Gdy byłam w ciąży, dowiedziałam się, że teraz to dopiero się przekonamy o prawdziwym życiu.
Że skończą się podróże. A już zwłaszcza te nasze. Pod namiot, w góry, z rowerami. Teraz to co najwyżej wczasy na kwaterze nad morzem. Bo przecież kto to widział dziecko ciągać na jakieś dzikie wyprawy.
Że skończą się imprezy.Bo kto to widział imprezować z małym dzieckiem.
Że koniec z wyjściami. Jakimikolwiek. Żadnych knajp, muzeów, restauracji. Zajęcia dodatkowe (W ciąży zapisałam się na j. rosyjski) się skończą. Jedyne wyjścia to te do klubiku dziecięcego, w starszym wieku sali zabaw.
O książkach można zapomnieć. No, chyba, że będą to poradniki dziecięce, albo książki dla dzieci.
Z filmami to samo nawet jak się zasiądzie do oglądania, to i tak przyśnie się w połowie (o ile dobrze pójdzie). O wyjściach do kina nie wspominając.
I koniec z wydawaniem pieniędzy dla siebie. Zresztą i tak na nic ni będzie pieniędzy bo dziecko to gorzej niż samochód, skarbonka bez dna i niekończące się wydatki. (ale pieniądze na dziecko wydaje się z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, no bo przecież dziecku żałować nie można)
Że kończy się bycie kobietą, teraz czas na bycie mamą. A mama nie miewa zadbanych włosów czy paznokci, własnych potrzeb, czy zainteresowań. I koniec z makijażem, figurą, ubraniem innym niż dreso-piżama.
Generalnie koniec ze wszystkim, co nie ma związku z dzieckiem. Bo teraz dziecko jest najważniejsze, a ty rodzicu (a już zwłaszcza mamo), wybij sobie z głowy swój dotychczasowy styl życia.
Tak słyszeliśmy, zanim Młodzian się urodził. Może trochę koloryzuję, ale nie bardzo.
I urodził się. Pod koniec kwietnia. Po majowym okresie przyzwyczajania się do świata, synek stopniowo i naturalnie przyjął nasz styl życia.
Lato było pełne
wycieczek rowerowych, bliższych i dalszych- królewska przyczepka doskonale zdała egzamin. Bezpieczna, komfortowa, szalenie wygodna w użytkowaniu (dla ciągnącego i ciąganego), pełna pomysłowych rozwiązań. Miłe wędrówki z przeszczęśliwym dzieciakiem w chuście. Rewelacyjnych imprez z młodzieżą śpiącą błogo na łóżku gospodarzy lub w wózku. Książek, czytanych głównie w plenerze z dzieciakiem na kocyku obok, w hamaku lub wózku. Wieczornych randek gdy młode poszło spać i wpadli dziadkowie, a gdy nie wpadli - wieczornych seansów filmowych, książkowych lub z
grami planszowymi. W sierpniu pojechaliśmy do Zwierzyńca na festiwal filmowy, we wrześniu nad
morze, w listopadzie do Krakowa, a na
Sylwestra w ukochane góry. A w lutym przenieśliśmy się do
Francji.
I jeszcze zaznaczę, że zdaję sobie sprawę, że dzieci są różne, bardziej i mniej wymagające. To nie jest też tak, że dziecko jest nieważne, że nie ma naszej uwagi, narażamy je na niebezpieczeństwa, czy stresy. Jest po prostu członkiem naszej rodziny. Równoprawnym. Staramy się żyć po swojemu, mając świadomość, że małe dziecko ma swoje potrzeby - i te zaspokajamy. Wspominałam już o tym kiedyś, że maluch
przede wszystkim potrzebuje bliskości i miłości (szczęśliwych) rodziców
- i te otrzymuje bez ograniczeń. A że czasem jest pod namiotem, w
górach, knajpce albo u cioć i wujków - to tylko lepiej, chłonie sobie
różnorodność świata.
A teraz słyszę, że jedno dziecko to pikuś. Przy drugim to się dopiero zaczyna... Cóż, przekonamy się ;)