poniedziałek, 27 lipca 2015

Should I stay or should I go, czyli plusy i minusy powrotu z emigracji

Wielka przeprowadzka coraz bliżej, załatwiamy sprawy, zamykamy umowy, wyrzucamy, pakujemy.
Już od jakiegoś czasu myślimy o tej zmianie i targają mną przeróżne uczucia...

Cieszę się i żałuję jednocześnie, tęsknię i wiem, że będę tęskniła...

Dlaczego się cieszę, że wracamy?

Skończyłam filologię romańską, więc język i kultura Francji są mi bliskie. Zresztą nie wyjechaliśmy na koniec świata, Francja to ten sam krąg kulturowy. A jednak nie jesteśmy, nigdy nie bylibyśmy tu u siebie. Nawet nie bardzo mamy prawo sobie ponarzekać na pewne rzeczy, bo to nie nasze... Nie ma poczucia przynależności, nie utożsamiamy się z historią, nie mamy wgranej w świadomości jakiejś popkultury, nie mamy takich samych wspomnień z dzieciństwa z ludźmi w podobnym wieku, nie czujemy mnóstwa drobnych myków.


Pisałam kiedyś o tym, co mnie we Francji wkurza. Totalny brak dbałości o klienta, monstrualna biurokracja, nie wspomniałam chyba wtedy o przegadywaniu każdego, najmniejszego nawet problemu... Nie bez powodu francuski nazywany jest językiem dyplomacji, Francuzi uwielbiają zebrania, spotkania i zgromadzenia, które trwają godzinami, na których się mnóstwo mówi i z których kompletnie nic nie wynika. Niesamowite, że można tyle rozmawiać nic konkretnego nie mówiąc.

Robi się tu trochę niebezpiecznie - zamachy, terroryzm, płonące samochody (po ostatnim święcie narodowym, 14 lipca, spłonęło ich kilkadziesiąt). Smutne w tym wszystkim jest to, że z terroryzmem utożsamiają się młodzi, pozornie zintegrowani Muzułmanie, trzecie pokolenie imigrantów...

Cieszymy się, ze względu na rodzinę -tęsknimy za nimi najzwyczajniej w świecie. Tęsknimy też za przyjaciółmi i znajomymi.

Jest jakaś blokada przy nawiązywaniu przyjaźni. Francuzi są mili, sympatyczni, uprzejmi. A potem jest ściana. Oczywiście nie twierdzę, że zawsze się tak dzieje, ale jednak nie udało nam się tutaj autentycznie zaprzyjaźnić z Francuzami.

Cieszymy się też że wracamy ze względu na wieczorne wyjścia ( wiwat dziadkowie) bardziej i mniej kulturalne. Chociaż w Lyonie imprez najróżniejszego typu jest mnóstwo (np teraz trwa festiwal Nuits de Fourviere, a tam występy m. in. Bjork, Herbie Hancock i Chick Corea, Florence and the Machine, Iggy Pop, Robert Plant, Charlie Winston, Patti Smith...), to zdecydowanie więcej bywamy i używamy w naszym dobrym, małym Lublinie.

Francja jest piękna, niewątpliwie, ale czasem kojarzy mi się z taką idealną dziewczyną, o zawsze ułożonych włosach i perfekcyjnym makijażu, bez miejsca na jakąkolwiek niedoskonałość. Brakuje mi trochę polskich uroczych krajobrazów, takich trochę niedoskonałych, naturalniejszych jakby, z polami i łąkami, powichrowanymi wierzbami płaczącymi, lasami (choć wiem, że w pakiecie dostanę trochę koszmarków architektonicznych z różową blachodachówką, szpetne płoty i szkaradne bilbordy)

W Polsce będziemy urządzać się na swoim. Może świadczy to o mojej przyziemności i małostkowości, ale chcę mieszkać u siebie, malować swoje ściany, ustawiać swoje meble i wybierać swoje lampy.

Kwestia mojego powrotu do pracy. Lublin co prawda nie szaleje w kwestii ofert, ale przynajmniej w Polsce uznaje się moje wykształcenie. Tutaj polskie mgr nie ma kompletnie żadnego znaczenia, liczą się tylko francuskie (bardzo ukierunkowane) szkoły.

A dlaczego żałuję, że wyjeżdżamy?

Bo dobrze nam się tu żyje. Lyon jest arcy przyjaznym miastem, pod wieloma względami. Sam w sobie jest piękny, różnorodny, o imponującym dziedzictwie. Do tego jest wspaniale położony - nad dwoma pięknymi rzekami, w dolinie, otoczony górami mniejszymi idealnymi na małe wycieczki, oddalony o dwie godziny drogi od Alp cudownych i jakieś cztery godziny od morza lazurowego.

Jest cieplej niż w Polsce. Od paru tygodni pogoda trochę przesadza co prawda, ale ten wiosenny luty, dwadzieścia parę stopni w kwietniu i babie lato do listopada, to jednak cudowna sprawa.

Synek zaczął mówić po francusku. Z naciskiem na zaczął, ale widzę, że już naprawdę dużo rozumie, dopytuje, odpowiada, chętnie powtarza... Szkoda, że teraz wyjedziemy i tracimy szanse na dwujęzyczne dziecko.

Bycie imigrantem bywa całkiem przyjemne. Nie angażuje się człowiek, nie strzępi nerwów, bo to w końcu nie moja sprawa. O ile łatwiej kocha się ojczyznę z daleka, idealizując i tęskniąc i wpadając raz na jakiś czas po to by pokorzystać z tego, co najlepsze.

I jedzenie! Targi francuskie, sklepy mięsne z rzeźnikami z prawdziwego zdarzenia, znającymi się na rzeczy, mnogość serów różniących się od siebie niuansikami, pyszne bagietki, makaroniki i croissanty, dostępność najróżniejszości z całego świata... Hobbit we mnie trochę się obawia przyjazdu do kraju świni i zimnioka.

Będzie mi też brakować naszego ulubionego sklepu tutaj, Nature&Découvertes. Sklep jedyny w swoim rodzaju o bardzo fajnym klimacie i z poczuciem misji (ekologia, natura, zrównoważony rozwój i fair trade, odkrywanie piękna świata), z aromaterapią, akcesoriami podróżniczymi (ale w oldschoolowym stylu), z produktami ręcznie robionymi z całego świata, ekologicznymi gadżetami, kosmetykami bio, sprzętem astronomicznym, bardzo piękną etniczną biżuterią, świetnymi zabawkami dla dzieci.

Chcę dodać, że przede wszystkim, od początku planowaliśmy, że spędzimy we Francji tylko jakiś czas. Mając świadomość tej tymczasowości, cieszyliśmy się tym czasem, korzystaliśmy, ile wlezie, traktując każdy weekend czy parę wolnych dni jak Małe Wakacje we Francji i okazję do poznania okolic bliższych i dalszych. Znajomi Francuzi śmiali się, że zobaczyliśmy więcej w Lyonie i okolicy niż oni sami, mieszkający tu całe życie.
Ale jednocześnie ta sama świadomość sprawiła, że czujemy że nadszedł moment powrotu. Że jakiś czas się skończył i pora rozpocząć nowy rozdział.

20 komentarzy:

  1. To szykuje Wam się rewolucja w życiu :-) Trzymam kciuki i życzę powodzenia.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Temat jakże mi bliski , i wiele mam wspólnego i niewspólnego zarazem z naszymi doświadczeniami . bo Luksemburg trochę francuski a nie francuski trochę germański ale tez nie do końca :)
    Bo Polskę kocha sie z daleka łatwiej , ale znacznie mniej kocha sie Polaków .... i to mnie przeraża , ze zostałam bez korzeni ....
    Urodziłam sie na Śląsku , wychowałam w Krakowie , w którym mieszkałam niewiele dłużej niz na Śląsku , potem kilka lat na Podbeskidziu i tyle samo na obczyźnie . Moze dlatego tAk naprawdę nie wiem gdzie miałabym wracać .
    Bliższe więzi i przyjaźnie nawiązałam tu , gdzie mentalność jest inna nie zazdroszcząca , motywująca , gdzie zdania nie zaczyna sie od stara bieda .....

    Kraj świni :):) tak u nas tez kulinarne upodobania sie zmieniły i wieprzowinę jadamy tylko w Polsce ;)

    Ale póki co To Ty wracasz .... Życzę ci pozytywnych zmian , adaptacji , zadowolenia z podjętej decyzji i łatwiejszych ścieżek ..... By doświadczenie profilowało i byście te najbardziej wartościowe pielęgnowali :)
    Wszystkiego dobrego Paulino :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki serdeczne! Ja całe życie w Lublinie, jestem bardzo związana z tym miastem. A Luksemburg chyba mocno różnorodny, fajnie, że udało Ci się nawiązać bliskie przyjaźnie, to ważne.
      Co do "starej biedy", nie jest z tym tak źle;)

      Usuń
  3. W takim razie realizacji planów i marzeń w Polsce. Ale z takimi otartymi na głowami jak Wasze, nie mam wątpliwości, że to się uda :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moim zdaniem, to że urodziliśmy się w Polsce, nie oznacza że mamy tu zostać na zawsze. Jeśli gdzieś indziej czujemy się szczęśliwi, to warto tam zostać i czerpać energię z tego szczęścia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zawsze są takie plusy i minusy.
    Życzę wam, aby powrót minął gładko i bezproblemowo :)!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Studiowałam w Lublinie, zostawiłam tam 5 wspaniałych lat mojego życia. Na zawsze zostaną w mojej pamięci. Miasto, przygody, wyjazdy, przyjaźnie do końca życia. Ludzie, którzy są na drugim końcu świata ale nadal się kontaktujemy, ludzie których już nie ma ale są w mojej pamięci. Studia skończyłam już tak dawno (szok jak pomyślę o tym, kiedy to było)...Fajnie, że wracasz do Lublina to piękne, niedoceniane miasto. Życzę powodzenia w organizowaniu życia na nowo, a Lyon niech będzie zawsze dla Ciebie tym czym dla mnie był i jest Lublin. Wyszło sentymentalnie ....Szczęśliwej drogi do Kraju! Czekamy! Gosia T

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. To powiedzenie kryje w sobie wiele prawdy, bo wyobrażenia zawsze idealizują obraz, a rzeczywistość może być różna. Trzeba w każdej sytuacji szukać pozytywów, co doskonale robisz. Taki bilans jaki przedstawiłaś jest tak mądrze zobrazowany, że widać gołym okiem jak trudne to są wybory. Życzę Wam szczęśliwego powrotu i spełnienia marzeń, oczekiwań i więcej życzliwości, czy tych pozytywnych chwil.

    OdpowiedzUsuń
  8. To są zawsze dylematy! Doskonale to opisałaś - ten brak poczucia przynależności, kojarzenia myków z dzieciństwa, po prostu bycie obcym, nawet akceptowanym, ale na dystans. A jednocześnie to że mieszkacie w pięknym mieście, z bogatą kulturą, że dzieci mogłyby być dwujęzyczne.. z kolei w Polsce czeka dużo niedoskonałości, ale jakoś po naszemu, swojsko. A świadomość kulinarna na szczęście nam rośnie, już moim wsiowym markecie można kupić hummus. Wiadomka, że wolę zrobić, ale 5 lat temu to było nie do pomyślenia, żeby TAKIE RZECZY były we wsiowych sklepach. Polska powolutku również zaczyna się zmieniać, pięknieć..Albo mi się wydaje.. albo to, że wczoraj byłam w Sopocie mi zamula obraz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja siostra (z Lille) opowiadała mi że Francuzi wszystko rozkładają na czynniki pierwsze, że pomysł, by zamówić pizzę do domu powoduje, że cała rodzina głowi się, dyskutuje, kombinuje, wybiera i bardzo przeżywa ten fakt. Ona myślała, że tylko rodzina jej mena jest taka..ale teraz się dowiedziałam że to cecha narodowa :):)

      Usuń
    2. Haha, nie ma to jak te dylematy przy pizzy;)
      I to prawda, wiele się w Polsce zmieniło i zmienia

      Usuń
  9. Doskonale rozumiem Twoje rozterki i powiem szczerze, że trochę Wam zazdroszczę, iż wracacie. Czasami przychodzą ciężkie dni na emigracji i ogromna ochota powrotu do swojego Zoo, ale to zawsze będzie ten nasz bałagan w którym to my możemy coś zmienić. Są plusy i minusy, zgadzam się i podpisuje pod tym co napisałaś. Jest jeszcze coś co mnie wkurza u francuzów, to że nie potrafią rozmawiać szczerze i otwarcie tak jak my polacy. Są przez to dla mnie trochę zakłamani, boją się wyrażać głośno swoich opinii by nie narazić się nikomu, ale jak przyjdzie co do czego to plotkują za plecami.
    Istotnie muzułmanie stanowią poważny problem we Francji, o którym politycy boją się rozmawiać, bo to taka bomba cykająca, nie wiadomo kiedy wybuchnie.
    Mam podobnie jak Ty, mianowicie bardzo brakuje mi polskich łąk i pól, tej dzikiej, wiejskiej przestrzeni po której można swobodnie pohasać. To jest bezcenne. No i wspaniali prawdziwi przyjaciele, którzy są daleko.
    Mogłabym jeszcze wymieniać, ale to przecież Twoja przeprowadzka i Twoje odczucia. Lepiej pamiętać, tylko to co dobre.

    P.S Gdybyś potrzebowała coś ze sklepu Nature, to śmiało dawaj znać. Tu gdzie mieszkam, jest ten sklep. Też bardzo go lubię.
    Tutaj podaję linka do mojego też ulubionego sklepu. Idea piękna i śliczne wyroby.
    http://www.boutique-artisans-du-monde.com/
    Na pewno jest w Lyonie.
    Powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że mamy bardzo podobne odczucia:)
      Bardzo Ci dziękuję za propozycję, być może skorzystam (przy okazji następnych soldów;) ). I świetny ten sklep, co podlinkowałaś
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  10. Wielkie dzięki za odzew, życzenia powodzenia i wsparcie ogólne, jest mi bardzo miło:)

    OdpowiedzUsuń
  11. duzo bedzie o urzadzaniu zatem, bo jak wrocisz juz bedziesz mogla ;-)

    OdpowiedzUsuń
  12. kurcze z jednej strony fajnie ze wracasz, a z drugiej nie bo bedziesz rzadzej pisac.....:-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się, żeby nie było jakoś dramatycznie rzadko;)

      Usuń
  13. Trochę smutno się zrobiło, tyle wspomnień związanych z miejscem, które przychodzi opuścić :<

    Kurde współczuję Francuzom z tymi Muzułmanami, ale sami do tego doprowadzili, w dodatku strach przed reakcją na problem tylko go pogłębia. To strasznie przykre, wyciągasz do człowieka pomocną dłoń, okazujesz otwartość i gościnność, a zamiast wdzięczności dostajesz taki shit :/ Bardzo to przykre...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, trochę smutno, ale zawsze możemy tam wrócić;)
      Francja ma za uszami w związku z Algierią i ta gościnność jest w jakimś sensie zadośćuczynieniem. Inna sprawa, co sami zaproszeni z ta gościnnością robią...
      Z Muzułmanami problem jest ogromny (i wygląda na to, że pewne zmiany są nieodwracalne, i teraz Francja będzie coraz mniej francuska, choćby za sprawą ilości dzieci)

      Usuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!