To był prawdopodobnie ostatni wypad w Alpy w najbliższym czasie. Ostatni, ale za to niezapomniany. Bajkowa zupełnie rzeczywistość, odlot estetyczny, ta jedyna w swoim rodzaju medytacja kroków i oddechu, górska, nasycona brzmieniami cisza... Będzie mi tego brakować.
|
Harce na łące |
Wiedząc, że
życie potomstwo jak zwykle zweryfikuje nasze plany dotyczące wczesnego wyjazdu zaraz po szybkim śniadaniu i do samochodu zapakujemy się koło 11, postanowiliśmy dojechać na miejsce już w piątek. To oznaczało biwak w górach, z pięknym widokiem i milionami komarów. A w sobotę, już o 10 rano byliśmy na szlaku.
|
Na biwaku. Drobiazg, niepilnowany, zaczyna się rozłazić. |
Szlaku, który uparcie, bezustannie i bezlitośnie prowadził w górę. Niby o to chodzi, ale miło, jak przy podejściu zdarzają się też wypłaszczone fragmenty pozwalające wyrównać oddech. Ale w końcu, po stu latach trawersowania wyszliśmy z lasu, a tam, tradycyjnie już, obłędne widoki wynagradzały trud (Podziwiałam je, gdy tylko pot nie zalewał mi oczu - w końcu wraz z lasem skończył się cień. I gdy nie patrzyłam z zawiścią na radośnie i bez wysiłku wbiegające grupki ludzi obciążonych niewielkimi plecaczkami z wodą).
Ale udało się koło południa dotrzeć na pierwszy punkt naszej
wycieczki, czyli Lac du Crozet. Cudowne jezioro polodowcowe, idealnie
przezroczyste, doskonale lodowate, wspaniale lazurowe. A tam, jak
przystało na
prawdziwych Francuzów,
zjedliśmy obiad (nic specjalnego tym razem - liofilizaty, dziaciaki
wystarczająco nas dociążyły), odpoczęliśmy trochę, wymoczyliśmy nogi
żałując że nie mamy przy sobie kostiumów kąpielowych - okazało się, że zdecydowana
większość z mijających nas beztroskich luzaków wspięła się nad jezioro
dla samego jeziora i kąpieli w nim, spędzili miłe chwile wpatrując się w zimną toń, a inni wrzucali kamyczki
do wody (kamyczki największą atrakcją każdego wyjazdu - niezależnie, na
plac zabaw czy w Alpy).
Morale poprawione, ruszyliśmy
dalej, na przełęcz Col de la Pra, i do schroniska położonego obok. Trasa
przepiękna, a widoki obłędne. Na miejscu, poza kawką, była jeszcze
dość zaskakująca część artystyczna - na 2100m. n.p.m. nie spodziewaliśmy się
mini koncertu folkowego i nauki tańców tradycyjnych... Potańczyliśmy
więc sobie chwilę ( na scenie alternatywnej, dzieci nie uznały
narzuconych z góry kroków) i ruszyliśmy w drogę powrotną.
|
Część artystyczna w schronisku. Scena alternatywna nie odpuszcza i zdobywa serca publiczności. |
|
Tańczymy! |
|
Przyznam, że miałam podczas całej imprezy niejakie poczucie absurdu, wśród tych gór... |
|
Koń drogę do domu zna... |
|
Zdjęcie butów i zmiana ciuchów działa prawdziwie uzdrawiająco |
Było pięknie, góry z dziećmi są super, choć muszę przyznać, że ciężar naszej (lekkiej w sumie) córki i paru niezbędników dał mi się we znaki, i moje przeciążone kolano raczej mnie nie lubi...
A dzieciorzyzna zadowolona, pierwszą rzeczą jaką zrobili oboje następnego dnia rano, było wejście do nosideł... W sumie to im się nie dziwię i bardzo się cieszę, że przyjmują takie wycieczki w taki naturalny sposób, trochę mimochodem nasiąkają pasją, aktywnością i podziwem dla świata.
Warto, choć następny górski wypad planujemy już nie w roli mułów pociągowych. Na plecach woda i kurtka przeciwdeszczowa, na ustach piosenka, w głowie beztroska a przed oczami raj...
Podziwiam was , szczerze .... Cudownie wykorzystujecie francuski czas ...... Cóż... Musicie zamieszkać choc bliżej Tatr ;);)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś sporo chodziłam po górach , ale inne pasje - nurkowanie promowały inne destynacja ;) a i teraz z dziećmi trudno ... Mój maź nigdy nie chciał robić za muła ;) i taktyka taka ze maja same chodzić .... Wiec powoli zaczynaja i po górach .. Z naciskiem na powoli .
W 100% zgadzam sie ze dzieci pasjami nasiąkają - u nas wycieczki , zamki , ruiny - wystarczy hasło i pełen entuzjazm przy pakowaniu ...
Dziękuję!
UsuńNigdy nie próbowałam nurkowania, chciałabym kiedyś spróbować, musi być wspaniała sprawa:)
Niesamowici jesteście! :) Tylko brać przykład, że z dziećmi też można i to jak można! Uwielbiam Was czytać i zawsze podziwiam Wasz fantastycznie aktywnie spędzany czas z dziećmi. Pozdrawiamy!:)
OdpowiedzUsuńWszystkie trudy mułów pociągowych wynagrodzone zostały po tysiąckroć widokami i atmosferą górskich szczytów, czasem i absurdalnych sytuacji :)) Jestem absolutnie Waszą fanką- podziwiam i chylę czoła, że tak pięknie, naturalnie przekazujecie swoim dzieciom miłość do świata :) Brawo! I mam nadzieję, że jednak na krótką chwilę rozstaniecie się z Waszymi ukochanymi górami. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMogę tak bez końca oglądać wasze przeurocze zdjęcia rodzinno-wypadowe, są bardzo motywujące, jak żadne inne motywatory.
OdpowiedzUsuńŚwietna z Was rodzinka:)
Dziękuję dziewczyny, strasznie mi miło czytać takie słowa!
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia i zmęczenia na nich nie widać;) Motywujące do podjęcia wysiłku w fajnym celu:)
OdpowiedzUsuńPrzy największym zmęczeniu nie ma siły ani ochoty, żeby robić zdjęcia;)
UsuńPodziwiam i zazdroszczę. Dawniej sporo chodziłam i po górach i ogólnie wędrowałam z plecakiem z grupą ze studiów. A teraz cóż... dom, dzieci, praca. Nawet jak bym sama chciała to brak towarzysza, mąż na pewno nie, a znajomi, którzy kiedyś tez lubili takie wycieczki stali się z wiekiem wygodni lub po prostu zmienili upodobania co do spędzania wolnego czasu.
OdpowiedzUsuńTak to bywa... Przychodzi tzw dorosłość i inne sprawy, wielu z naszych znajomych też już woli wyjazdy do kurortów niż sponiewieranie się w górach i trudno ich za to winić ;)
UsuńZazdroszczę:) My uskuteczniamy wyprawy w Tatry z naszym Bąblem, ale nie wszędzie bym się z nim odważyła pójść jednak. Póki co zaliczył juz kilka dwutysięczników i dzielnie dał radę. Tata tez dał radę tylko krzyczał, że 11 kg to już dla niego dużo! Co będzie potem:D
OdpowiedzUsuńJasne, też bym się nie pchała na Orlą z nosidłem;)
UsuńA potem nie będzie tak źle, dzieci już tak szybko nie przybierają, nasz trzylatek waży 13kg. A za rok, może już sam pochodzi:)
Nie no!!! Jestem oczarowana Waszą wycieczką, tymi widokami przewspaniałymi i Wami w ogóle!!!
OdpowiedzUsuńP.S. Haha!!! Na obiad liofilizaty, ale nocnik musi być ;D!!!
Haha:D Nocnik się przydał nad jeziorem;)
UsuńKobieto, szacunek!!! Podziwiam Cię i chylę czoła. Przepiękne widoki nam tu zafundowałaś. I pomyślałam, że fajne pokolenie dzieciaków wychowujecie.
OdpowiedzUsuńcudownie ! brawo za odwage - namioty z dziecmi - super!
OdpowiedzUsuńjesteście cudowni!! Czytam i uśmiecham się przez cały wpis! Nie wiem co lubię bardziej - czy to jak piszesz (tradycyjnie), czy te nieziemskie widoki na zdjęciach, czy te czarne jak węgielki oczka zerkające zza Twojego kapelusza (czy Twoje zgrabne, opalone nożyska, to tak na marginesie :) po prostu lubię wszystko. I wizja dzieciaków pakujących się do nosideł mnie rozbroiła:)
OdpowiedzUsuńZdrowiej z tym kolanem.
Buziaki!
Dziękuję Wam za te słowa! Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńSuper post! Zdjęcia też świetne! :)
OdpowiedzUsuńAle super zdjęcia!Super razem wyglądacie;)
OdpowiedzUsuńŚwietna z was rodzinka :)
OdpowiedzUsuń