Kwiecień to taki słodko gorzki miesiąc.
Świat pięknieje. Rosną listki i uśmiechy, pojawiają się kwiatki i radość. Słońce całuje po nosie, nos wącha łapczywie świeżą roślinność, świeża roślinność wybujuje na wyścigi.
Ta buchająca przyroda przyprawia co roku o zawrót głowy. Upaja. Uderza obuchem jasności.
A jednocześnie dostaję innym obuchem.
Co roku w kwietniu dwójka moich dzieci dostaje o jedną świeczkę więcej na swoich tortach.
Świeczek coraz więcej, czasu coraz mniej.
Dziś uczą się turlania do celu, jazdy na rowerze z pedałami, wiązania sznurowadeł. Jutro będą wybierać studia, miejsce zamieszkania i małżonków.
Patrzę na nich, coraz starszych, i ciągle jeszcze takich małych. Patrzę i chce mi się ten trwający czas zatrzymać pazurami.
Chłonę gorączkowo. Mrugam powiekami, trochę żeby utrwalić sobie w pamięci tę chwilę, trochę, żeby powstrzymać nieznośnie sentymentalną łzę.
Czas leci, ale fakt, że urodziny najbardziej nam o tym przypominają :)
OdpowiedzUsuńZatrzymać ten czas :)!!!
OdpowiedzUsuńPaulina, oczu oderwać od Ciebie nie mogę!!! Kwintesencja kobiecości!!!
"Czas – mój największy wróg, mój najlepszy przyjaciel", jak to śpiewa Anja Orthodox.
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądasz.
Zgadzam się z komentarzem powyżej - kwintesencja kobiecości!
OdpowiedzUsuńPięknie w tej czerwieni <3
U mnie z jednej strony jest chęć aby czas zatrzymać (jak szybko zmienia się niemowlę! jak on przez te miesiąc "wydoroślał"), a z drugiej przyspieszyć, żeby był już ten czas kiedy brzuszek tak często nie boli, a zamiast marudzenia jest pierwszy śmiech..
OdpowiedzUsuńP.S. Pięknie Ci w czerwieni!:)
czas leci nieubłaganie... piękna sukienka ;)
OdpowiedzUsuń