wtorek, 6 sierpnia 2024

Rumunia z dziećmi pod namiotem

 

Do Rumunii chcieliśmy wrócić od lat, byliśmy tam razem jeszcze przed dziećmi, jechaliśmy pociągami przez Ukrainę i to zupełnie inna epoka była. Zapamiętaliśmy jednak, że kraj jest piękny, zróżnicowany, że góry wspaniałe, a mieszkańcy arcyprzyjaźni.

Dlatego zapakowaliśmy się do samochodu z naszym namiotem (okazało się że to jego ostatnia podróż z nami) i któregoś lipcowego dnia nad ranem wyruszyliśmy.



Park Narodowy Apuseni

Rumuńskie wakacje rozpoczęliśmy dość blisko od węgierskiej granicy, w Parku Narodowym Apuseni. To Góry Zachodniorumuńskie, które nazywane bywają rumuńskimi Bieszczadami. I faktycznie coś w tym jest. To taka większa wersja Bieszczad, góry przepiękne, widoki niezwykłe, szlaki dobrze oznaczone. Do tego jaskinie, wodospady i przeurocze wioseczki z domami krytymi starą ceramiczną dachówką.

 




camping wśród takich klimatycznych stogów siana

rumunia z dziecmi


a tu niesamowita tęcza po niesamowitej burzy. Na szczęście byliśmy na miejscu, żeby trzymać namiot, który i tak niestety oberwał dość solidnie



Niedźwiedzie w Rumunii

Jako, że Rumunia jest krajem w dużej mierze górzystym, zielonym, więc niedźwiedzi mają sporo.

To był główny powód, dla którego nie odważyliśmy się biwakować na dziko. Zresztą wszystkie górskie campingi zagrodzone były ogrodzeniem pod napięciem, bo rumuńskie miśki są bardzo ciekawe i śmiałe i chętnie sprawdzają, co dobrego akurat szykuje się na kolacje. I te właśnie cechy stały się dla tych wspaniałych zwierząt mocno problematyczne. Niedźwiedzie w Rumunii przyzwyczaiły się do ludzi i doskonale wiedzą, że człowiek oznacza łatwe jedzenie. Dlatego normą stały się niedźwiedzie siedzące przy górskich drogach i ludzie zatrzymujący się, żeby zrobić zdjęcie i, niestety, poczęstować zwierzaki jakimś przysmakiem...

Takie zwierzęta, które "oswoiły się" z ludźmi zazwyczaj są zabijane, bo stanowią zagrożenie dla ludzi. Przykre, bo zwierzęta to zwierzęta, trudno je winić o to, że, gdy są dokarmiane przez turystów, zaczynają traktować ludzi jak źródło jedzenia.

Między innymi dla takich zwierząt powstało niedźwiedzie sanktuarium, Libearty. Choć u podstaw jego powstania jest wiele innych, dużo bardziej smutnych, tragicznych historii, pełnych ludzkiego okrucieństwa i bezmyślności. Otóż jeszcze całkiem niedawno, pod koniec XX w. przy hotelach czy restauracjach można było trafić na "atrakcję turystyczną", czyli niedźwiedzia uwięzionego za żelaznymi kratami, na betonowym podłożu o powierzchni kilku metrów kwadratowych. Zwierzęta były głodne, chore, i totalnie wyniszczone psychicznie przez życie w nieludzkich warunkach. Zajrzycie koniecznie na stronę sanktuarium, zwierzaki mają tam do dyspozycji 70 hektarów górskich lasów i dożywają swoich dni w spokoju i komfortowych, dzikich warunkach. Wizyta w sanktuarium jest możliwa tylko w godzinach porannych, i można powiedzieć, że to ludzie odgrodzeni są kratami od zwierząt, bo te mają ogromne przestrzenie do swojej dyspozycji.




Pietra Craiuli i Braszow

Następnie ruszyliśmy do serca Transylwanii (dzieci w Rumunii najbardziej chciały odwiedzić właśnie Transylwanię), do kolejnego parku narodowego, Pietra Craiuli. Ominęliśmy trasę transfogarską, podobno spektakularną, obawiając się nieco o chorobę lokomocyjną, z którą mamy różne, bogate doświadczenia. Okolice Braszowa stanowią wspaniałe góry i wąwozy. Wśród dość popularny Kanion Siedmiu Drabin. Jest to miejsce spektakularne - powstałe w wyniku zawalenia się dachu jaskini, do którego dochodzi się przyjemnym szlakiem wiodącym przez malowniczy wąwóz. Do tego z fantastyczną atrakcją - otóż w dół wąwozu można zjechać serią 42 tyrolek. Jest to jednak rozrywka dla osób powyżej 16 roku życia, więc zeszliśmy piechotą, a nasze dzieci musiały zadowolić się wersją dla młodszych, czyli tyrolkami rozciągniętymi nad niższą częścią wąwozu.

A sam Braszów jest pięknym, średniowiecznym miastem, założonym w XIII wieku przez Krzyżaków. Wspaniale zachowana starówka, z charakterystycznymi pomarańczowymi dachówkami i położenie wśród gór, czynią z niego jedno z najładniejszych miast w Rumunii.


popołudniowe rozrywki

a tu już Braszów

Na górę Tampa, z charakterystycznym, hollywodzkim napisem można wdrapać się, lub wjechać kolejką

spacer między starymi wieżami strażniczymi


Strada Sforii, najwęższa ulica w Rumunii, jedna z najwęższych w Europie


a tu kanion siedmiu drabin






Delta Dunaju

To miejsce, wpisane na listę światowego dziedzictwa Unesco, chciałam odwiedzić od dawna. Z naszego campingu pod Braszowem dzielił nas kawał drogi, ale uznaliśmy, że bliżej zbyt prędko nie będziemy, dlatego ruszyliśmy do krainy wód, błota, ptaków i komarów. Deltę Dunaju trzeba zobaczyć z łódki, inaczej to zupełnie nie ma sensu. Dopiero parę godzin pływania w większych i węższych kanałach, jeziorach, rozlewiskach pozwala zachwycić się tym miejscem. Popłynęliśmy o 5 rano na czterogodzinną wycieczkę i było to fantastyczne doświadczenie. Początkowo zachwycaliśmy się każdym dostrzeżonym ptakiem, robiliśmy mnóstwo zdjęć, a po jakimś czasie daliśmy się po prostu, nomen omen, ponieść nurtowi, co dało zupełnie nową jakość przeżyć. 

Popularnym miejscem wypadowym na Deltę jest Tulcza, my jednak wybraliśmy się trochę dalej, do mniejszej i spokojniejszej miejscowości Murighiol.

Będąc w tej okolicy, skorzystaliśmy z okazji i spędziliśmy dzień nad Morzem Czarnym, wyjątkowo ciepłym. Ze względu na Deltę, na naszą plażę można było dotrzeć tylko taksówką wodną, co miało oczywiście swój dodatkowy urok i skutkowało mniejszą ilością ludzi.

 









Sighisoara i okolice

Pewien rumuński emeryt spotkany na jednym campingu powiedział nam, że ze wszystkich rzeczy absolutnie koniecznie musimy zobaczyć Sighisoarę. "Obiecajcie mi" powiedział. Obiecaliśmy, i właśnie w okolicach Sighisoary zatrzymaliśmy się na nasz ostatni camping przed powrotem do domu.

Sighisoara jest wspaniale zachowanym średniowiecznym grodem ochronnym, otoczonym murami i basztami obronnymi (każda należąca do innego cechu. Jest więc wieża krawców, wieża szewców, producentów sznurów i bednarzy, każda unikatowa). Pełno jest ślicznych, kolorowych kamieniczek, i brukowanych ulic.






Na koniec, zostało nam zupełnie nieoczekiwane miejsce. Płaskowyż pełen starych, ogromnych dębów, pamiętających czasy średniowieczne, kiedy w tym miejscu wykarczowano część lasów, zostawiając dęby dla cienia i żołędzi, drzewa owocowe i trawy do wypasu bydła. Miejsce pozostało przez lata w swojej, w zasadzie niezmienionej formie. Robi wrażenie.

Jak cały kraj zresztą.


14 komentarzy:

  1. Super jest to zdjęcie, na którym wiatr rozwiewa Ci włosy w każdą stronę. Mam pytanie o brązową, lnianą sukienkę: gdzie ją kupiłaś. Wygląda bardzo ładnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Lniana brązowa sukienka jest marki Kornelia Rataj, teraz chyba nie ma tego modelu, ja kupiłam ją na vinted :)

      Usuń
  2. Rumunia jest piękna i bardzo niedoceniana. W rumuńskich górach byłam 20 lat temu (Retezat) i już wtedy zaskoczyło mnie to, że szlaki są fantastycznie oznaczone, miejsca biwakowe z ratownikami. Super pomysł na wakacje :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co się stało z namiotem ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był już dość sfatygowany po latach intensywnego użytkowania, a burza połamała nam parę pałąków, już nie było sensu go reanimować;)

      Usuń
  4. Rumunia jakoś tak od kilku lat jest na mojej buket list, ale ostatnio znajomy Rumun odradzał ,ze wzglendu na masowo rozpoczęte roboty drogowe utrudniające objazdówkę. Ciekawe jakie są twoje doświadczenia.

    natomiast dla nas Polska to zagranica, więc wyjechaliśmy na daleki Wschód - Podlasie, Suwalszczyznę i Mazury. I nie potrafię powiedzieć co bardziej skradło moje serce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wasze zdjęcia jak zawsze klimatyczne

      Usuń
    2. Podlasie, Suwalszczyzna i Mazury są cudowne, wszystkie!
      A co do robót drogowych w Rumunii, na naszej trasie nie spotkaliśmy jakiś wielkich remontów, ale na campingach faktycznie ludzie mówili, że są spore utrudnienia

      Usuń
  5. Cześć! Podczytuję od lat, nie komentuję z oddzieciowego zaniku napięcia myślowego, ale z tą Rumunią tak się idealnie wstrzeliłaś :)
    Jesteśmy po pierwszym rodzinnym wyjeździe pod namiot - nasze dzieciaki (4, 6, 8) spisały się na medal, a we mnie odżyły włóczęgowskie geny. To była super przygoda, choć może niekoniecznie wypoczynek, bo za dużo tej okołobiwakowej krzątaniny. Wróciłam do Twoich starszych wpisów poszukać, jak Wam się udawały te wyjazdy, gdy dzieciaki były młodsze. I tak wyczuwam pomiędzy wierszami, że podobnie, że to był luksus i wielka wartość, za którą trzeba jednak było zapłacić cierpliwością i pracą rodzicielsko-gospodarską.
    Niemniej, trzy tygodnie po powrocie, już mnie nosi... Gdzie za rok? Przypomniałam sobie Rumunię, niespełniony kierunek podróżniczy sprzed dzieci i dlatego bardzo dziękuję za możliwość podglądnięcia, jak tam teraz jest.
    Pozdrawiam i dzięki, że piszesz. Twój sposób patrzenia na rzeczywistość to skarb, który miałam i który gdzieś zgubiłam. Ale może jeszcze nie wszystko stracone :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Kate, jak miło, że się odezwałaś!
      Masz rację, gdy dzieciaki są młodsze, wspólne namiotowanie było piękne, ale jednak bardziej wymagające. Ale zdecydowanie było warto, teraz to wytrawni biwakowicze:D dlatego polecam kontynuować przygodę, powodzenia!! A gdzie byliście na tym rodzinnym wyjeździe?

      Usuń
    2. W Czeskiej Szwajcarii śladami "Opowieści z Narnii" i w Harzu po więcej bajkowego klimatu :)

      Usuń
  6. Dziękuję bardzo za ciekawy pomysł na wakacje z dziećmi :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pola, a jak jest teraz z dzikimi psami ? Pamiętam biegające po miastach psie watahy, które były groźne i których bardzo się bałam, Czy takie psy są nadal widoczne w przestrzeni publicznej ?

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!