Jeśli cholerna pandemia dała mi coś dobrego, to jest to rodzaj soczewki na priorytety.
Chociaż zawsze wiedziałam raczej co jest ważne, a co ważniejsze i dobrze sobie tym balansowałam. Pandemia pokazała, że miałam rację. Że to, co ważne, jest naprawdę bardzo, bardzo ważne. I że równowaga w tych różnych stopniach ważności bardzo wpływa na równowagę w życiu jako takim.
Co roku jest tak, że pierwsza wiosenna (albo przedwiosenna) wycieczka wprowadza mnie w stan totalnej euforii. Ten koktajl ciepłych słonecznych promieni, pęczniejących pączków na drzewach, świergolących ptaków i oszałamiającej jasności, wywołuje we mnie taki wyrzut endorfin, że prawie mnie trzeba trzymać żebym nie pofrunęła w niebo.
A w tym roku efekt jest spotęgowany.
W tym roku, po brzegi wypełnionym beznadzieją, złością i smutą, w tym roku wycieczka w przedwiosenne bagniste Polesie było jak szybki wypad na Olimp na parę łyków ambrozji z widokiem na świat.
I pojechaliśmy połazić wśród mokradeł. Przylatywały żurawie. Bociany poprawiały swoje gniazda. Drzewa powoli i cierpliwie uruchamiały krążenie swoich soków. Świeżo podcięte przez bobry drzewa, mnóstwo małych śladów wydr, pierwsze mrówki na ogromnym mrowisku, wszystko tak bardzo było zaaferowane życiem, że solidarnie zaaferowaliśmy się nim i my. Przypatrywaliśmy się, nasłuchiwaliśmy, wąchaliśmy. Zachwycaliśmy się. Wszędzie było życie, zachłanne i intensywne, natura robiła swoje jak zawsze, nie patrząc na zachorowania i obostrzenia.
I to było dobre. To było potrzebne, wręcz terapeutyczne.
Ta przewidywalność, niewzruszoność natury, pewność, że choćby nie wiem co, na wiosnę dzień się wydłuża a trawa zazielenia, to bardzo bardzo kojąca rzecz.
I zupełnie niesamowite rzeczy dla psychiki robi takie parę godzin w rzeczywistości, takiej jaka powinna być, gdzie wszystko płynie zgodnie z odwiecznym porządkiem, wszystko zajmuje się życiem, pławi się w świeżym powietrzu i okraszone jest rozkosznymi promieniami słońca.
Myślę, że mogliby to przepisywać na receptę:)
,,Natura robi swoje, nie patrząc na zachorowania i obostrzenia"... genialne zdanie!!! Staram się też nie patrzeć... może to i brzmi egoistyczne, ale moje zdrowie psychiczne jest mi droższe, niż udręczanie się z powodu... anonimowych statystyk. Obostrzenia utrudniają żywot, ale człowiek to sprytna zwierzyna, potrafi szybko dostosować się do zaistniałych warunków.
OdpowiedzUsuńTerapię naturą staramy się praktykować przynajmniej raz w tygodniu... i masz rację... to fantastycznie działa na umysł... a teraz, wiosną to już najbardziej. Cieszę się jak dziecko spacerując po rozświergotanym lesie... na te kilka chwil wszelkie problemy świata przestają istnieć.
Pozdrawiam Was serdecznie Łaziki 😊!!!
Prawda ? I pomyśleć, że ta leśna rzeczywistość jest często na wyciągnięcie ręki.
OdpowiedzUsuńAle Ty to zawsze pięknie opiszesz ��
Bardzo podoba mi się taki pomysł. Muszę się w końcu wybrać
OdpowiedzUsuńZgadza się, taka leśna rzeczywistość nie tylko działa kojąco na nasz umysł i cało ale daje także energię na dalsze działanie.
OdpowiedzUsuń