To chyba magia ekwinokcjum. Albo, bardziej prozaicznie, sezonowe porządki. Zaczęte pod koniec września chowanie sandałów i szortów, wyjmowanie swetrów i szalików. U mnie zawsze się to wiąże z wielkim wyrzucaniem. Z końcem sezonu i początkiem nowego, czuję sie przytłoczona materialnością. Nadmiar rzeczy. Przerost przedmiotów. Można się zagubić, wśród kolejnych bluzek i butów, cudownych kremów i balsamów, uroczych pamiątek i ślicznych kurzołapów, sezonowych "must have'ów", absolutnie-niezbędnej-do-rozwoju grzechotki. Robi się jakoś duszno, ciężko złapać oddech i równowagę goniąc za kolejnymi zakupami, tonąc w przedmiotach.
A jak już się zacznie wyrzucać, dopiero widać, ile posiadamy i jak bardzo tego nie potrzebujemy.
W nablizszych miesiącach czeka nas wielkie wyrzucanie. I dobrze. Mam jeszcze nadzieję, że uda nam się nie zapełnić powstałej przestrzeni (życiowej)
Tym, którzy nie widzieli, szczerze polecam dokument "Śmietnisko". Opowiada on o ludziach segregujących odpady i o sztuce, jaka rodzi się z współpracy z nimi. I nieco z boku pokazane jest niewyobrażalnie wielkie wysypisko, "Jardim Gramacho" (na które dziennie wyrzucane jest 7000 ton odpadów). Dobrze jest mieć świadomość istnienia takich miejsc podczas kolejnych zakupów...
"Doceń fakt
posiadania niewielu rzeczy. Nikt nigdy nie zbierze wszystkich muszli
morskich. A ile w nich piękna, gdy jest ich zaledwie kilka!"