wtorek, 7 grudnia 2021

jeszcze jesiennie


Łapanie rytmu mi kuleje, ciągle nie jest tak, że jesień mi zwolniła i uspokoiła. Niekończące się ostatki poremontowe, kolejne kwarantanny i infekcje u dzieci, intensywność i stres w pracy. Dużo tego.

Jestem zmęczona tym wszystkim, mocno i wielowymiarowo. Próbuję sie ratować jak mogę.

Na nerwy, zmęczenie i stres najlepiej sprawdza się natura. Powiem Wam, że sama jestem w szoku, jakie cuda działały różne wypady, krótsze i dłuższe w jesienny świat.W trudniejszych momentach, wystarczało popołudnie w pobliskim wąwozie, nasze tradycyjne okołolubelskie jednodniowe wycieczki, a w miarę możliwości także miłe, przedłużone weekendziki.

Zaczęliśmy od Puszczy Knyszyńskiej. Podlaska wioseczka na końcu świata, chatka (podobnie jak Korolowa Chata), przystosowana i z wygodami, ale na maksa wiejska i sielska. Z piecem chlebowym i jabłonką w ogrodzie. Przy tej jabłonce przyszło nam spędzić więcej czasu niż planowaliśmy, bo w trakcie wyjazdu otrzymaliśmy wiadomy telefon od sanepidu... Ale nic to. Bo jakim luksusem w dzisiejszych czasach jest spędzić dzień przed drewnianą chatą, na leżaczku, wystawiając twarz do jesiennego słońca. Nic nie musieć. Dzieci mieć zajęte wyścigami ślimaków i grami planszowymi. Zajmować się tylko grą światła i babiego lata, ewentualnie książką. Czasem dobrze jest odpocząć nawet od wakacyjnego gdzie jedziemy co robimy. Puszcza Knyszyńska więc niespecjalnie zgłębiona, ale wszystko przed nami.

Potem Roztocze. W sam raz na początek złociejącego października. Roztocze znamy i uwielbiamy od dawna, Zwierzyniec (i LAF) jest nam prywatnie bardzo bliski. Z Lublina jest stosunkowo blisko, a jednocześnie na tyle daleko, żeby poczuć, że to wyjazd i odpoczynek. To piękny, klimatyczny region, pełen lasów, rzeczek, szlaków pieszych i rowerowych. Na Roztoczu mieszkaliśmy na obrzeżach Krasnobrodu, w rewelacyjnym Domku Jodełka, pięknym, arcywygodnym i szalenie przyjaznym miejscu, na pewno tam wrócimy.

Udało mi się tez wyrwać jeden zupełnie samotny wyjazd, weekend jogowy w ukochanych okolicach Kazimierza Dolnego. To był odpoczynek totalny, leczący mi pospinane ciało i zestresowaną głowę. Ćwiczyłam, jadłam dobre i zdrowe jedzenie, spacerowałam, czytałam. Rzadko jest tak, że całe dnie jestem tylko i wyłącznie dla siebie, i wszystko co robię jest DLA MNIE. Dawno się tak sobą nie zaopiekowałam.

I tak. Wciąż jest chaosiaście, a stres przybiera różnorodne oblicza, ale wiem, że mogłoby być znacznie gorzej. A dopóki są takie odskocznie do natury, dajemy radę.





















W Jodełce



4 komentarze:

  1. Piękne te krótkie wypady. Mnie te zdjęcia "lądują" słońcem i zielenią.
    Pirat łukiem wygląda wystrzałowo !

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawe i kolorowe zdjęcia widać że potrafisz uchwycić piękne chwile, wydaje się to łatwe ale nie każdemu wychodzą takie ujęcia, widać że blogowanie to twoja pasja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Spacer w naturze ma rzeczywiście zbawienny wpływ na umysł i ciało. Bardzo źle znoszę kwarantanny dziewczyn. To ograniczanie wolności strasznie mnie dołuje. Wiem, powinnam się cieszyć, że jesteśmy zdrowi (na ciele... psychika jednak cierpi).
    Piękne fotki!!! Pełne szczęścia i beztroski. Samo ich oglądanie uspokaja i poprawia mój nastrój 😊!!!
    Pozdrawiam serdecznie 😊!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pola, czy Twoje bordowe niskie buty trekkingowe ( widoczne na zdjęciach) mają membranę ? Muszę sobie kupić buty do chodzenia w zielone/na rower i zastanawiam się czy Gore-Tex jest potrzebny.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!