poniedziałek, 1 grudnia 2014

she said she was a painter

W ostatni weekend listopad przestał się wygłupiać i stał się listopadem w prawdziwego zdarzenia - był zimny, szary, mglisty i depresyjny. Taki do koca i grzańca, do jazzu, rosołu i placka drożdżowego.


A my pojechaliśmy do lasu. Brakowało mi lasu ostatnio. Nie parku, nawet dzikiego, ale lasu mi się chciało, z tym zapachem leśnym, liściowo - grzybowym, z drzewami pokrzywionymi i omszałymi, nawet z błotem.

Pojechaliśmy. W niedzielę rano, przy kawie zapadła spontaniczna decyzja (inicjatywa starszej latorośli), już w samochodzie przeglądaliśmy przewodnik, gdzie-by-tu, żeby było nie za daleko, żeby zwykły las był.
Wyspacerowaliśmy się, obłociliśmy buty, rowerek i przyczepkę, nawdychaliśmy leśności i wróciliśmy. Na rosół, jazz i placek drożdżowy.
















6 komentarzy:

  1. Ach ta Wasza przyczepka! Coś cudownego, chyba najpraktyczniejszy około-dzieciowy zakup dla aktywnej rodzinki :) Słodka Niunia ogląda listka <3 Lowam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie, przyczepka jest w ścisłej czołówce, jeśli chodzi o dzieciowe gadżety:)

      Usuń
  2. Cudowne są takie wyprawy, a zdjęcie malucha z listkiem...mistrzowskie :-) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. No i pięknie. Nie ma to, jak zaczerpnąć w płuca świeżego powietrza z lasu:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Las!!! To jest to czego mi potrzeba!!! Tylko, czy zmuszę mego Pana do takiej wycieczki???
    Wózek-przyczepka spodobał mi się bardzo!!! Maluszek jedzie sobie w komfortowych warunkach :). Super!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zmusisz zmusisz, tylko odpowiednio zmotywuj:)
      a komfortowe warunki są nawet dla dwóch maluszków:)
      Pozdrawiam!

      Usuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!