piątek, 10 października 2014

O rodzicielstwie we Francji i w Polsce. Część II



Chciałabym dzisiaj uzupełnić mój post o byciu rodzicem w Polsce i we Francji. Do pierwszej 
części - o ciąży i porodzie zapraszam tutaj.

Jak już wspomniałam, podejście do dzieci we Francji różni się dość mocno od tego w Polsce. I, jak to zwykle bywa, obserwuję rzeczy fajne i mniej fajne (oczywiście z mojego punktu widzenia).

Co jest we Francji fajne, to pieniądze... Tak to się jakoś dzieje, że się przy dziecku przydają. I ma znaczenie to, że od szóstego miesiąca ciąży we Francji cała opieka medyczna jest za darmo, łącznie z lekami, że przysługuje bezpłatna "opieka okołoporodowa", że poza becikowym, na każde dziecko co miesiąc wpływa całkiem konkretna kwota.

Co jest natomiast nie jest fajne... Do mamy należy urodzenie dziecka. Wychowanie jest tutaj jakby mniej istotne. Kobieta rzadko karmi piersią, do pracy wraca po 3-4 miesiącach i od tego momentu opiekują się nim inni. Różne przypadkowe nianie, żłobki i inne instytucje (dość popularną formą sa assistantes maternelles, czyli nianie mające w opiece 3-4 dzieci. Wychodzi to korzystnie finansowo i dla niani i dla rodziców, ale dla malucha już niekoniecznie). Potem jest przedszkole i szkoła. Co ciekawe, i o czym dowiedziałam się ostatnio, dziecko ma prawo opuścić szkołę tylko dwa dni w miesiącu - chore, czy nie. Katar, grypa czy zatrucie pokarmowe... do szkoły trzeba chodzić, nieważne że zaraża się innych, choroba trwa dłużej a zdolności przyswajania są żadne... 

Gdy dodać do tego francuski tryb pracy (w związku z dość długa przerwą w południe, Francuzi są w pracy od 9 do 18-19), w ciągu tygodnia rodzic widzi dziecko tylko tyle, żeby powiedzieć mu dzień dobry i dobranoc.
Rodzic w zasadzie zajmuje się dzieckiem w weekendy, i tym wielu rodziców jest szalenie zmęczonych, bo dziecko jest męczące, wkurzające i angażujące. Wierzę zresztą, że to łatwe nie jest, wychowywać swoje dziecko tylko dwa dni w tygodniu i tylko wtedy budować z nim relacje, podczas gdy w tygodniu większość czasu spędza z kimś innym. Trochę to smutne, że rezygnuje się z własnego dziecka i oddaje się obcym ludziom jedyną w swoim rodzaju relację.

Ale za to francuskie dzieci spędzają mnóstwo czasu na dworze. Na placach zabaw, w parkach, na rowerkach, rolkach i hulajnogach, biegają i skaczą i siedzą na dworze. To jest fajne.

O ile w Polsce częstą tendencją jest przesadna opieka i troska o dziecko, o tyle francuskich rodziców cechuje w tej kwestii przesadny czasem luz - na placach zabaw dzieciaki często pozostawione same sobie biegają zaglucone, spadają z huśtawek i biją inne dzieci.



O ile w Polsce nie tak rzadkim widokiem jest dzieciak w maju odziany w czapeczkę i kombinezonik, a przykryty kocykiem, o tyle u francuskiego malucha rzadkim widokiem nie są gołe nogi w grudniu. (przy czym, co ciekawe, w centrach handlowych wózki osłonięte są szczelnie folią przeciwdeszczową, a biedne dziecię nie ma nawet rozpiętej kurtki). Innym widokiem, świadczącym o dużym luzie francuskich rodziców, są noworodki (dosłownie dwu, trzytygodniowe) w centrach handlowych właśnie.



O ile w Polsce przyjście na świat dziecka oznacza totalną rewolucję, często włączenie opcji Matki Polki, i z automatu totalną rezygnację z siebie, a dziecko staje się priorytetem pod każdym względem. O tyle we Francji dziecko ma od początku znać swoje miejsce. Na porządku dziennym są teksty "męczysz mnie" "jesteś wkurzający", "zamknij się" itp Dość typowym obrazkiem jest mama lub niania rozmawiająca z kimś przez telefon lub na żywo, a obok wyjący maluch (na którego totalnie nie zwraca się uwagi), który np zaplątał się w paski od wózka/ spadła mu czapka na oczy. (Jednak niewątpliwym pozytywem takiej postawy jest to, że nie zwraca się też uwagi na dzieciaka w rozkwicie buntu dwulatka, który wyje, bo czegoś mu zabroniono/odmówiono. Nie ma typowych w Polsce pogardliwych spojrzeń pt "co za matka, nie ogarnia własnego dziecka")

I tak dalej.
To takie cechy, które najbardziej rzuciły mi się w oczy. 
Zdaję sobie sprawę, że tekst jest pełen uogólnień i uproszczeń. A mnie, tradycyjnie, najbliższy jest wspaniały złoty środek.

6 komentarzy:

  1. Ciekawe to, co piszesz! Idealnie byłoby wziąć trochę francuskiego luzu, doprawić jednak odrobiną polskiej troskliwości i wychodzi całkiem fajne połączenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja mieszkałam kilka lat na francuskiej prowincji, gdzie urodziłam i podrósł moj najstarszy syn i miałam nieco inne wrażenia niz te o których piszesz i o których opowiadały rownież moje paryskie koleżanki. Żłobek był opcja, dostępna dla każdego i w dowolnym wymiarze, tak jak i zatrudnienie: 3/4 etatu? 4/5? Bien sur! Wiec w przeciwieństwie do Warszawy do pracy/szkoły dało sie wrócić w dowolnym momencie. Opiekunki były również, ale tez wolne Srody w przedszkolu i jakby wiecej uwagi poświęcanej dziecku, które o czym warto wspomnieć było oczywistym gościem w restauracji czy kawiarni nawet jeśli akurat pełzało miedzy stolikami czy ciągnęło za ogon psa ludzi siedzących obok :)

    OdpowiedzUsuń
  3. będąc opiekunką 17-miesiecznego chłopca również miałam okazję na co dzień zachowania i metody wychowawcze Francuzów. Nie będę opisywać wszystkich spostrzeżeń, ale to co mnie uderzyło to dość duży dystans i brak bliskości. wszystko było poprawne, dobrze zorganizowane, ale jeśli chodzi o relacje - dosyć chłodne. przykładowa sytuacja: podczas gdy tata wziął na "barana" swojego synka, żona od razu go upomniała, że dziecko jest zbyt duże na noszenie i potrafi sam chodzić! :/
    ale muszę przyznać, że jest też mnóstwo rzeczy, które mi się podobały i chętnie wcieliłabym je w życie

    OdpowiedzUsuń
  4. dziewczyny, dziękuję za Wasze opinie:)
    @ Anna Kurowicka. Fajnie, że masz takie pozytywne wspomnienia:) To pewnie w dużej mierze (i we Francji, i w Polsce, zależy od tego, gdzie i na kogo się trafi). Pisałam o ogólnych wrażeniach:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiedzialam, ze dzieci moga byc chore tylko dwa dni w miesiacu, bardzo to dziwne .. Moje chlopaki sa w domu tak dlugo jak tego potrzebuja a ja oddaje je do szkoly tylko wtedy kiedy wiem, ze sa juz zdrowe ... M

    OdpowiedzUsuń
  6. Mieszkamy z mężem we Francji i przyznaję, że mam bardzo podobne odczucia, jednak zdziwiła mnie sprawa nieobecności w szkole. Mąż jest Francuzem i nigdy nie słyszał o podobnym prawie, zwłaszcza gdy dzieci są chore, może zaszło jakieś nieporozumienie? Nasza córka ma dopiero 20 miesięcy, ale dzieci znajomych nigdy nie chodzą do szkoły chore..

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!