poniedziałek, 28 kwietnia 2014

chaos dwudzieciowy



No dobra. Lekko nie jest...

Dzieciaki się zgrywają. Nie w sensie zgrywy (chociaż, kto wie?), tylko zgrania w czasie. Jak jest dobrze, to po całości - Młodsza Młodzież sobie śpi lub patrzy, a Starsza układa puzzle lub jeździ samochodzikami. A ja nawet mogę ogarnąć siebie lub dom, a nawet czasem siąść do komputera lub dyskretnie poczytać (Pratchett na zmianę z Tracy Hogg, na ambitniejsze lektury przyjdzie czas)

Ale gdy któreś wymaga uwagi, drugie natychmiast wymaga jej bardziej. A ja wyrwana z błogostanu decyduję w pędzie czy najpierw masować bolący brzuszek noworodka czy całować stłuczone kolano starszaka; czy wycierać ulane mleko, czy wylaną zupkę; czy wyciszać potrzebującą snu córkę, czy czytać książeczkę potrzebującemu bliskości zazdrosnemu synkowi...

Opanowuję jednoczesne przytulanie obydwojga, znoszenie ich z czwartego piętra, naprzemienne ubieranie przy wychodzeniu na spacer (żeby żadne się nie zgrzało - a potem okazuje się, że sobie zapomniałam zapiąć bluzki), doglądanie posiedzenia na nocniku i zmianę pieluchy (bo i w tym temacie jakaś symultaniczność...), czy równoczesne karmienie piersią i owsianką.

Ale rosną. Codziennie o jeden dzień starsze, mądrzejsze. W weekend stuknęły im trzy tygodnie i dwa lata. Coraz bliżej do osiemnastki...


Lekko nie jest, to szczęście rodzinne wagi ciężkiej.


Przy okazji... W ramach zabaw językowych (trochę dla synka, trochę dla siebie - by uniknąć umysłowego rozmamłania), postanowiłam wskrzesić mój drugi blog - Rymowalnię. Serdecznie zapraszam, zwłaszcza Mamy, będzie mi bardzo miło, gdy zajrzycie!

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

tout doux, tout doux, tout doucement


Mogę już chyba oficjalnie stwierdzić to, co stwierdzają pewnie wszystkie mamy więcej niż jednego dziecka... Jest INTENSYWNIE. Przyznam, że z pewną nostalgią wspominam czas z przed dwóch lat, gdy dwa tygodnie po porodzie koncentrowałam się tylko na (pojedynczym) dziecku i powracaniu do formy.
Teraz do formy wróciłam znacznie szybciej, trochę mimochodem (nie miałam wyjścia, a i sam poród we francuskich warunkach wspominam znacznie lepiej), uczę się koncentrować na  noworodku i dwulatku jednocześnie, a prawdziwe wyzwania się dopiero zaczynają. Przez ostatni tydzień byli u nas rodzice, którzy pomagali ogarnąć takie tematy jak spacery (czwarte piętro bez windy), gotowanie, czy pocieszanie połowy płaczącego, żądnego mamy duetu.

Jestem dobrej myśli, Mała jest bardzo pogodnym dzieckiem, a starszy brat po początkowym wybujałym entuzjazmie i nieposkromionych emocjach, zaczyna się do siostry przyzwyczajać. Zobaczymy, jak sprawdzą się moje optymistyczne wizje spędzania miłych przedpołudni w parku, na rowerze (królewska przyczepka jest dwuosobowa!), czy nad rzeką.

A tymczasem korzystamy z wielkanocnych wolnych dni na rodzinne spacery po przepięknym lyońskim starym mieście.













niedziela, 13 kwietnia 2014

Feel the warmth beside you


Córa skończyła tydzień, pogoda piękna, więc wybraliśmy się na trochę dłuższy spacer i pierwszy piknik w nowym składzie.
Całkiem się udało, jedni smacznie spali, inni z zapałem szukali biedronek, ładowali patyki do traktora i dmuchali dmuchawce, a pozostali z lubością zalegli na kocu, wystawiając twarze do słońca i przysypiając z lekka.

Zupełnie w sumie zwyczajny czas, spędzony w arcybanalny sposób, ot, słońce, świeże powietrze i piknik z rodziną. Znowu wychodzi na to, że szczęście jest zwykłe i banalne.