugie, to sanki i śnieżne szaleństwa z przedszkolakami. Oni są w tym śniegu najszczęśliwsi na świecie, mają purpurowe rumieńce, błyszczące oczy, wzmacniają odporność i wybiegują tę swoją energię niesamowitą. Wieczorem, ku naszemu zachwytowi, padają jak muchy, często jeszcze podczas czytania. Dla nas (poza długim bezdzietnym wieczorem) to trochę takiej zwykłej dziecięcej radochy w śniegu (na którą dorośli bez dzieci nie zawsze potrafią sobie pozwolić).
Mamy to szczęście, że w Lublinie zimą powietrze jest przyzwoite (choć też bez szału) i nie borykamy się w takim stopniu ze smogiem jak inne regiony.
Apogeum zimowej śnieżnej radości był w górach. W lutym wspięliśmy się na wyżyny logistyczne, zapakowaliśmy się całą piątką do samochodu i ruszyliśmy na parę dni w Bieszczady. Góry z dziećmi zimą były najpiękniejsze na świecie i niezwykle klimatyczne w naszym drewnianym domku.
Jak zima, to książki. W ten klimat zimowy lubię takie książki mocno wciągające.
Teraz czytam Dzikie Łabędzie. Trzy córki Chin. Nie porywa mnie może styl, ale historia i masa wiedzy o Chinach podana przy okazji jest totalnie fascynująca.
Niedawno skończyłam Swing Time Zadie Smith. Bardzo lubię jej książki, czyta się je naprawdę dobrze. W fajny, nienachalny, mądry ale nie moralizatorski sposób poruszane są bardzo aktualne problemy - rasowe, ekonomiczne, społeczne.
Czytam też, dość powoli - bo tylko wtedy gdy mam odpowiedni klimat, Córki Wawelu Anny Brzezińskiej. Szczerze mówiąc spodziewałam się tutaj trochę ciekawej powieści z dobrze odmalowanym tłem historycznym, ale tutaj zdecydowanie na pierwszym planie jest to historyczne tło, fabuła jest tylko pretekstem do kolejnych - bardzo zresztą ciekawych wykładów o obyczajach. Czytam z zainteresowaniem, ale nie zagryzam paluchów;)
Wcześniej było też klimatycznie i grubo, czyli Dom duchów Allende. Bardzo jestem ciekawa filmu. Strasznie mi się podoba ten południowo amerykański realizm magiczny, na pewno jeszcze sięgnę po książki tej autorki. Niepowtarzalny zupełnie, wciągający cudownie.
Gdzieś w międzyczasie 13 pięter Springera. Bardzo sprawnie te reportaże są napisane. I się człowiek od razu w tym swoim domu czuje tak inaczej komfortowo.
Ballada o pewnej panience. To już nie to samo co Król, choć klimat pozostał i charakterystyczny dla Twardocha styl.
Dzieci z Bullerbyn. Doczekałam się, że moje dzieci dorastają do moich ulubionych książek z dzieciństwa. Chyba nigdy dotąd nie czekałam na rytualne wieczorne czytanie z taką radością.W ogóle cieszę się, że nasze czytanie coraz częściej przechodzi na inny poziom - czytamy coraz więcej dłuższych książek (ostatnio jeszcze Piaskowy Wilk i Muminki), takich po rozdziale na wieczór, które trzeba założyć "pokładkami" i powoli poznawać ciągłą historię.
Filmy i seriale
Najbardziej ww pamięć zapadły mi:
Big little lies. Ach i och. coś fantastycznego.
The expanse. Serial, któremu trochę zajęło wciągnięcie w swoją historię i świat. Ale udało się, jesteśmy naprawdę pod wrażeniem i czekam na kolejny sezon.
Loving Vincent, przepiękny, przepiękny, oglądaliśmy z prawdziwą przyjemnością. Sama historia nie była super porywająca, ale to kompletnie nie przeszkadzało.
Blade Runner 2049. Kolejny film zachwycający formą, który w zasadzie można by oglądać tylko dla tych przepięknych zdjęć.
Nasz najlepszy rok. Bardzo miła rzecz. To jeden z tych filmów, do których się sięga na pokrzepienie, a jednocześnie nie ma nadmiaru banałów.
3 Bilboardy za Ebbing, Misouri. Rewelacja. Ogromne wrażenie zrobił na mnie ten film. Przełamujący schematy, niesztampowy, smutny a jednocześnie w jakimś sensie pogodny.
The Shape of water. Tu się trochę rozczarowałam jednak. Podeszłam z najlepszym nastawieniem, i miałam świadomość, że to baśniowa konwencja, ale jednak schematyczność tych postaci ale jakoś mi dawała po zębach.
Mountain 2017. Przepiękny dokument o górach
The man who stares at goats. Świetny abstrakcyjny humor, dość odjechana historia, podobało mi się.
Lady Bird. Najfajniejsza w tym filmie była jego zwyczajność. Brak spektakularnych dramatów, skrajnych sytuacji, wszystko jest naturalne i wiarygodne.
Piec chlebowy daje radę także zimą |
Największym chyba odkryciem była australijska multiinstrumentalistka, Tash Sultana, niesamowita jest totalnie, posłuchajcie.
Mało tej zimy "bywaliśmy kulturalnie", czego trochę żałuję, bo w Lublinie jest co robić nawet zimą.
Nie byliśmy też na łyżwach niestety, choć miałam w planie, bo zawsze bardzo lubiłam łyżwy. Ale czasem jednak ta zima przytłacza trochę bardziej niż byśmy chcieli, mrok, korki i wizja ubierania całej gromady w te kombinezony i inne jednak zniechęca dość mocno;)
Zima bywa przyjemna jak widać, ale już wystarczyyyyy...
Też jestem latolubna i też lubię "Dzieci z Bullerbyn " i "Muminki". To bardzo normalne zainteresowania jak na 35 lat :)
OdpowiedzUsuńHehe, no pewnie:)
UsuńZima jest fajna jak jest lekki mróz i meeeeeeeeeeeeeeeeega dużo śniegu.
OdpowiedzUsuńJest fajna, ale do pewnego momentu;)
UsuńMy dzieci nie mamy, ale udało nam się tej zimy parę razy z górki zjechać. Zmotywował nas sąsiad, który poszedł na sanki z 17letnią córką :D
OdpowiedzUsuńHa, no i super, przynajmniej nikt Wam nie zabierał sanek:D
UsuńLubię zimę, jesień, wiosna mi nie przeszkadza, lato utrudnia mój skromny żywot. Zimą można się rozgrzać w dowolny sposób. Przed upałem raczej nic nie chroni. To taki mój realistyczny punkt widzenia ;)
OdpowiedzUsuńTo wychodzenie na zimnisko ma wiele walorów, nic tak nie hartuje zdrowia i - paradoksalnie - nie rozgrzewa. I jak słusznie zauważyłaś - powietrze czystsze kiedy mrozi.
Nie mam dzieci, ale zimowe szaleństwo być musi żeby nie było pociągania nosem i marznięcia co trochę. To naprawdę uodparnia, więc wychodzę jak najczęściej na spacery albo pobiegać.
Mi nie wystarczy, dlatego że latem wychodzą z bagien potwory (komary, kleszcze, osy, końskie muchy...) a ja jestem alergikiem i mam tego serdecznie po dziurki w nosie. Poza tym temperatury mnie nie rozpieszczają, czasami gniję w bezruchu czekając wieczora.
Wiem, że latem na blogu wygląda to inaczej, ale naprawdę częściej wtedy czuje niemoc niżeli witalność.
A u siebie dziś dodałam mgliste przyjemności. :)
Ten komentarz mogłabym napisać ja:-) Uwielbiam jesień i zimę, wiosnę lubię, lata nie znoszę z tych samych powodów co powyżej. W gorące dni nie funkcjonuję, próbuje przeczekać, gorzej gdy wieczór nie przynosi ulgi. Za to kocham zimowe spacery, na szczeście mam i psa i dzieci, wiec codziennie tych okazji jest kilka. A jak jeszcze jest śnieg, mróz i słońce to nic lepiej na mnie nie działa. I w ogóle zimą ta cała otoczka "przytulności" bardzo dobrze na mnie działa:-)
UsuńPowiem Ci szczerze, że czytając reakcje i komentarze [FB, blog, listy prywatne] na wyprawy w pogodę - powiedzmy delikatnie - inną niż słońce i błękitne niebo, odechciewa mi się o tym wszystkim opowiadać u siebie na blogu. Mam wrażenie, że widok góry w śniegu, albo zamku pod gęstymi chmurami, czy doliny w gęstej mgle, to inspiracja do masowego samobójstwa, a na pewno wezwanie do krytyki i narzekania na pogodę u mnie pod postami. Nie taki miałam cel.
UsuńPublikując swoje wyprawy w internecie, chciałam inspirować do ruszania tyłka z domu o każdej porze roku, oraz uzmysłowić, że zła pogoda istnieje tylko w naszym przeświadczeniu.
Od dawna żyję niezależnie od aury, nie miewam depresji z nią związanych i nie rozpisuję przez całą zimę felietonów na blogu o tym jak bardzo jestem nieszczęśliwa, bo pada.
Czytam sporo blogów gdzie to jest nagminne.
To naprawdę zniechęca, a ja naprawdę nie mam ochoty z nikim walczyć o pozytywny promień słońca w sercu.
Idąc śladem innych ludzi, powinnam przez całe lato narzekać, jaka ja jestem nieszczęśliwa, bo gorąco, bo osa mnie ugryzła itd. A jednak tego nie robię.
Cieszę się, że są tacy pozytywni ludzie jak Ty :))
No i super dziewczyny, o gustach się nie dyskutuje:) Dobrze że mamy taką różnorodną pogodę, w ciągu całego roku dla każdego się znajdzie coś miłego:)
Usuńja wychodzę na zimowe spacery tylko z powodu psa, raczej sama bym nie szła :) ale na pewno wychodzi mi to na zdrowie
OdpowiedzUsuńPowinnaś chyba podziękować psu;)
UsuńW Będzinie właśnie pada śnieg (choć przed chwilą świeciło słońce). Znów siedzę z dziewczynkami/cherlaczkami w domu i smutno mi jak jasna cholera!!!
OdpowiedzUsuńMarzę o wyjeździe na wieś. Tam nabrałyby bidule rumieńców!!! To moje pracowanie nie wyszło im na zdrowie :/
Justynka strasznie Wam współczuję tego chorowania. Na szczęście już koniec tego sezonu, może sie wychorowały i za rok będzie lepiej!
Usuńja też jestem raczej latolubna, ale w zimie czasem coś fajnego też znajdę. Szkoda tylko, że w tym roku w marcu :D fajne zdjęcie, to pierwsze. Obserwuję :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie taka śnieżna zimowość jakoś jest milej widziana w grudniu;)
UsuńDziękuję:)
Zima to dla mnie fantastyczny okres literacko-filmowy :D
OdpowiedzUsuńOj tak!
UsuńWzbogać się dziś dzięki Bitcoinom:
OdpowiedzUsuńhttps://ty5.pl/r/3kraport-kryptowalut
36 years old Dental Hygienist Walther Norquay, hailing from Erin enjoys watching movies like My Gun is Quick and scrapbook. Took a trip to Longobards in Italy. Places of the Power (- A.D.) and drives a Ferrari 250 SWB Berlinetta Competizione. swietny post do poczytania
OdpowiedzUsuńZimowe spacery sa fantastyczne! Trzeba tylko odpowiednio się ubrać do pogody. W mojej rodzinie idealnie sprawdzają się ubrania wykonane z weły. Wszystkim jest ciepło, więc czerpiemy radość z takich spacerów nawet gdy jest zimno.
OdpowiedzUsuń