Nie wiem, czy potrafię napisać coś specjalnego o 2024.
To był dobry rok, cudownie niewyróżniający się jakimiś spektakularnymi ani dramatycznymi wydarzeniami. Skończyłam czterdzieści lat. Jestem zdrowa, moja rodzina jest zdrowa. Żyję w uprzywilejowanych czasach, w uprzywilejowanej części świata.
To był kolejny rok, składający się ze zwykłych czwartków, nerwowych poranków, miłych wieczorów, szalonych weekendów i spokojnych niedziel. Pełen muzyki, filmów i książek, sprzątania, gotowania i prania. Rok z treningami i ciasteczkami. Były kawy z widokiem, masaże twarzy, paznokcie skubane ze stresu, głowa boląca ze zmęczenia, policzki bolące od śmiechu. Gapienie się w chmury i gapienie w ekran z excelem do późnej nocy. Wożenie do ortodonty, ortopedy i okulisty, na zajęcia dodatkowe i występy wszelakie, wieczorne czytanie i nocne organizowanie plasteliny od sąsiadów, dawanie syropków i buziaków. Randki z mężem i z samą sobą. Zachwyt światem, zawsze.