poniedziałek, 23 stycznia 2023

jak odpoczywać żeby odpocząć

 

jak odpoczywać skutecznie

Jest połowa stycznia, gdzieś pałęta się blue monday, słońce wydaje się jakimś odległym snem. Planowałam świątecznie wypocząć, w pracy rozplanowane wszystko tak, żeby mieć ten około świąteczny i noworoczny czas wolny, ale wyszło jak wyszło, wolne wykorzystane na dziecięcy szpital. Nie tylko nie wypoczęłam, ale też mam wrażenie solidnego zadłużenia w zasobach psychicznych.

Nie narzekam, cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło, jesteśmy w domu. Ale cały stres wyłazi ze mnie teraz, manifestuje się w okropnym zmęczeniu, poddenerwowaniu, braku cierpliwości. W cerze, w brzuchu, w infekcyjkach to tu to tam. Wiem, że zadbanie o siebie jest teraz priorytetem, choćby z czysto pragmatycznych przyczyn.

Przekonałam się wielokrotnie, że w moim przypadku na stres i przemęczenie najlepiej działa natura. Koją mnie wycieczki, pikniki, uzdrawia las, leczy włóczęga. Ale w aktualnych warunkach szarego bezzimia, gdy kluczowym słowem opisującym świat jest zero - zero słońca, zero śniegu, zero liści, zero  koloru, zero stopni - odpoczynek i relaks w naturze są dość utrudnione. (Zdjęcia przy wpisie jeszcze z czasu chwilowej pięknej zimy w grudniu, aktualnych nie mam.)

Ale wiem, i czuję że jeśli mimo wszystko naprawdę chcę zadbać o swój dobrostan, że muszę grać kartami, które posiadam aktualnie. Jest ponury styczeń, i to nie zmieni się szybko (chyba że spadnie śnieg, ale to nie zależy ode mnie). Zupełnie bez sensu jest wszelkie przeczekiwanie, aż zmienią się warunki zewnętrzne, w momencie gdy zadbać o siebie potrzebuję już.

Dlatego przyjmuję to co jest. Jestem zmęczona, nic mi się nie chce, jest szaro i paskudnie. Takie są fakty na dzisiaj.

First things first, czyli na początek, sen na regenerację

Na początek, banał nad banały, czyli dbanie o higienę snu. Napiszę te wszystkie oczywiste oczywistości, bo po prostu mają ogromne znaczenie, a czasem jest tak, że kombinujemy, zapominając o podstawach. A to pozornie zwykłe wysypianie się, ma wpływ na totalnie wszystko. Od nastroju i zdolności umysłowych, przez hormony, po układ trawienny.

Kładę się więc wcześniej. I, żeby noc była faktycznie porządnie regenerującym czasem zadbałam o parę spraw. Wyprowadziłam smartfon z sypialni, totalnie ograniczyłam alkohol, staram się codziennie trochę ruszać i chodz9ić do łóżka w miarę wcześnie, o regularnych porach.

Cudowne jest to, że wystarczy parę nocy takiego porządnego spania, a różnica w jakości życia jest ogromna.

Ruch na stres

Tak, wiem wiem, co sobie myślicie, następne pewnie będzie nie zapomnijcie oddychać. Ale piszę o tym w kontekście tego barku energii i ogólnego niechcieja oraz silnej potrzeby kocykowania na kanapie. Bo z jednej strony w zimie warto iść za tą potrzebą nieruchawości, jesteśmy częścią natury i tkwimy w jej cyklu, to zupełnie normalne, że mamy mniej energii, i nie chodzi o to, żeby robić cokolwiek przeciwko sobie. Ale warto też mieć tę świadomość, że im mniej ruchu, tym mniej chce się ruszać, i błędne koło się zamyka.

Przede wszystkim aktywność fizyczna to nie jest jakaś kara. Aktywność fizyczna jest DLA NAS, nie przeciwko nam. Fajnie jest wybrać coś dla siebie po prostu przyjemnego. Jest mnóstwo możliwości, wcale niekoniecznie musimy chodzić na siłownię, albo praktykować jogę, nawet jeśli wszyscy wokół to robią. Można się ruszać spokojnie, albo energicznie, można iść na basen i saunę, albo iść na łyżwy, Są zajęcia zorganizowane i ruch totalnie spontaniczny. Poza tym, zwykłe spacery, albo choćby nordic walking. Taniec w skarpetach w salonie też się liczy. 15 minut gimnastyki także. 

Każdy ruch jest dobry, zwiększa ukrwienie, wydziela endorfiny, jest nam cieplej i weselej. A skąd wziąć na to czas? Z instagrama!


Ograniczenie czasu online i social mediów

To nie jest przyjemne, ale możecie sobie zerknąć na swoich telefonach, ile czasu spędzacie przed ekranem. Przeważnie okazuje się, że ten cenny czas, którego wiecznie nam brakuje, zupełnie dobrowolnie choć nie do końca świadomie przeznaczyliśmy na oglądanie śmiesznych kotków i pozorów życia ludzi, którzy w ogóle nas nie interesują i emocjonalne angażowanie się w afery, które kompletnie nas nie dotyczą.

Odinstalowałam facebook i instagram* z telefonu przed Świętami, przede wszystkim dlatego żeby przestać wystawiać się na bombardowanie doskonałością i sposobami na to jak tę doskonałość osiągnąć. Zyskałam całkiem sporo spokoju ducha, a w cudownym bonusie jeszcze więcej wolnego czasu. Czasu może nie w kilkugodzinnych pakietach. To są raczej te szczeliny czasowe, gdy gotuje się obiad, albo czekam na dzieci. Czasem 10-15 minut, czasem pół godziny.

Potem przeczytałam też bardzo cenną książkę Joasi Glogazy na ten temat "Ekonomia uwagi. Jak nie przescrollować sobie życia". Bardzo polecam swoją drogą, uważam że to konieczna lektura dla wszystkich użytkowników smartfonów. Asia pisze o tym, jak to się stało, że jesteśmy od komórek tak bardzo uzależnieni, co nam to robi, i jak na nowo ustawić sobie relację ze smartfonem, żeby stał się dla nas znowu zwykłym narzędziem.

Czasem jest tak, że jesteśmy tak wypompowani, że wydaje się że nie ma energii na nic innego, jak odmóżdżające scrollowanie na kanapie. Ok, Kanapa z telefonem to nie jest zbrodnia, ale trzeba mieć świadomość, że to nie jest odpoczynek, który nas odżywia, który nas autentycznie regeneruje.  Efektem będzie podobne podtrucie dla psychiki jak po sesyjce chipsików zapijanych piwem dla brzucha. Nie tylko nie wypoczniemy, wstaniemy z tej kanapy z uczuciem poszatkowanego mózgu, sfrustrowani i przebodźcowani.

Ja, zainspirowana lekturą, poobserwowałam sobie, kiedy - często odruchowo i trochę nieświadomie - sięgam po telefon (nazbierało się tego trochę!) i co dobrego dla mnie mogę robić w tym czasie. Absolutnie nie chodzi o wyłącznie mądre, ambitne i rozwojowe rzeczy. Po prostu nie wciągające jak bagno i nie frustrujące, a raczej miłe i dobre dla mnie.

Co prowadzi do zajebiście ważnego pytania...

...co lubię robić w życiu?

Tak jak pisałam kiedyś, co ja lubię robić w życiu, a nie co lubi instargam czy tik tok, i co jest potencjalnie fajnym biznesem w przyszłości. 

Co sprawia frajdę?
Przy czym tracę poczucie czasu?
Co lubiłam jako dziecko?
Co robiłabym gdybym nie musiała pracować?
Co będę robić na emeryturze?
O czym mówię z błyszczącymi oczami? (można zapytać bliskich)

I wiecie, nie chodzi o to, żeby robić wielkie rzeczy, inwestować kasę i masy zasobów i rozwijanie jakiejś bombastycznej pasji. Nie chodzi o jakieś sukcesy w dziedzinie, chodzi o czystą, niezobowiązującą zabawę, a ta często nawet bywa lepsza, gdy w naszym hobby bardzo daleko nam do profesjonalizmu.

 

małe kroczki

Nie muszę codziennie robić półtoragodzinnego treningu, malować wielkiego obrazu, czytać książek godzinami, nie muszę robić wielkich rzeczy. Różnicę robi suma tych małych. Wystarczy nie zatykać telefonem tych wszystkich małych przerw w pracy i obowiązkach, które i tak sobie robimy. Jeden rozdział książki albo komiksu, jeden artykuł w gazecie, turbo drzemka, 15 minut jogi albo innej gimnastyki, jedna piosenka wytańczona albo wyśpiewana na maksa, krótki spacer po osiedlu, przeczytanie jednego wiersza, krótka medytacja, gapienie się w deszcz za oknem, narysowanie jednego rysunku ołówkiem, rozwiązanie jednej łamigłówki, samodzielny kilkuminutowy masaż stóp lub dłoni, zapalenie pachnącej świeczki i popatrzenie sobie chwilę w płomień, szybkie spisanie myśli, kolorowanka, puzzle, przeglądanie albumu ze sztuką, albo rodzinnego albumu ze zdjęciami, kostka rubika.

Warto spróbować. Ja spróbowałam, i u mnie działa.

 

Takie są moje plany, już w dużej części wdrożone. To wszystko z przyjacielskim, wyrozumiałym stosunkiem do siebie. Trudniejszy czas czasem przychodzi w życiu i tyle, nie chodzi o to, żeby go zakrzyczeć rozrywkami. Smutek jest ok, gorsze dni są ok, brak energii też jest ok. Jest środek zimy, to naturalne że siły do działania są mniejsze. Ale nie jesteśmy niedźwiedziami, nie możemy przedrzemać kolejnych tygodni. 

Myślę, że najważniejsze to znaleźć balans i granicę, kiedy polegiwanie na kanapie jeszcze jest okazywaniem sobie troski, a kiedy przejawem tej troski staje się zmuszenie się by z tej kanapy jednak wstać.


 

*w ogóle nie mam ochoty wracać, zamieniłam FOMO na JOMO. Nie wykasowałam kont, może będę korzystać z SM przez komputer, żeby mnie nie kusiła dostępność w telefonie. Mój jedyny problem, to jak informować Was o nowych wpisach, czuję w sobie sporą chęć do pisania i zamierzam publikować posty regularnie. Newsletter?


17 komentarzy:

  1. Ja po prostu od czasu do czasu tu zaglądam i sprawdzam czy jest nowy wpis. Ale może newsletter to dobry pomysł.
    Bardzo żałuję porzucenia Instagram a, bo bardzo lubię zdjęcia na Twoim koncie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie porzuciłam instagrama definitywnie;) Odinstalowałam aplikację z telefonu, może ustawię sobie z nim na nowo relację;) Bardzo dziękuję za opinię na temat newslettera! pozdrawiam:)

      Usuń
  2. Bardzo Ci dziękuję za ten wpis (za ten o przyjemnosci też). To bardzo moje tematy teraz.
    Z insta wypisałam sie w listopadzie i niestety co jakiś czas nachodzi mnie myśl żeby założyć nowe konto i również niestety rekompensuję sobie fb i pinterestem:-(
    Ekonomię uwagi mam ale jeszcze nie przeczytałam - przeczytam jak najszybciej po Twojej rekomendacji.
    I na koniec jeszcze dodam że bardzo lubię to Twoje miejsce tutaj i dziekuję Ci za jego tworzenie.
    Serdeczności - Joanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za ten komentarz, miło mi! A "Ekonomię uwagi" bardzo polecam, daje fajną, konkretną wiedzę :)

      Usuń
  3. P.S Newsletter jest super pomysłem (to jeszcze ode mnie: Joanny)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja na razie nie czuję potrzeby, by przestać używać FB czy Insta, choć pewnie siedzę za dużo. Ale nigdy nie zapomnę uczucia, które towarzyszyło mi, gdy opuściłam (z własnej woli) pewne duże forum dyskusyjne, na którym przesiedziałam ładnych parę lat - czułam się, jakbym zakończyła toksyczny związek. To była jedna z najlepszych decyzji w życiu, choć znajomości z tego miejsca do dziś pielęgnuję w życiu realnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. coś jest na rzeczy z tym toksycznym związkiem:) ale super, że zostały znajomości!

      Usuń
  5. Zaglądam do Ciebie od początku powstania bloga.Nie rezygnuj z pisania,bardzo lubię czytać to o czym piszesz i jak piszesz/trochę egoistycznie zabrzmiało/.Newsletter to dobry pomysł,a co ze zdjęciami?Z przyjemnością je oglądam.Pozdrawiam .Halina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za te słowa. Z pisania nie rezygnuję, zdecydowanie! Odinstalowałam tylko aplikacje instagrama i facebooka w telefonie - konta nie są usunięte, po prostu utrudniłam sobie dostęp;) Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Dzień dobry! Dziękuję za ten wpis, daje do myślenia. To jest o mnie: leżę bezczynnie na kanapie i scrolluję insta, moje dzieci patrzą, a potem ja matka hipokrytka mówię im, że nie należy spędzać tyle czasu na telefonie...Czekam na kolejne wpisy na blogu i chętnie zapiszę się do newslettera. Tymczasem życzę Ci spokojnego odpoczynku, zdrowia i dobrego roku. Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  7. Twój post Patrycja, bardzo wpisuje w aktualny stan mojej duszy. Mam jakieś takie... wzloty i upadki energii. Robię swoje, bo innego wyjścia nie mam, lecz entuzjazmu w tym tyle, co kot napłakał. Sen... po 10 latach zarywania nocek dla bloga, netflix'a, czy innych ogłupiaczy, w końcu bez cienia wątpliwości wybieram sen. Z motywacją do aktywności fizycznej nie mam problemu, (prędzej wkurzam się jak nie mogę z jakiegoś powodu zrobić treningu 🤪). Niestety ciągoty do social mediów ciągle trawią sporo mojego czasu. Wiem o tym i to jest chyba najgorsze. Twój post daje mi dużo do myślenia. Chętnie przeczytam książkę, o której piszesz. Potrzebuję takich bodźców otwierających oczy.
    Pozdrawiam serdecznie całą Waszą rodzinkę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie moge nigdzie znalesc adresu email zatem zapytam tutaj: Wasz zielony hamak - co to za jeden i czy go polecasz bo szukam prezentu dla przyjaciolki i chce cos co jest naprawde sprawdzone i super - bede wdzieczna za info
    Z pozdrowieniami Joanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej, nasz zielony hamak to la siesta, wykonany jest z leciutkiego materiału (takiego, jak na spadochrony), i zajmuje bardzo mało miejsca, więc jest idealny na wycieczki. Drugi, płócienny, tej samej firmy jest ładniejszy, moim zdaniem wygodniejszy, no ale również cięższy i mniej kompaktowy. La siesta to nie tanie hamaki, ale bardzo porządnie (i etycznie) wykonane, my polecamy:D
      Ale znajomi mają też taki turystyczny hamak z Decathlonu i z tego co wiem, są zadowoleni. Pozdrawiam!

      Usuń
  9. dziękuję bardzo😊

    OdpowiedzUsuń
  10. to znowu ja - kupilam ten hamak i jest naprawde swietny. dziekuje- Joanna

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!