sobota, 26 maja 2018

Dzień Matki Wielodzietnej.


Miałam iść do fryzjera. Nic spektakularnego, żadnych metamorfoz, podcięcie po prostu. A potem kawka, może jakieś sklepy, tak mało fantazyjnie może, ale przede wszystkim Bez Dzieci.
Wiem doskonale jak odświeżająco działają takie beztroskie trzy godzinki. I bardzo takiego odświeżenia potrzebowałam. Bardzo.

Ale, skoro o tym piszę, domyślacie się pewnie, że plany mi się posypały.
Zamiast fryzjera miałam dom z trójką kaszlących nieletnich, zamiast spaceru i sklepów, głośny dom z bałaganem, wszystko okraszone niewyspaniem spowodowanym praca do późna i licznymi pobudkami najmłodszego. No nie tak to miało wyglądać. Zupełnie nie tak.
To nie tragedia oczywiście, wiem doskonale.
Bo to kaszelki tylko i jedno bolące ucho, a nie okropne poważne choroby które przecież też się przydarzają.
Bo dzieci, choć głośne i kłócące się, to przecież mądre, dobre, kochane i w ogóle najwspanialsze na świecie.
Bo mieszkanie, choć zabałaganione, to własne (no, trochę banku;) ), bezpieczne.
Bo to tylko włosy niepodcięte.
Tylko głowa nieprzewietrzona.
To gorszy dzień po prostu. Bywa.
Wiem, że to nic.


Ale tego dnia to nie było nic. To była ta słynna kropla w czarze zmęczenia, niewyspania, braku czasu dla siebie.
No więc, czara przelana.
Warczę na dzieci, a dzieci, cholerne papierki lakmusowe wyczuwają potężny wkurw, więc na wszelki wypadek stają się trochę bardziej roszczeniowe. Warczę bardziej. Dzieci robią kolejną awanturę nie-wiadomo-o-co, najmłodsze wzgardza snem. Po wydarciu się na nich boli gardło i sumienie. Przecież to dzieci, do tego chore i jeszcze mają wredną matkę pohukującą że nie może teraz, bo musi pracować. Mamusiu, a kiedy skończysz pracować. Nigdy jak mi będziecie ciągle przeszkadzać. [oddech] Przepraszam kochani, niemiło się zachowuję dzisiaj, jestem zmęczona i smutna. Przytulają mnie trochę nieporadnie małe ciepłe rączki, a ja staję się jednym wielkim wyrzutem sumienia. Oddycham. Ale za chwilę sytuacja się powtarza. Jęki-awantura-krzyk. A praca czeka.
Wieczorem czuję że zawaliłam na każdym polu.

Sprawdzam bilety lotnicze. Dwie osoby dorosłe, zero dzieci.
Może jesienią.

***

Minął ten dzień. Jak każda najdłuższa żmija.
Jest później o meliskę, trochę bezdzietnej przestrzeni, dzisiejsze laurki.

Dziś Dzień Mamy.
Życzę nam wszystkim, żebyśmy miały czasem chwilę dla siebie. Żebyśmy czasem mogły złapać oddech i dystans. Żeby z tego dystansu spojrzeć na najpiękniejsze i najtrudniejsze szczęście jakim jest bycie mamą. Bo wiecie, pełny obraz widać dopiero z pewnej odległości, nie widać magii w wyciągnięciu królika z kapelusza, jeśli tkwimy gdzieś na króliku. Więc dystansu życzę, tego metaforycznego i zupełnie rzeczywistego.
I, chociaż bycie mamą to najcudowniejsza rzecz na świecie, to żebyśmy nie były tylko mamami. Żebyśmy zachowały dla siebie trochę siebie.
Żebyśmy nie były dla siebie takie surowe. Dla siebie samych i dla siebie wzajemnie. Żebyśmy w gorszych chwilach miały kogoś, kto na nasze narzekanie nie powie, że wszystko jest kwestią organizacji, tylko rozumiem, że jest ci ciężko (pozdrawiam Basiu!).
Bądźmy dla siebie dobre dziewczyny. Nie dosrywajmy sobie wzajemnie, nie oceniajmy pochopnie innych matek, nie toczmy krwawych batalii o metody wychowawcze. Wspierajmy się.






 






7 komentarzy:

  1. " Żebyśmy w gorszych chwilach miały kogoś, kto na nasze narzekanie nie powie, że wszystko jest kwestią organizacji, tylko rozumiem, że jest ci ciężko " Dokładnie tak!!!
    gdy słyszę o kwestii organizacji to mi się nóż w kieszeni otwiera :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Utożsamiam się z każdym zdaniem! Też ostatnio miałam taki dzień, gdy zmywając podłogę po histerii najmłodszego (klasycznej z rzucaniem talerzem) bez sensu zupełnie, bo krople wielkie jak grochy leciały na tą mytą właśnie powierzchnię.. I Kropka przybiegła mnie przytulić widząc jak na tej podłodze wyję, że przecież ileż można! I wiadomo, z perspektywy to są pierdoły, może nawet zabawne, może wzruszające, ale najpierw trzeba tę perspektywę mieć. A ja mam wrażenie, że za często tkwimy na tym króliku właśnie :D
    Ściskam Cię mocno!

    OdpowiedzUsuń
  3. "papierki lakmusowe wyczuwają potężny wkurw" rozwaliłaś mnie tym tekstem :D
    To oczywiste, że raz są wzloty, raz upadki. Lekko nie jest, bo rodzina to zajmujące przedsięwzięcie, stale absorbujące, ale pomimo gorszych dni, odnajdujesz się w tym. Inaczej nie widzielibyśmy tutaj nigdy tak pięknych i tak szczerych uśmiechów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Skąd ja to znam :)...
    Te wybuchy i wyrzuty sumienia!!! Czasem się jednak nie da.

    A jaki był mój Dzień Matki...
    Odkąd zaczęłam pracę na etacie, tak naprawdę mogę poświęcić uwagę dzieciom tylko w weekendy. W tygodniu, to tylko obiad na szybko, jakieś pranko, prasowanko garsonki (i sterty dziecięcych ciuszków), szprzątanko na ,,odwal się", kąpiółka, baja na dobranoc i spać!!!

    Dlatego też, weekendy najczęściej spędzamy razem. Wczorajszy dzień miałyśmy bardzo intensywny, zwłaszcza, że bez taty. Teatr, plac zabaw, długi powrót wzdłuż rzeki do domu.. ach i awantura w Biedrze o jakąś bzdurną zabawkę. Wieczorem lampka wina uśpiła mnie jak niemowlę... a miałam sobie poświętować w samotności :). Dziś operetka od nowa... hihihi... lekko świruję ;P.

    Pozdrawiam Cię Paulina serdecznie :)!!! Trzymaj się i... nie daj się ;)!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Z jednym niemowlęciem jest często urwanie głowy, nie wyobrażam sobie jak ogarnąć do tego jeszcze dwa starszaki i jeszcze pracować! Podziwiam Cię i mam nadzieję, że kiedyś starczy nam odwagi na rodzeństwo dla R.;)

    OdpowiedzUsuń
  6. mój narzeczony miał tak ze swoim bratem. Nigdy nie miał na nic czasu, bo ciagle musiał sie zajmować...

    OdpowiedzUsuń
  7. I nigdy nie żałujmy, że czasem coś powiedziało się głośniej niż powinno :) Bo wtedy pewnie powinno jednak być głosniej ... :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!