Codziennie biorę Małe i robimy kilometry wśród tych liści obłędnych. Chodzimy, chodzimy i nasiąkamy.
Liście na drzewach podobnie silne wrażenie robią na mnie chyba tylko w kwietniu, gdy wykluwają się z pączków, fosforyzująco zielone. A teraz ta ciepła paleta taka krzepiąca, jakby chciała już teraz otulić zziębnięte serce, chuchnąć w zgrabiałe dłonie i ożywiać smutną szarość.
Zdecydowanie nie przypadkiem liście starzeją się na żółto i brązowo, a nie szarzeją i bledną - to po to, by zakończyć żywot z przytupem, zrobić raczej wrażenie fajerwerków i niż gasnącej świecy. I po to, żeby człowieka, homo solaris, wesprzeć i nasycić kolorami na zapas.
Ten październik jest jak ostatnia niedziela przed dietą od poniedziałku, albo jak tłusty czwartek przed postem. Pozwala się nacieszyć i pokrzepić. Napawam się więc faworkami kolorów i pączkami ciepłego słońca przed następnymi zimno-szarymi miesiącami.
Faktycznie pogoda w tym roku cudowna! :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak krótko;)
UsuńTwój opis jesieni jest bardzo energetyczny...
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPaździernik nie pożałował nam tego, co w jesieni kocham najbardziej. Jeszcze trwa... czerpię więc ze złotej jesieni ile wlezie :)!!!!
OdpowiedzUsuńAch... Przepięknie wyglądasz :D!!!
Dziękuję! A październik mógłby przedłużyć trochę ten karnawał kolorów...
UsuńPięknie wyglądasz:) Ja też staram się nacieszyć oczy październikowymi kolorami, chociaż tej szarości, pluchy i mgieł też trochę już niecierpliwie wypatruję;)
OdpowiedzUsuńPiękne to napisałaś. A poza tym nieustannie zachwycam się Twoimi włosami!
OdpowiedzUsuńŚlicznie wyglądasz. Ja tez lubię odpoczywac na łonie przyrody. Spacery nad wodą czy w lesie przynoszą ulgę i relaks.
OdpowiedzUsuń