poniedziałek, 12 grudnia 2022

to nie jest prezentownik, czyli co chcę podarować sobie i najbliższym

 
Piszę do Was znad adwentowego świecznika, zrobionego razem z dziećmi z gałązek ze świerku z ogrodu rodziców.

Zapalone już trzy świeczki, pachną pszczelim woskiem, patrzę w płomień i myślę sobie.

Moje dotychczasowe przedświateczne wpisy, były raczej sceptyczne wobec dzikiej świątecznej ekscytacji, raczej wracające do przyziemności, bo w tych czterech tygodniach nie możemy fruwać w bezustannym przedświątecznym afekcie, trzeba pracować, ogarniać tematy szkolne i około szkolne, trzeba obiady gotować, gile wycierać, skarpety składać. W tamtym roku zresztą to właśnie zwykłe życie i nawał pracy dojechały mnie tak, że nawet nie miałam kiedy upiec pierniczków z dzieciakami.

Ale wiecie co. Dzieci mam coraz starsze. Najstarszy u progu nastolectwa, średnia rośnie jak sosna, najmłodszy niepokojąco szybko zbliża się do szkoły. A nie ma nic piękniejszego niż dziecięca przedświąteczna radocha. 

Spieszmy się cieszyć się tym cudownym zachwytem zanim stanie się nastoletnią blazą.

Poza tym właśnie teraz, w czasach niepewnych i niepokojących, te rodzinne mikro tradycje świąteczne, rytualne pieczenie pierniczków i celebra przy wyjmowaniu karteczek z kalendarza, te drobne rzeczy okazują się wcale drobne nie być. Wręcz przeciwnie, rosną do rangi filarów dobrostanu, symbolów poczucia bezpieczeństwa, uosobienia spokoju.

Dlatego w tym roku ten przedświąteczny czas staram się celebrować na maksa, zwalniam, gdy tylko mogę i skupiam się na tych pozornie błachych radościach.

Rozważam jednocześnie wylogowanie się na ten czas z różnych instagramów, żeby trochę umknąć presji doskonałości i tego specyficznego niepokoju, który ogarnia, gdy za mocno wejdą piękne zdjęcia, że może u mnie jest niewystarczająco estetycznie, że może prezenty zbyt niewyrafinowane, że zbyt chaosiaście. Bardzo bym nie chciała, żeby to moje świadome głębsze zbratanie się z duchem świąt nie skończyło się przeglądaniem miliona stron ze świątecznymi dekoracjami.

Spisałam sobie na koniec listopada, co chciałabym w grudniu rodzinnie zrobić i przeżyć. Bez presji, żeby się tą cudownością i blaskiem nie przećpać.

Większość tych rzeczy robimy co roku. Większość nie jest specjalnie spektakularna. Ale wszystko jest nasze. Jest dobre, przytulne i kojące. Klimat tka się u nas powoli, ma więcej wspólnego z delikatną pajęczyną, albo miękkim swetrem, dzierganym powoli, oczko po oczku niż z machaniem czarodziejską różdżką, rozbłyskami i wybuchami magii.

Mamy więc te adwentowy wieniec, który osnuwa dom tym iglastym klimatem. Z początkiem grudnia zakraplam też do nawilżacza mieszankę czterech alchemików Klaudyny Hebdy. Bardzo charakterystyczna mieszanka zapachów, pachnie nam tak w domu przez całą zimę. Do tego jest to mieszanka prawdziwych olejków eterycznych, mamy więc nie tylko piękny zapach, ale całkiem sporo realnych korzyści dla zdrowia.

Wieczorami czytamy "Tajemnicę Bożego Narodzenia" Josteina Gaardera. Jest dużo świątecznych książek, do czytania rozdział po rozdziale każdego wieczoru, ja najbardziej lubię właśnie tę, czytamy ją kolejny rok.

Zrobimy trochę papierowych ozdób na choinkę, gwiazdy na okno z papierowych torebek śniadaniowych (ogarniają nawet kilkulatki, a efekt naprawdę daje radę), ususzymy pomarańcze. Zrobimy i wyślemy kartki świąteczne.

Nigdy nie piekę z dziećmi tyle, co w grudniu. Gryczane ciastka dla Mikołaja, pierniki, ciacho drożdżowe po łyżwach i zimowych spacerach. 

Bo planujemy też łyżwy, które uwielbiam, za dzieciaka mieliśmy lodowisko wylewane na boisku za blokiem, i na łyżwach byłam codziennie. 

Pójdziemy na spacer na stare miasto, zobaczyć ozdoby.

Powoli ozdabiamy mieszkanie, wieszamy światełka, zmieniamy poszewki na poduszkach. A wieczorami, mam nadzieję, jak najczęściej będziemy sobie miło siedzieć przy muzyce z zimową herbatką z pomarańczą, imbirem i rozmarynem i jakimś korzennym ciachem. Co piątek słuchamy w radiu 357 niezawodnego Kuby Strzyczkowskiego i jego świątecznych licytacji, przeplatanych muzycznymi klasykami świątecznymi.

 Myślę zresztą, że cały efekt świątecznej magii to zasługa tej zbudowanej przez lata tradycyjności, rytuałów, które co rok są niezmiennie. Tylko w grudniu, ale zawsze w grudniu. To daje takie uczucie wracania do domu, ciepło i bezpieczeństwo, i wyjątkowość też. I tego nam życzę. Żeby było miło i spokojnie, po naszemu. Żeby było świątecznie, ale wcale niekoniecznie idealnie.
 












 

2 komentarze:

  1. W tym roku jakoś nie mam weny do świątecznych przygotowań. Pierniczki, owszem, były (w sobotę upieczemy nowe, bo tamte zostały pożarte).... odwiedziłyśmy mikołajkowy jarmark w mieście. Śnieg pokrzyżował mi plany, bo zamiast ozdabiać chałupę światełkami, to od niedzieli ganiam z dziewczynkami na sanki 🙃.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak u Was ciepło i rodzinnie! Aż ma się ochotę wpaść z wizytą na herbatkę. Czy mogę zapytać skąd jest ten piękny świecznik adwentowy? Wszystkiego dobrego dla Was!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!