Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lyon. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lyon. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 2 lutego 2014

muzeum Lumière

stylizacje ciążowe, sukienka ciążowa, jak dobrze wyglądać w ciąży

Pisałam już, że Lyon to miasto światła. Tak się składa, że francuscy pionierzy kinematografii, która przecież ze światłem ma wiele wspólnego, nazywali się Lumière (czyli światło właśnie). Do muzeum im poświęconego wybraliśmy się ostatnio, w ramach "gdzie by tu się ruszyć, gdy zimno i pada".

Muzeum znajduje się w imponującej willi Antoniego Lumière (ojca wynalazców). Była nazywana także zamkiem Lumière, co nie dziwi, gdy patrzy się na rozmach z jakim została zaprojektowana. Nie jest duże, ale pozwala zapoznać się z historią powstania kinematografu i kina jako takiego. Bracia Lumière mieli też spory wkład w rozwój fotografii, wynaleźli np autochrom - technikę otrzymywania kolorowych fotografii, na specjalnej szklanej płytce.

Makieta "zamku Lumière" 


 prehistoria kina, czyli zabawa iluzją.

 Klimatyczny plakat zapraszający na pierwsze pokazy filmowe.

 Pierwsze zdjęcia w ruchu



A to sypialnia Augusta Lumière. 


stylizacje ciążowe, sukienka ciążowa, jak dobrze wyglądać w ciąży

sobota, 14 grudnia 2013

Festiwal Świateł


Lyon jest miastem światła; słowo Lumière przewija się tutaj w różnych kontekstach. Między innymi to tutaj bracia Lumière nakręcili swój pierwszy film. Od wielu lat, Lyon pracuje również nad doskonaleniem systemu świetlnego, zmniejszeniem zanieczyszczenia światłem. I od 15 lat odbywa się tu Festiwal Światła.

W weekend okalający 8 grudnia (święto maryjne, na pamiątkę cudownego ocalenia miasta od epidemii. Mieszkańcy początkowo stawiali w oknach zapalone świece) miasto ogarnia świetlne szaleństwo. Przybywają tłumy z całego świata (w ubiegłym roku 4 miliony zwiedzających). Są przeróżne, mniejsze i większe, instalacje, rewelacyjnie wykorzystujący fasady budynków mapping (wsparty muzycznie), rzeźby, mini spektakle. Wszystko na ogromną skalę, z prawdziwym rozmachem.

Nie udało nam się niestety zobaczyć wszystkiego. Nasz maluch nie jest już tak mały, żeby zasnąć sobie beztrosko w chuście, ani tak duży, żeby impreza specjalnie go zainteresowała. Do tego ogromne tłumy i hałas - dlatego oglądanie rozłożyliśmy na trzy dni, z Młodzieńcem w nosidle (wózek to stanowczo zły pomysł na takie imprezy). Ale to, co widzieliśmy zrobiło wrażenie. Olbrzymia instalacja chińska w parku - z prawdziwym lasem lampionów, teatrem cieni, kwiatami lotosu na jeziorze, niezwykłe historie opowiadane na murach zabytkowych budynków, czy rozświetlone konewki na skwerku... Podobało nam się.
Wiele osób mieszkających w Lyonie na stałe narzeka na powtarzalność, na to, że instalacje są co roku podobne. Może i są, przyznam zresztą, że poprzedni Festiwal Świateł zrobił na mnie większe wrażenie, ale przypuszczam, że to głównie ze względu na totalną swobodę czasową i beztroskę bezdzieciową.















 



poniedziałek, 14 października 2013

time passes slowly and fades away


Lyon jest najstarszym miastem we Francji. Został założony jeszcze przez Rzymian (w 43 p.n.e.) jako Lugdunum. Otacza nas więc kawał historii.

Wybraliśmy się ostatnio na spacer do starożytnych amfiteatrów. Warto je zobaczyć, obok znajduje się całkiem muzeum starożytne i ładny parczek idealny na piknik, czy po prostu miłe spędzenie czasu.
Lubię takie miejsca, gdy stanowią część żyjącego miasta - przemawiają do mnie zdecydowanie bardziej niż wszelkie muzea. Zawsze rusza wyobraźnia, że po tych schodkach właśnie wchodzili sobie jacyś starożytni w togach rozmawiając o polityce cesarza Oktawiana Augusta czy najlepszej łaźni w mieście. I jest jeszcze pytanie, jak będą sobie wyobrażać nas i nasze czasy za setki lat... Inaczej się postrzega nasz konkretny moment w dziejach. "Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy?"

Takie tam niezobowiązujące filozofowanie, które do żadnych odkrywczych wniosków nie prowadzi, ale jak dobrze robi umysłowi obciążonemu problemami dnia codziennego.


 




wtorek, 24 września 2013

i will take the sun in my mouth


Kiedy zdążyłam szumnie przywitać jesień budyniem i rozgrzewającą zupą, polubiłam się z cynamonem, imbirem i kurkumą, pokornie przywdziałam rajstopy i zaczęłam się melancholizować muzycznie u Venili; wróciło buńczuczne lato. Odgoniło moje wizje romantycznych spacerów w ciepłych swetrach, wśród babiego lata i złotych liści. W zamian zaproponowało powrót do pikników, truskawek i cydru, i przejażdżek nad jezioro. Nie obrażam się za tę zmyłę, pakuję z powrotem ciepłe gacie na dno szafy i łowię piegi na zapas.


 


Z Mistrzem Drugiego Planu...



A tutaj zarobiony Mistrz Drugiego Planu... Nie ma czasu podciągnąć galotów, trzeba ciągać, pchać, podnosić...



czwartek, 6 czerwca 2013

Drobnych przyjemności c.d.


Maj we Francji był tak brzydki, że czerwiec (i wreszcie ciepło) pojawił się zupełnie nieoczekiwanie. Nagle skończył się sezon na szparagi (grillowane,chrupiące, polane oliwą i skropione cytryną... Albo z makaronem, z łososiem, z jajkiem...), truskawki już smakują truskawkami, słodkie, soczyste, rozpływające się w ustach. Pomidory wreszcie pachną, do najlepszej kanapki świata, czyli świeżego chleba z masłem i pomidorem.

Wielogodzinne rowerowanie z rymami tłoczącymi się po głowie. Czytanie na trawie (ukradkiem, gdy Mały Człowiek zajmie się rwaniem trawy albo swoją książeczką).

Ciepłe, tak długo jasne wieczory nad rzeką. Skóra pachnąca słońcem. Dużo piegów.