Udało nam się wreszcie wypróbować w plenerze drugie nosidło. Teraz już oba cesarzątka podróżują wygodnie na plecach rodziców - mułów, w towarzystwie koniecznego ekwipunku wycieczkowego.
A podróżują w okolicznościach jakże przemiłych. Słońce grzeje już jak w lecie, pejzaże zielenieją, ptaki organizują zacną ścieżkę dźwiękową, i pachnie zupełnie zniewalająco ten świat wiosenny.
Na górze piknik z widokiem, tartą z cukinią, kozim serem i łososiem, winem i poczuciem totalnej błogości.
Do tego w okolicy jest XIV-wieczny zamek obronny. Wraz z przyłączeniem tej okolicy do Francji stracił swoje znaczenie strategiczne, dzięki czemu zachował się w bardzo dobrej formie.
A na koniec, szczyptę surrealizmu zapewnił nam cydr w górskiej knajpce o morsko-bretońskim klimacie.
Ależ Wam cudnie tam! A maleńka jaka podobna do brata! Pozazdrościć takich wycieczek!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Wasze wędrówki. Wszystko jest takie naturalne...zdjęcia, Wy, wasze wycieczki, które powodują, że wskoczyłabym w wygodne buciorki z dzikim okrzykiem "idziemy w góry i to zaraz!"
OdpowiedzUsuńDzięki:)
no, to "w drogę, to są czarodziejskie słowa" :)
UsuńTowarzyszyć Wam w tych wycieczkach na blogu to dla mnie zaszczyt :) cesarzątka przeszczesliwe i cudne :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńojej, dziękuję:)
UsuńMarzą mi się takie górskie klimaty...
OdpowiedzUsuńPo prostu cudownie!
OdpowiedzUsuńWspaniale :D!!!
OdpowiedzUsuńJeszcze miesiąc i też ruszamy w góry :D
jesteście niezmordowani. Szacun za te nosidła, naprawdę rodzice - muły :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia
Lata praktyki:D Kiedyś na plecach nosiliśmy namiot i śpiwory, teraz dzieci i ich graty;)
Usuń