środa, 5 lutego 2014

Perfect conversation is the rain


U nas deszczowo.

"nie chce mi się dzisiaj nic
nawet chcieć się nie chce dziś
wieczór zapadł po to bym
mógł się zapaść razem z nim"


Szarość i mokrość. Jakiś marazm ogarnia.
Cóż, kiedy do wieczora jeszcze trochę, a marazm nie miewa w zwyczaju ogarniać niespełna dwulatków. O nie, niespełna dwulatek w deszczu kwitnie i jest taki zadowolony z życia, że aż mi głupio. Głupio mi, że wyprowadzają mnie z równowagi drobiazgi, że od dwóch dni planuję odkurzyć i jakoś mi się nie chce, że na spacerek wychodzę z najwyższą niechęcią. Ale on tego nie zauważa zupełnie, nie zraża się moją leniwą postawą. Zachwyca się szarością i deszczem, bada kałuże, zaśmiewa się goniąc gołębie i niestrudzenie wybiera kamyki, żeby chlupnąć nimi do wody. Każda przeszkoda, która mnie doprowadza do szału albo do łez (zwalam to na ciążowe hormony), dla niego jest wspaniałym wyzwaniem do podjęcia. Niepowodzenia są tylko zachętą do kolejnych prób. Każdy, nawet najmniejszy sukces powoduje eksplozję radości i zachęca do pójścia o krok dalej.

 

Niezły z niego kołcz.

niedziela, 2 lutego 2014

muzeum Lumière

stylizacje ciążowe, sukienka ciążowa, jak dobrze wyglądać w ciąży

Pisałam już, że Lyon to miasto światła. Tak się składa, że francuscy pionierzy kinematografii, która przecież ze światłem ma wiele wspólnego, nazywali się Lumière (czyli światło właśnie). Do muzeum im poświęconego wybraliśmy się ostatnio, w ramach "gdzie by tu się ruszyć, gdy zimno i pada".

Muzeum znajduje się w imponującej willi Antoniego Lumière (ojca wynalazców). Była nazywana także zamkiem Lumière, co nie dziwi, gdy patrzy się na rozmach z jakim została zaprojektowana. Nie jest duże, ale pozwala zapoznać się z historią powstania kinematografu i kina jako takiego. Bracia Lumière mieli też spory wkład w rozwój fotografii, wynaleźli np autochrom - technikę otrzymywania kolorowych fotografii, na specjalnej szklanej płytce.

Makieta "zamku Lumière" 


 prehistoria kina, czyli zabawa iluzją.

 Klimatyczny plakat zapraszający na pierwsze pokazy filmowe.

 Pierwsze zdjęcia w ruchu



A to sypialnia Augusta Lumière. 


stylizacje ciążowe, sukienka ciążowa, jak dobrze wyglądać w ciąży

środa, 29 stycznia 2014

Kino


Mieszkamy na przeciwko kina. Takiego w starym stylu, prowadzonego przez wolontariuszy (przeważnie emerytów, co jeszcze wzmacnia nostalgiczny efekt). Jest charakterystyczny zapach, kartonowe bilety wydawane przez starodawną maszynę, jedna niewielka sala ze starymi fotelami i drewnianą podłogą. Nie ma popcornu, trwających pół godziny reklam, agresywnych świateł. Za to przed każdym seansem sprzedawane są lody z koszyka.
Uwiodło mnie to wszystko, dołączyłam do sympatycznego grona wolontariuszy jakiś czas temu. Lubię te wieczory - gwarantują totalne oderwanie od rzeczywistości. Z
resztą każde samotne wyjście z domu trochę mnie od rzeczywistości odrywa. A tu dochodzi jeszcze opowiadana filmem historia. I magia kina jako takiego - w kinie zupełnie inaczej ogląda się filmy... I jeszcze ten oldschoolowy klimat miejsca...
Chyba się starzeję, bo jakoś ciągnie mnie do takich miejsc - jak takie właśnie kino, biblioteka osiedlowa, szewc, pełnią trochę funkcję wehikułu czasu, wdycham sobie tamtejszy zapach i atmosferę i przenoszę się w beztroskie czasy dzieciństwa.

czwartek, 16 stycznia 2014

staring straight into the shining sun


 Dzień był przepiękny. Styczniowe przedwiośnie, z całym arsenałem jego cudowności... Z przepięknym zapachem wilgotnej ziemi, delikatnym wiatrem, i światłem jedynym w swoim rodzaju - lekko przymglonym, drgającym. Wydawać by się mogło, że to już tuż-tuż, że jeszcze moment i ruszymy rowerami we francuskie krajobrazy, że za chwilę wylegniemy z kocem na piknik.

Nie chciało się wracać. Miałam ochotę tak zostać, karmić się tym słońcem, tym powietrzem pachnącym, trwać w tej błogości totalnej, zajmować tylko oddychaniem...



 



...ale przekonano nas szybko do powrotu... Zbliżała się święta chwila jedzenia i drzemki.




wtorek, 14 stycznia 2014

uzależnienie jakby



Wpadłam. Po raz kolejny. W ciągu dnia chodzę rozkojarzona, trochę rozmemłana, na Głodzie. A miałam tylko coś sprawdzić...
Przeczytałam najnowszą książkę Sapkowskiego. Rozczarowałam się nią ogromnie. Stylowo to takie nieudolne naśladownictwo samego siebie, a treść jest zwyczajnie nudnawa... Materiał może na (nie najlepsze) opowiadanie.
I chciałam sprawdzić... Czy może ja wyrosłam, i cały Wiedźmin jest taki, czy po prostu autorowi nie wyszło tym razem. Miałam przeczytać parę opowiadań. I nie udało się. Znowu mnie wciągnęło, każąc zapomnieć o innych książkach czekających na czytniku, oddać te wypożyczone do biblioteki z obietnicą daną naprędce, że do nich wrócę. Nazbierało się filmów do obejrzenia, nie graliśmy dawno... Bo wieczorami czytam. Łapczywie, momentami kompulsywnie. Potem zwalniam, i zaczynam się delektować słowami.
Usprawiedliwiam się, bo w ciąży trzeba się rozpieszczać, mózg pracuje trochę wolniej, trochę inaczej. Trzeba sobie dogadzać.
Trochę tylko mi źle, że znowu wracam do czegoś, co doskonale znam, a przecież tyle jeszcze do przeczytania, poznania...

A jak skończę, też mi będzie źle.

Od zawsze miałam takie książki, wyczytane do granic możliwości, do których wracałam. Gdy byłam chora, było mi źle, chciałam się trochę porozpieszczać... Jak czekolada, ciepły koc, hamak, wino. "Dzieci z Bullerbyn", Montgomery, Jeżycjada, Chmielewska, czy Schmitt, Pratchett... no i Wiedźmin... Jakie są wasze książkowe rozpieszczacze?


środa, 8 stycznia 2014

pielęgnacja olejowa


 źródło zdjęcia

 Ładnych parę lat temu, zmuszona sytuacją (okropnymi problemami z cerą), zaczęłam uważnie czytać o kosmetykach - przeróżne opinie i fora. Wkręciłam się w temat, zaczęłam analizować składy, odkryłam kosmetyki apteczne, ekologiczne, w końcu półprodukty kosmetyczne... A to był prawdziwy szał. Robiłam wszystko - olejki myjące, sera, kremy, balsamy... Doszło do tego, że zajmowałam w lodówce jedną półkę...
Potem trochę mi się znudziło, zaczęło denerwować, że wiele półproduktów się przeterminowuje, zanim zużyję je choćby do połowy, a na wyjazdy i tak musiałam kupować "gotowce".

Teraz jestem dość wyważonym kosmetomaniakiem... Zwracam uwagę na to, co kupuję, lubię proste składy i niezmienną miłością darzę oleje. Tłoczone na zimno z przeróżnych roślin, czasem dość zaskakujących... Naturalne i łagodne, o fantastycznych właściwościach

Stosuję je do wszystkiego.

Olej kokosowy, czy arganowy wspaniale sprawdza się na włosy. Nakładam na noc niewielką ilość jednego lub drugiego, zaplatam w warkocz, a rano myję. Odkąd je stosuje, włosy mam bardzo błyszczące, zdecydowanie mocniejsze i sprawiają wrażenie grubszych, gdy się je weźmie do ręki (chociaż to akurat może byc efekt ciąży...)

Twarz... Ta przeszła wiele. Mam raczej tendencję do przetłuszczania, w swoim czasie problemy z trądzikiem (jak ja nie lubię tego słowa... trądzik - taki mały trąd) i do dodatkowego natłuszczania byłam nastawiona mocno sceptycznie. Do momentu, kiedy kolejne wysuszające kosmetyki nie skutkowały, i zdecydowałam się spróbować. I zadziały się cuda (zaznaczę tylko, trądzik niekoniecznie jest problemem tylko skórnym. Często przyczyną tkwią głębiej - przeważnie w hormonach, w diecie, stresie czy alergii). Rewelacyjnie działał olej z nasion czarnej porzeczki. A na blizny i ogólnie przyspieszenie gojenia prawdziwym cudotwórcą jest olej tamanu. Teraz na co dzień używam oleju z róży rdzawej i arganowego, delikatnie masuję nimi twarz tutaj liczę na efekty długoterminowe, czyli ich efekt antyoksydacyjny i ogólnie przeciwzmarszczkowy, chociaż działanie doraźne jest też bardzo widoczne - cera jest promienna i nawilżona, koloryt ujednolicony.
Wada olejów na twarz - nie wygląda się po wysmarowaniu jakoś szczególnie atrakcyjnie, warto też używać ich jakiś czas przed położeniem się do łóżka (i wtarciem wszystkiego w poduszkę). Można też stosowac mieszankę olej + żel hialuronowy (wspaniały nawilżacz, dostępny w sklepach z półproduktami), wtedy konsystencja jest mniej oleista, bardziej kremowo-żelowa i lepiej się wchłania.

Klasyk, czyli olej rycynowy na brwi (na rzęsy u mnie się nie sprawdza - spływa do oczu, co strasznie szczypie i podrażnia) - wcierany w brwi i skórę tam, gdzie rosną. Brwi są zdecydowanie bardziej widoczne (choć Carą Delevingne się nie stałam). Próbowałam też smarować olejem rycynowym nasadę włosów, ale to mocno niewygodna rzecz - olej rycynowy jest gęsty i przez to potwornie niewygodny w takim stosowaniu.

Mój rosnący brzuch smaruję olejkiem gotowcem - babydream z rossmana. To mieszanka olejów migdałowego, makadamia, jojoba, sojowego i słonecznikowego, a także witaminy E. Sprawdza się świetnie, rozstępów brak.

Mimo nieustannych poszukiwań idealnego eliksiru do paznokci, w ich pielęgnacji króluje ciągle oliwa z oliwek - delikatnie podgrzana, w miseczce, do moczenia. Nie jest to najpraktyczniejsza sprawa, bo dobrze jednak wytrzymać z tymi rękami w misce ze 20 minut i nie musieć ich wyjmować i pilnie czegoś nimi robić. Ale na paznokcie działa rewelacyjnie.

I jeszcze wspaniałe masło karite. Wszędzie tam, gdzie potrzeba naprawdę solidnego odżywienia. Na kolana i łokcie, na stopy (gruba warstwa na noc, ze skarpetkami), na dłonie. Doskonale zmiękcza, odżywia. Ręce po godzince z maseczką z grubej warstwy tego masełka, wyglądają prawdziwie "księżniczkowo"- jakby nigdy nie widziały gąbki do mycia naczyń czy mrozu. Można stosować na całe ciało i twarz (chociaż niektórych zapycha) - ale ja nie przepadam za tym, rozsmarowuje się dosyć ciężko i wolno wchłania.

Olej migdałowy (albo jojoba) przyda się też pod koniec ciąży, do masażu przygotowującego do porodu. Taki masaż zmiękcza tkanki i pomaga uchronić przed nacinaniem lub pękaniem.


niedziela, 5 stycznia 2014

rośniemy... i jeszcze o modzie w ciąży

stylizacje ciążowe, sukienka ciążowa, jak dobrze wyglądać w ciąży

Nastąpił taki moment, że nie da się mojego Brzucha zignorować albo uznać go za wyjątkowo silne wzdęcie. Z ubieraniem nas jest coraz trudniej. Zwykłe bluzki robią się za krótkie, a naciąganie ich na siłę daje efekt zlewania się brzucha z biustem, czyli jednej wielkiej obłości.

Pocieszające jednak jest to, że aura sprzyja, jest ciepło i jakby wiosennie (wczoraj nad miastem przetoczyła się całkiem konkretna, jakby majowa burza) i w licznych warstwach i kurtach pośród śniegów nie upodabniam się do bałwana. Brak zawiei i zamieci, zadymki też znacznie ułatwia sprawę, czyli codzienne spacerki.
A codzienne spacerki to ważna rzecz. Chyba tak samo ważna jak pozytywne nastawienie i codzienna chwila relaksu. Ta ciąża siłą rzeczy znacznie się różni od poprzedniej, kiedy mogłam sobie i brzuchowi poświęcać dowolną ilość czasu, uwagi i (w pewnym momencie przymusowego) odpoczynku. Ale warto o tym pamiętać, że zwolnienie obrotów jest bardzo potrzebne, że poczucie błogostanu (w końcu stan błogosławiony) jest szalenie istotne i wpływa znacząco na lokatora brzucha, jego późniejszy charakter i ogólne samopoczucie. Nasz pierworodny pozwala na szczęście na (nie za długie) chwile relaksu. Oczywiście, o ile jesteśmy sami mogę zapomnieć o totalnym wyłączeniu się i np zapadnięciu w lekturę albo drzemkę. Ale już wyciągnięcie nóg na kanapie i dyskretne przeglądanie gazety, słuchanie muzyki, czy po prostu miłe myśli, jak najbardziej.




stylizacje ciążowe, sukienka ciążowa, jak dobrze wyglądać w ciąży

stylizacje ciążowe, sukienka ciążowa, jak dobrze wyglądać w ciąży