czwartek, 1 kwietnia 2021

wiosenne wycieczki terapeutyczne

wycieczka do poleskiego parku narodowego

Jeśli cholerna pandemia dała mi coś dobrego, to jest to rodzaj soczewki na priorytety.
Chociaż zawsze wiedziałam raczej co jest ważne, a co ważniejsze i dobrze sobie tym balansowałam. Pandemia pokazała, że miałam rację. Że to, co ważne,  jest naprawdę bardzo, bardzo ważne. I że równowaga w tych różnych stopniach ważności bardzo wpływa na równowagę w życiu jako takim.

Co roku jest tak, że pierwsza wiosenna (albo przedwiosenna) wycieczka wprowadza mnie w stan totalnej euforii. Ten koktajl ciepłych słonecznych promieni, pęczniejących pączków na drzewach, świergolących ptaków i oszałamiającej jasności, wywołuje we mnie taki wyrzut endorfin, że prawie mnie trzeba trzymać żebym nie pofrunęła w niebo.

A w tym roku efekt jest spotęgowany.
W tym roku, po brzegi wypełnionym beznadzieją, złością i smutą, w tym roku wycieczka w przedwiosenne bagniste Polesie było jak szybki wypad na Olimp na parę łyków ambrozji z widokiem na świat.


I pojechaliśmy połazić wśród mokradeł. Przylatywały żurawie. Bociany poprawiały swoje gniazda. Drzewa powoli i cierpliwie uruchamiały krążenie swoich soków. Świeżo podcięte przez bobry drzewa, mnóstwo małych śladów wydr, pierwsze mrówki na ogromnym mrowisku, wszystko tak bardzo było zaaferowane życiem, że solidarnie zaaferowaliśmy się nim i my. Przypatrywaliśmy się, nasłuchiwaliśmy, wąchaliśmy. Zachwycaliśmy się. Wszędzie było życie, zachłanne i intensywne, natura robiła swoje jak zawsze, nie patrząc na zachorowania i obostrzenia.
I to było dobre. To było potrzebne, wręcz terapeutyczne.
Ta przewidywalność, niewzruszoność natury, pewność, że choćby nie wiem co, na wiosnę dzień się wydłuża a trawa zazielenia, to bardzo bardzo kojąca rzecz. 

I zupełnie niesamowite rzeczy dla psychiki robi takie parę godzin w rzeczywistości, takiej jaka powinna być, gdzie wszystko płynie zgodnie z odwiecznym porządkiem, wszystko zajmuje się życiem, pławi się w świeżym powietrzu i okraszone jest rozkosznymi promieniami słońca.
Myślę, że mogliby to przepisywać na receptę:)
 




















 

4 komentarze:

  1. ,,Natura robi swoje, nie patrząc na zachorowania i obostrzenia"... genialne zdanie!!! Staram się też nie patrzeć... może to i brzmi egoistyczne, ale moje zdrowie psychiczne jest mi droższe, niż udręczanie się z powodu... anonimowych statystyk. Obostrzenia utrudniają żywot, ale człowiek to sprytna zwierzyna, potrafi szybko dostosować się do zaistniałych warunków.
    Terapię naturą staramy się praktykować przynajmniej raz w tygodniu... i masz rację... to fantastycznie działa na umysł... a teraz, wiosną to już najbardziej. Cieszę się jak dziecko spacerując po rozświergotanym lesie... na te kilka chwil wszelkie problemy świata przestają istnieć.

    Pozdrawiam Was serdecznie Łaziki 😊!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawda ? I pomyśleć, że ta leśna rzeczywistość jest często na wyciągnięcie ręki.
    Ale Ty to zawsze pięknie opiszesz ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo podoba mi się taki pomysł. Muszę się w końcu wybrać

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadza się, taka leśna rzeczywistość nie tylko działa kojąco na nasz umysł i cało ale daje także energię na dalsze działanie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!