czwartek, 21 grudnia 2023

o pięknie zwykłych Świąt


Pachnie mi w domu, ach jak pachnie.

Wywietrzył się już co prawda cudowny piernikowy zapach, który utrzymywał się w piekarniku dość długo i ożywał przy każdym pieczeniu chleba. Ale od wczoraj pachnie lasem.

Jest choinka, mokra od tego szarego deszczu - killera świątecznego nastroju. Stoi i emanuje tą leśnością i świątecznością i jest taka piękna i tak bardzo nie potrzebuje żadnych ozdób. Ale ozdobimy ją - będą szydełkowe gwiazdki, które robiłam w pierwszej ciąży, pierniczki, różne szklane cuda, kupowane w kolejnych latach z dzieciakami, słomkowe klasyki, parę retro bombek, które zgarnęliśmy z mężem z rodzinnych domów.

Nie miałam w tym roku wielkich oczekiwań co do Świąt*. Nigdy nie mam zresztą. Mam świadomość od dawna, że czas adwentu to też cztery tygodnie, kiedy normalnie się pracuje, gotuje obiady i odrabia lekcje i nie ma zwolnienia ani usprawiedliwienia w związku z zadaniami z kalendarza adwentowego. Mam też świadomość, że nie będzie doskonale i idealnie pięknie. Że moja estetyka nie zawsze spotka się z estetyką dzieci i nie uniknę ach-jakich-ślicznych ozdóbek kupionych na szkolnym kiermaszu. Powtarzam, że są we mnie dwa wilki - jeden chce dać radość dzieciom, a drugi chce mieć ładne pierniczki ozdobione minimalistycznie jednokolorowym lukrem. 

Lata macierzyństwa nauczyły mnie też, że dzieciaki w tych tygodniach i tak chodzą półprzytomne z podniecenia, więc nie trzeba tych emocji specjalnie dodatkowo podkręcać. Czasy też są takie, że łatwo tę świąteczną atmosferę przedawkować. Wystarczy godzina za długo w centrum handlowym, za dużo mediów społecznościowych pełnych doskonale udekorowanych domów w okolicach 3 grudnia, czy nawet codzienna presja pięknych wspólnych aktywności z kalendarza adwentowego (to mój przypadek sprzed paru lat. Teraz mam większy dystans, i w kalendarzu coraz więcej jest zadań typu, pomyśl, co lubisz najbardziej w Świętach, albo rozdaj dzisiaj przynajmniej 10 przytulasów.)

Stoję więc w tym czasie na ziemi, akceptuję tę realistyczność, biorę grudzień w całości - błyszczący brokatem i pachnący pierniczkami, ale też lepiący się od wywalonego na podłogę lukru, intensywny pracą i nerwowy z powodu opóźniającego się kuriera z ważną paczką.

Klimat jak zawsze tworzę trochę przy okazji, bardzo dbając o złoty (i brokatowy;)) środek między wyjątkowością tego czasu a zwykłym przebodźcowaniem, ale najbardziej na świecie dbam o chwile relaksu. Miło jest mieć Święta pięknie przygotowane, w domu porządek i prezenty ogarnięte wcześniej niż 23 grudnia o 19. Ale jeszcze milej jest spędzić czwartkowy grudniowy wieczór słuchając Nat King Cole'a i popijając herbatę z pomarańczą i rozmarynem i oglądając albumy ze zdjęciami.

A już zupełnie najmilej jest być w Święta w komplecie rodzinnym. W zdrowym komplecie rodzinnym. Po ubiegłym roku, to w zasadzie jest "all I want for Christmas".

Niech Wam będzie dobrze w te dni.












* No dobra, śniegiem też bym nie pogardziła;)

1 komentarz:

  1. dobrego czasu, w zdrowiu, z ulubionymi ludzmi
    Pozdrawiam serdecznie
    Joanna

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!