"There
are three kinds of death in this world. There's heart death, there's brain
death and there's being off the
network"
Tak to niestety trochę jest... Wspomniałam juz o tym, że
internetu jeszcze ciągle nie mamy, i w najbliższym czasie widoki są marne.
Ratuję się jak mogę, mąż czerpie z wirtualnej studni w pracy i donosi w wiadrze do domu. Ale wiadomo, że to nie to samo.
Na początku nawet podeszłam do sytuacji pozytywnie. Dobrze
jest zrobić sobie mały odwyk. Dobrze jest zyskać nagle mnóstwo czasu, zwykle
przebimbanego przed komputerem. Dobrze zmienić sposób działania i koncentracji
- podobno internet kompletnie zmienia sposób działania naszego mózgu; o ile w
zamierzchłych czasach przedinternetowych byliśmy w stanie koncentrować się na
jednej czynności przez dłuższy czas, przeczytać długi tekst bez przerywania
sobie zerkaniem na inne teksty, obrazki czy zdjęcia, to obecnie ślizgamy się,
surfujemy po kilku działaniach naraz, na żadnym porządnie się nie skupiając.
Dobrze jest skupić się na rzeczywistości.
Mój detoks internetowy uświadomił mi, jak mocno do tego
wirtualnego świata ostatnio wlazłam. Zdałam sobie sprawę, jak duża część mojego
życia dzieje się właśnie w komputerze, i że w zasadzie to powinnam byc
pryszczatym grubasem z grubymi szkłami.
W internecie toczy się spora część mojego życia
towarzyskiego, tam szukam inspiracji, słucham radia, robię zakupy, załatwiam
sprawy, sprawdzam informacje... Dlatego nie zamierzam potępiać w czambuł całej
wirtualnej rzeczywistości. A
poza tym "the time you enjoy wasting is not wasted time" Kwestia
znalezienia granicy.
Dzisiaj chyba każdy robi wszystko przez internet.. no prawie wszystko;p
OdpowiedzUsuńto prawda, gdy byłam w ciąży i znalazłam sobie robótkowe hobby (robienie filcowych ozdób na choinkę) to pomyślałam, że poza czytaniem .. i takimi robótkami, to w zasadzie już żadne moje hobby nie jest w świecie realnym, wszystko dzieje się przez komputer - zarówno pisanie, fotografia i wszystko z nią związane, czytanie prasy, robienie zakupów, kontakt z ludźmi - to wszystko faktycznie rozgrywa się przede wszystkim w przestrzeni wirtualnej. Cóż, nasz świat się zmienia, a my zmieniamy się wraz z nim. A swoją drogą.. ileż może zająć podłączanie internetu??? #onlyinfrance :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię sobie robić weekendy poza siecią, choć prawdę powiedziawszy to taki 100% off-weekend wyszedł mi tylko raz. Ale brak internetu nie z wyboru, a z przymusu? Oj. To by bolało ;)
OdpowiedzUsuńCiężko mi taką odpowiednią granicę znaleźć. Nawet na urlopie jeśli mam szansę skorzystać z internetu, to korzystam niestety. Choć staram się jak najmniej.
OdpowiedzUsuńPrzeboskie te zdjęcia! Zieleń, niedbale zapięta (albo rozpięta) koszula, opalenizna. A mały rowerzysta rozkoszny! :)
masz bardzo fajne zdjęcia :) Jak z jakiegoś dobrego czasopisma :) To prawda niestety, że bez internetu ciężko jest przetrwać w dzisiejszych czasach. jednak jak pomyslę, że może cześciej spotykałabym się ze znajomymi, gdyby internetu nie było, to mi smutno. Jednak z drugiej strony, mamy takie czasy, że ciągle za czymś gonimy, więc czasem rozmowa przez fejsa jest zbawieniem, jak się nie ma możliwości spotkac w realu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam