niedziela, 7 marca 2021

dzieci w pandemii


 

Temat krąży od prawie roku. Jednak, w obecnych czasach, gdy ciężko chorują i umierają ludzie, gdy upadają biznesy życia, gdy ogólna niestabilność, jest to temat odsuwany, bo doraźnie jakoś jest oganiany. JAKOŚ.

Dzieci w pandemii.

Uważam się za wyjątkową szczęściarę, bo moje prywatne dzieci są w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym, wiec "błogosławieństw" zdalnego nauczania doświadczyliśmy stosunkowo niewiele.

Widzę też jednak, że w tym wieku dzieci są bardzo chłonne i podatne na wpływy. Różnice w zachowaniu Wilczka zaczęliśmy zauważać po pierwszych dwóch tygodniach szkoły online. I mogę sobie tylko wyobrażać, co dzieje się z dzieciakami, które od roku nie chodzą do szkoły. Które są pozbawione tego, wokół czego w zasadzie kręciło się ich życie do tej pory. 

Skuteczność zdalnej nauki to jedna kwestia. Mówi się o obniżaniu poziomu matury np, co - nawet jeśli w założeniu ma wyrównywać szanse ( choć obstawiam że założenia są czysto polityczne) samo w sobie jest dowodem na to, że zdalne nauczanie jest zwyczajnie nieskuteczne. Przypuszczam, że poskutkuje ono pogłębieniem rozwarstwienia - będzie pewnie garstka wybitnych i zmotywowanych (i ich zmotywowanych rodziców) i cała masa niedouczonych.

Ale. Nauka nauką. Ale przecież szkoła to jest życie dzieci. To są kontakty społeczne, codzienne sytuacje, tak banalne, że nawet ich nie zauważamy, a które mają ogromny wpływ na rozwój społeczny. To, że muszą się "społecznie wysilić", ubrać chociażby, odezwać czasem do kogoś, kogo nie znają. Całe życie około-szkolne, różne kółka zainteresowań, teatry szkolne, czy choćby załatwienie czegoś w sekretariacie, zrypka od pani woźnej, zapytanie o coś w obcej klasie. Oczywiście mnóstwa z tych sytuacji można doświadczać poza szkołą, ale to już wymaga dodatkowego wysiłku, zmotywowania przez rodzica, często wypchnięcia kolanem "idź sobie sam do biblioteki", a nie zawsze takie wsparcie od rodziców jest.

Co zresztą prowadzi mnie do kolejnej kwestii. Rodzice w tym wszystkim są potwornie przeciążeni. Zżerani przez stres, bo sytuacja na rynku pracy, bo strach o własnych rodziców, wiadomo, że bardziej narażonych, bo monitorowanie tej nieszczęsnej zdalnej szkoły, bo niepewność, kwarantanny, ciągłe siedzenie sobie na głowie. To napięcie przenosi się na dzieci, i dobre relacje w rodzinie stają się kolejnym wyzwaniem.

Utwierdzam się w przekonaniu, że w tym momencie najlepszą "inwestycją" w moje dzieci jest offline. Pisałam o tym już nie raz (np tutaj). To procentuje już teraz, bo bawią się ze sobą, wymyślają mnóstwo rzeczy, tworzą, chce im się, rozmawiają z nami, rozmawiają z innymi. A jak bumelują, to czytając komiksy albo rysując.

Wiem , że jest mnóstwo wartościowych stron, podcastów, filmów, blogów, gier także. Nie skreślam internetu jako narzędzia do nauki, czy rozrywki, absolutnie nie. Jednak osobiście uważam, że wchodzi tu w grę cenzus wieku. Dzieci się kształtują, ich mózgi się rozwijają, szare komórki tworzą, to teraz ta przysłowiowa skorupka nasiąka. To teraz rodzą się nowe połączenia w neuronach, teraz uczą się myślenia, analizowania, tworzenia. To teraz budują się schematy więzi społecznych.

Wiecie że przy tworzeniu gier zatrudniani są specjaliści odpowiedzialni za uzależnianie graczy od siebie? Dzisiejsze gry (nawet jeśli mają walor edukacyjny czy jakikolwiek inny), z założenia mają uzależniać. I to jest tak, że nawet jeśli zrobimy ograniczenie typu za 10 minut koniec grania i nawet jeśli jesteśmy w tym temacie konsekwentni, to owoc pracy specjalistów od uzależniania dzieciaków od siebie już tam jest i hula.

Dziecko, które ma lat 5, 8, czy 11, to ciągle dziecko w intensywnej fazie rozwoju.

Do tego dochodzi kwestia integracji sensorycznej. Kiedyś już o niej wspominałam kiedyś, w kontekście zabaw wspomagających integrację sensoryczną. Ekran smartfona to gładka, szklana powierzchnia i nienaturalne bodźce dla mózgu dziecka. Zamiast potrzebnych im ruchu, faktur, zapachów, trójwymiarowości, mamy przeciwieństwa: siedzenie w bezruchu, płaski ekran, niebieskie światło i syntetyczne dźwięki.

Absolutnie nie oceniam, nie krytykuję, nie potępiam, każdy podejmuje decyzje samodzielnie, każdy waży plusy i minusy swoich decyzji, każdy ma swoją sytuację, a za każda decyzją kryją się najróżniejsze motywacje. 

Chodzi mi tylko o to, że warto na dzieci spojrzeć całościowo, i na to, że nie wszystkie kompetencje i umiejętności są mierzalne, a rozwój dziecka jest dużo bardziej skomplikowany niż ten sprawdzany ocenami w szkole.

Czasy są, jakie są. Wiem, że obecnie internet tworzy naszą rzeczywistość i nie ma od tego ucieczki.

I naprawdę daleka jestem od idealizowania "niegdysiejszych śniegów". Żyjemy w czasach pełnych możliwości, gdy rodzice są najbardziej świadomi w historii, gdy nie ma tabu i granic, gdy można wszystko. I gdy jest najwięcej samobójstw wśród młodzieży w historii. 

Dzieci powinny wrócić do szkół. Oczywiście, zamknięcie to nie jest niczyj kaprys, ale obawiam się że w dalszej perspektywie, ta zdalna szkoła może poczynić dzieciom (i nam wszystkim) więcej szkód niż pandemia.

A tymczasem zwróćmy na dzieciaki uwagę. Ale naprawdę na nich - ich marzenia i lęki, ich pasje i zajawki. Zauważmy ich osobowość, posłuchajmy tego, co mają do powiedzenia, a może uda się nam wszystkim zbudować fajną jakość, mimo okoliczności.

15 komentarzy:

  1. Pola, jak często i jak długo Wasze dzieci oglądają bajki/filmy przyrodnicze itp. ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. raz na parę tygodni oglądamy razem jakiś dłuższy film, a krótsze, odcinkowe rzeczy myślę że średnio dwa, trzy razy w tygodniu.
      Nie prowadzimy dzienniczka, ale myślę, że tak wychodzi:)

      Usuń
  2. Bardzo potrzebny tekst. Dziękuję :-)
    Ja mam wrażenie, że im mniej on-line, tym te dzieci są łatwiejsze. Łatwiej wymyślają zabawy, mniej rozdrażnienia i kłótni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Też odnoszę takie wrażenie w przypadku moich dzieci

      Usuń
  3. Bardzo cenny tekst, godny szerokiego rozpropagowania zarówno wśród rodziców dzieci jak i nauczycieli, zwracający uwagę na to, co na razie niestety zamiatamy pod dywan - psychiczne skutki pandemii, które dotykają nasze dzieci i z którymi będziemy się mierzyć w najbliższych latach. Podłączam się do apelu. Czas na budowanie RODZINNEJ, NOWEJ, POZAINTERNETOWEJ JAKOŚCI.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Też tak myślę, o tych psychicznych skutkach pandemii...
      (co do rozpropagowania, proszę się częstować;) )

      Usuń
  4. Zgadzam się.Pójście dzieci do szkoły to priorytet,konieczność,mus.Są odizolowani,samotni przed niebieskim ekranem.Lekcje odbębniają w łóżku,trzymając laptopa na kołdrze/wiem to z autopsji/.Najgorsze,że nie mają kontaktu z rzeczywistością.Słowo kolega staje się obce,a przyjaciel wyleciało ze słownictwa.Można dużo na ten temat pisać.Otwarcie szkół to przyszłość naszych dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  5. Podpisuję się pod każdym słowem. Szczęściem moje dziewczyny też chodzą teraz do szkoły i przedszkola, ale jesienne lekcje on-line dały się nam we znaki!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy szczęście Justyna! I jednocześnie ogromnie współczuję starszym dzieciom, i ich rodzicom!

      Usuń
  6. Ja po jesiennej izolacji klas 1-3, plus święta i ferie, wybierałam się już powoli do psychiatry sama że sobą. Dziękuję każdego dnia, że mój syn ma już naukę stacjonarną. Oby jak najdłużej...

    OdpowiedzUsuń
  7. Umówiłam się z pracodawcą, że prace nadrabiam wieczorem, jak już dzieci pozasypiają. Mam ciszę i ogarniam rzeczy wymagające dużego skupienia. W ciągu dnia też oczywiście pracuje, ale jest to tryb przerywany ( na zrobienie jedzenia dzieciom, na pomoc przy zdalnym nauczaniu itp.)
    Wieczory są skopane i po jednej stronie książki oczy zamykają się same, ale chociaż dzieci mają wsparcie. Jestem mniej nerwowa, bo z tyłu głowy myśl, że nadgonię pracę wieczorem. A jak one wiedzą, że mają wsparcie (bo nie słyszą: Nie mogę Ci teraz pomoc, bo muszę pilna rzecz w pracy zrobić), to są o wiele spokojniejsze i lepiej sobie radzą.

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę, że każdy rodzic zdaje sobie sprawę z negatywnych skutków zdalnego nauczania i braku kontaktu z rówieśnikami. Przecież szkoła to nie tylko nauka, ale kontakt z innymi. Rozwój społeczny leży...boję się jak będzie wyglądała przyszłość naszych dzieci. Mam jednak nadzieję, że zaczną w końcu "coś z tym robić" by powróciły dzieci do przedszkoli, szkół a nauka zdalna zniknie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zdalne nauczanie jest złe przede wszystkim dla rodziców pracujących zdalnie, którzy muszą pracować z domu i jednocześnie współdzielić pomieszczenia z dziećmi, ale to prawda, poziom nauczania zdalnego pozostawia wiele do życzenia.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wzbudź zainteresowanie swojego malucha dzięki naszej tyrolce ogrodowej! To nie tylko zabawa - to także sposób na rozwijanie umiejętności motorycznych i poczucia równowagi. Zapewnij swojemu dziecku aktywną rozrywkę i niezapomniane chwile!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!