To miał być post o świętach narodowych we Francji. Z okazji
14 lipca.
Ale chyba nie ma o czym pisać. Wybraliśmy się specjalnie do centrum zobaczyć jak Francuzi obchodzą rocznicę zburzenia bastylii, ale wygląda na to że nie obchodzą. Poza flagami na autobusach (które kojarzą się raczej ze strajkami, czyli francuskim sportem narodowym), nie było żadnych oznak świętowania czegokolwiek. Chyba, że wybraliśmy się w nieodpowiednie miejsce i o nieodpowiedniej porze.
Ale chyba nie ma o czym pisać. Wybraliśmy się specjalnie do centrum zobaczyć jak Francuzi obchodzą rocznicę zburzenia bastylii, ale wygląda na to że nie obchodzą. Poza flagami na autobusach (które kojarzą się raczej ze strajkami, czyli francuskim sportem narodowym), nie było żadnych oznak świętowania czegokolwiek. Chyba, że wybraliśmy się w nieodpowiednie miejsce i o nieodpowiedniej porze.
Miło się w każdym razie przespacerowaliśmy, po starym
mieście, odkrywając kolejne piękne zakątki, zjedliśmy najlepsze w tej części
miasta naleśniki (część dostało się wróblom. urocze stworzenia).
Takie zwykłe rodzinne
spacerki mają zdecydowanie wielką moc i
działanie terapeutyczne po trudnym tygodniu (gdy generalnie ze wszystkim było
pod górkę, dzieci zmieniły imiona na Gniewko i Wkruwko, poporzeprowadzkowy bałagan
przytłaczał i jakoś nie było pomysłów na zorganizowanie wszystkiego, francuska
dbałość o klienta rozkładała na łopatki). Lepiej się zrobiło zdecydowanie.
Świetna sukienka - niby skromna, ale ten dekolt z tyłu...
OdpowiedzUsuńDobrze, że atrakcją stał się sam spacer i nie potrzeba żadnego święta. A widoki starego miasta cudne. Tak samo jak Ty :) wyglądasz fantastycznie :) I niech w tym tygodniu imiona dzieci brzmią spokój i sama radość :) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńO. pulposukienkę tu widzę :) Fantastycznie Ci w niej.
OdpowiedzUsuń