Pierwszy dzień wiosny. Dzień poezji. Jak to idealnie pasuje, wiosna jest samą poezją, człowiek niemal z automatu rymuje i szuka metafor, zimowe obfite powieści zastępuje Leśmianem i Gałczyńskim.
Ruszyliśmy ostatnio w podlubelski świat rowerami. Cudownie jest znowu bratać się z tym kiełkującym światem, wystawiać odsłonecznioną skórę na pierwsze słoneczne pocałunki, wdychać to powietrze ożywione. I pierwszy piknik urządzić, na pachnącym drewnianym tarasie z widokiem na Wisłę.
I wiosenna błogość przychodzi, migocząca rzeką, brzmiąca jedyną w swoim rodzaju ptasią rozświergoloną odą do życia, pachnąca zielonością. Przychodzi, cała promienna, i mówi, że planuje zostać dłużej. Cóż, witamy:)
Uświadomiłam sobie właśnie jak ja dawno nie byłam na rowerach, może w tym roku uda mi się to nadrobić.
OdpowiedzUsuńDla mnie wiosna to koniec sezonu rowerowego. Latem w Szw. nie da się jeździć, jesteś jak wystawiona na patelni, a mamy tu upały i susze. Więc rozumiesz, że trochę mniej się ciesze, bo wiosna jest zwiastunem tychże następstw.
OdpowiedzUsuńAle trudno jest się nie zachwycić kiełkującym światem. Ładnie to opisałaś.
Wczoraj opublikowałam post właśnie o tym. Jest pięknie.
Nareszcie :D!!! Też, pieję z radości na tą wiosnę, rozpieszczającą w marcu przyjemną temperaturą 18°C i słońcem rumieniącym pyszczki :D!!! Jest cudownie:D!!!
OdpowiedzUsuń