niedziela, 20 grudnia 2020

Zimowe Tatry z dziećmi


Oj tęskniło mi się za górami, bardzo bardzo.

Po niedoszłych wakacyjnych Dolomitach, miały być wrześniowe Bieszczady, październikowe Pieniny, listopadowy Beskid Niski.

Udało się z grudniowymi Tatrami.

Uwielbiam te góry. Są jedyne w swoim rodzaju, takie skompresowane Alpy. Na niewielkiej powierzchni są przestrzenne doliny i ostre kamienne szczyty, przepiękne jeziora, zróżnicowana roślinność. Choć stosunkowo nie najwyższe, uczą szacunku do siebie. To w Tatrach właśnie wiele lat temu zrozumiałam, jak to jest bać się o życie w górach. A jednocześnie mnóstwo szlaków, które bezpiecznie pozwalają tę górską perełkę podziwiać.

Mimo tej wyjątkowości, w Tatrach z dziećmi byliśmy po raz pierwszy. Stało się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, wyszliśmy z założenia, że  w kwestii górskiej trzeba dzieciom stopniować zarówno stopień trudności, jak i - przede wszystkim - efektowność. Coś w tym jest, że jak zaczniemy naszą przygodę od rzeczy najefektowniejszych, to potem trudno zrobić wrażenie. Druga kwestia to tłumy, które mocno nas odstraszają.           

W ogóle w temacie, który był najbardziej komentowany na instagramie, czyli 

Dzieciaki w górach

Cieszę się, że dzieci zaczęły od chodzenia po mniejszych górach. Oczywiście wcześniej w nosidłach widzieli wcześniej co nieco (nawet trochę Alp), można powiedzieć, że z górskim krajobrazem się opatrzyły. Ale ich dotychczasowe samodzielne chodzenie to Beskidy i Bieszczady.

Pisałam już o tym, jak zachęcić kilkulatki do samodzielnego trekkingu. I sprawdziły nam się te metody, chociaż nie powiem, że było szybko, łatwo i zupełnie bezproblemowo. Proces trwał, bywał żmudny i czasem mocno męczący. Nie zliczę, ile razy w górach z dziećmi marzyłam o wędrówce solo - bez krzesania z siebie nadprogramowego entuzjazmu, bez zachwycania się każdym śladem i każdą kupą dzikich zwierząt, bez wyśpiewywania "piosenek wędrówkowych". 

Ale z perspektywy czasu po raz kolejny stwierdzam, że cholernie warto. Chociaż teoretycznie pamiętam te trudniejsze momenty, to ogólne wspomnienia naszych wędrówek są wspaniałe, a jakość wspólnie spędzonego czasu jest nie do przecenienia. I jeszcze jedno- myślę, że mogę powiedzieć, że dzieci (póki co mówię o starszakach), nauczyły się chodzić po górach.

Patrzyłam na moje dwie koziczki i puchłam z dumy - z nas i z nich. Bo szli, wspinali się, zauważali krajobraz makro i przyrodę w skali mikro. Codziennie - z radością i entuzjazmem - uczyli się więcej niż na stu zdalnych lekcjach przez komputer. Zauważali, zachwycali się, zadawali pytania (czasem zbyt trudne na naszą mizerną przyrodniczą wiedzę). A to jest to, na czym nam tak bardzo zależy w wychowaniu - na uważności, na obecności, na docenianiu rzeczywistości.

A same wędrówki... Przepiękne. Tatry powitały nas chyba "szczęściem początkującego" w kwestii pogody. Było słonecznie, przejrzyście, z lekkim mrozem i bezwietrznie. Wróciliśmy z tradycyjnym niedosytem, tym większym, gdy znamy najnowsze obwieszczenia rządu.

Parę dni wystarczyło, żeby poukładać te puzzle zwane życiem. Wszystko jak zawsze poustawiało się tak jak trzeba, wszystko było tak, jak być powinno.






z takim jednym





Widok do porannej kawy




Hala Gąsienicowa. I wspomnienia. W Murowańcu spędziliśmy naszą tygodniową podróż poślubną (w pokoju z chrapiącymi Węgrami:D )






Niesamowite, że po tych sześciu godzinach w górach, dzieciom wystarczyła 20-minutowa regeneracja w samochodzie, żeby w domku dostać głupawki





schroniskowa szarlotka i ciastka mocy


Trekking? On ma od tego ludzi.


                                           

2 komentarze:

  1. Genialnie wstrzeliliście się z tym wyjazdem. Gdy zobaczyłam na instagramie Wasze fotki z Tatr zaczęłam męczyć Miśka, żebyśmy w ferie pojechali na kilka dni do Witowa. Mamy tam przyjaciółkę Góralkę, co zawsze chętnie nas przyjmie 😊!!! Entuzjazm opadł po obwieszczeniu o narodowej kwarantannie. Co za g...!!! Teraz obawiam się, czy choć na świętokrzyską wioskę uda się nam czmychnąć!!!😒

    Dobra... dość marudzenia...

    Fantastyczna fotorelacja... Tatry zawsze mnie zachwycają 😊!!! Nasze dzieciaki złapały górskiego bakcyla!!! Haha... może kiedyś spotkają się na szlaku 😁!!!

    Pozdrawiam Was gorąco 😘!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Udały wam się te wcześniejsze ferie;) Pięknie zaszczepiacie pasję w dzieciach. Oby w kolejnym roku wszystkie górskie plany wypaliły!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!