Tak bardzo się cieszę, że nie wyruszyliśmy jak wszyscy w długą drogę na długi weekend.
Że głównie lokalnie (poza jednym, na wpół służbowym wyjazdem do Warszawy). Że bez napiętych planów, wreszcie na luzie i powoli.
Byliśmy na Polesiu, w Parku Narodowym, przedweekendowo jeszcze i prawdziwie letnio. Znów trochę próbowaliśmy Tropić, ale jednak wiosna wybuchła nam prosto w twarz więc z lubością i bez analizowania zanurzyliśmy się w ten prawie-majowy świat, na rowerach, hamakach i kocykach.
Odwiedziliśmy warszawskie zoo.
Lubelski ogród botaniczny.
Spacerki, dużo spacerków. Np ten nad zalew. Pirat spał, starszaki zaznajamiały się z łabędziami. Las wokół zazieleniał się coraz mocniej dębowymi listkami i oszałamiał tym charakterystycznym słoneczno - sosnowym nadwodnym zapachem. Wyjątkowo trafiliśmy na niebywałą w tym miejscu pustkę - żadnych grilli, puszek po piwie i pierdzącego bitu z telefonów.
Dużo przez te dni się przyglądaliśmy dzieciakom, chętnie z niewielkiego dystansu, tak, żeby nie zwracali na nas uwagi. Fajnie było utwierdzić się po raz kolejny w przekonaniu, że jedna z ważniejszych powinności rodzica jest odsunąć się czasem, dać wolność (ale nie, że wolność w korzystaniu ze smartfona)- Piratowi, by samodzielnie pokonywał coraz to nowe wyzwania, schody i drabinki, a starszakom, by sami rozwiązali swoje konflikty, sami tworzyli zabawy, sami wymyślali sobie światy i historie. Wszyscy - by sami odczuli głód, chłód i pragnienie.
Pograliśmy trochę razem w planszówki. Wilczek staje się coraz częściej równoprawnym planszówkowym partnerem, Iskra współtworzy drużynę ze mną, Pirat niestety głównie rozwala elementy.
Momentami było wybitnie chaosiaście, głośno i brudno. Było parę awanturek, kłótni i łokci w brzuch. Ale, w tym ogólnym poczuciu idealnej harmonii, ten chaos był jak puchate kociątko z wielkimi oczami, pośród pobojowiska którego właśnie dokonało. Jakoś rozczulający.
Wilczek skończył siedem lat! |
cześć maleńka |
porozumienie |
kawa i dziecko, czyli najważniejsze atrybuty matki |
I cholerny gołąb się załapał |
Ktoś mi niedawno zaproponował lubelski ogród botaniczny. Cieszę się, że mogłam go zobaczyć Waszymi oczami. :)
OdpowiedzUsuńOj, warto go zobaczyć na własne oczy jednak!
UsuńRozczulają mnie zawsze Twoje rodzinne posty :D!!!... I nie powiem... mibilizują do działania ;D!!!
OdpowiedzUsuńNasza Majówka też stacjonarna. Próbowaliśmy Jury, ale ostatecznie wylądowaliśmy w ... kredzie (hihi... w nieczynnym, cudownie bezludnym, kamieniołomie wapieni kredowych). Kocyk, ognicho, szukanie ,,robali" (czyt. skamieniałości)... A jak lało... ogarniałam chałupę... nigdy nie mam na to czasu ;)!!!
Pozdrawiam Was serdecznie i proszę o częstsze posty :D!!!
Justyna, nie daję rady częściej, serio! Wasza majówa też super!
UsuńŚciskam!
Wpis jak zawsze ciekawy, przeczytany z przyjemnością, a zdjęcia wspaniale oddające klimat Twojej opowieści (szczególnie wzruszające jest to z Wilczkiem jako już siedmiolatkiem - jak ten czas leci!!) A Filifionka ma rację - rzeczywiście często mobilizujesz do działania :)
OdpowiedzUsuńNo i pięknie wyglądasz, niezależnie od pogody i pory roku! (na marginesie -fajowe masz te szare portasy, pochwalisz się skąd? :)
Dawno się nie odzywałam, ale bloga odwiedzam regularnie i zawsze z niecierpliwością czekam na kolejne posty, czasem chętnie powracam też do tych starszych :)
pozdrawiam ciepło i wszystkiego dobrego dla Was!
Ewa
wieeeeelkie dzięki, ściskam!
UsuńJak przyjemnie!
OdpowiedzUsuńDalej mnie zaskakuje, że gdy opisujesz swoje dzieci to w zasadzie w 100% opis zgadza się z moimi. Jedyny drobny szczegół to różnica wieku u najmłodszego, ale poza tym podobieństwo w składzie i charakterkach jest niesamowite :)
kurczę, szkoda straszna, że te nasze bliźniacze dzieci nie mają za bardzo możliwości się spotykać...
UsuńBardzo ciekawy i interesujący post. Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńdziękuję bardzo!
UsuńMajówka udana. Super zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńDzięki! Zdecydowanie udana!
UsuńBardzo fajne zdjęcia widać, że potrafisz pięknie uwiecznić niezapomniane chwile.
OdpowiedzUsuń