środa, 6 marca 2013

breathe me


Uwielbiam ten moment w roku, kiedy świat rozmarza zaczyna pachnieć...
Skostniała dotychczas energia zaczyna krążyć, zaczyna chcieć się chcieć.

Przedwiośnie dla mnie pachnie rzeżuchą i mokrą ziemią. (uwielbiam rzeżuchę i teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wysiewać ją przez cały rok. Ale jaki urok miałaby rzeżucha w listopadzie?). Cudownie jest usiąść na ławce, wystawić twarz do słońca łapiąc pierwsze piegi oddychać tym pełnym życia, aromatycznym powietrzem.
Kolorów jeszcze nie za wiele, ale światło już inne i nawet ta szara, pozimowa trawa jest piękna.

Pięknie będzie już niedługo. Spacerujemy i jeździmy rowerami po cudownym parku, czekamy na dłuższą wycieczkę. Juz cieszą te wypady, wycieczki, pikniki (ach Francuzi i ich piknikowanie... To temat na oddzielny post).






ps. Przyznaję się do małego oszustwa. To są zdjęcia z naszego poprzedniego pobytu w Lyonie, pięć lat temu, o tej samej porze roku. Aktualnych zdjęć brak, bo ładowarka od aparatu gdzieś zaginęła w zawierusze przeprowadzek.

niedziela, 24 lutego 2013

Bonjour la France


I oto jesteśmy. Po trwającej całą wieczność podróży, jesteśmy. Wywłóczyliśmy znowu to biedne dziecko gdzieś w świat i mościmy się w kraju biurokracji, pikników i wina. Oswajamy francuską specyfikę (np zakładanie konta bankowego przez dwie godziny), zachwycamy się jedzeniem, komunikacją miejską i miastem jako takim (Lyon). Spędzimy tu trochę czasu, żeby zdążyć się przyzwyczaić, najeść i nazachwycać...

Jak to mówią, jedyną stałą w życiu jest zmiana. I dobrze.











poniedziałek, 21 stycznia 2013

Złota słońca głowa śni o zimy srebrzystym aniele


Ostatnio jest szaro i mokro. Śniegodeszcz, chlapa i senność. Szybkie spacerki odbywamy z najwyższą niechęcią. Przemykamy chyłkiem po osiedlu. Często przy okazji wypadku do warzywniaka, czy biblioteki.

Tym bardziej cieszy każdy słoneczny dzień. Taki oświetlony mróz jest przyjemny, ożywiający. Robi się lepiej, wraca zmrożona energia. Zaczyna się chcieć.
A jeszcze przyjemniej, gdy taki dzień wypada w niedzielę. Spacer wtedy jest dłuższy, bo w ciepłych objęciach...


  











poniedziałek, 7 stycznia 2013

One day like this

Stary i nowy rok balansowały sobie w przedziwnej równowadze, w zawieszeniu jakimś...

Uwielbiam stwierdzać upływanie kolejnych lat w górach. Może dlatego, że czas tam płynie zupełnie inaczej. Wolniej i gęściej. Jak miód.

Światło sączy się po mgłach, kołysane zimnym wiatrem. Delikatnie ślizga wśród drzew, tańczy na śniegu. Góry stoją statecznie - w Beskidach jest sam spokój, te góry przypominają trochę starego kocura grzejącego się na słońcu. Cudowne na spacery na skraju roku. Na niespieszne podsumowania, na plany, marzenia, rozmyślania - z kojącym akompaniamentem kroków. Na rozmowy - jakieś trochę inne niż tam w dole. Na oddychanie pełną piersią. 

Jest dobrze. Wszystko się układa i odpowiednio wartościuje.
Warto jeździć w góry.
















wtorek, 25 grudnia 2012

Dobrych Świąt



" Dopuść w sobie nadprzyrodzoność,
aby odnowić codzienność.
Dopuść światło prowadzenia,
aby być wolnym od zamętu.
Dopuść wdzięczność,
aby mógł odejść smutek.
Bądź jak Bóg - stań się człowiekiem."


 

poniedziałek, 17 grudnia 2012

let's play...


Od paru lat, jesienią i zimą, połowę naszego stołu w kuchni zajmuje częściowo rozłożona gra. Nie ma sensu jej chować do pudełka, skoro za parę dni byśmy wyciągali ją ponownie.
Uprzedzano nas, że pasja pójdzie w odstawkę, gdy tylko pojawi się Mały Człowiek (zresztą, o wielu rzeczach nas uprzedzano...). Na szczęście tak się nie stało. Gdy młodzież śpi, budzą się pasje...

Gry planszowe to coś więcej niż Chińczyk, czy Monopoly. Znacznie więcej.
Estetyczne wykonanie, rewelacyjne pomysły, często wpływ historii czy literatury, aluzje do rzeczywistości, dopracowane szczegóły, przemyślane nawet drobne niuanse...
Po krótkiej ( i intensywnej) fascynacji tryktrakiem, weszliśmy głębiej - w świat gier logicznych, strategicznych, ekonomicznych... Pochłaniających całe wieczory, a czasem i część nocy. (zasypia się potem z kartami i pionkami przesuwającymi się przed oczami). Wspaniały sposób na wieczór we dwoje, albo na imprezę ( IPNowska "Kolejka"! Ach te "Przepychanki kolejkowe"). Nektar dla wyobraźni. Cudowne emocje. Do tego, po takiej rozgrywce, pojawia się uczucie cudowne wymasowanego mózgu, zwłaszcza tych obszarów standardowo nie używanych ( zbroić się, czy rozwijać kulturę? jaka technologia pozwoli nam na skuteczny atak za czas jakiś?...).

Czekając na kuriera, szczerze polecam. 





środa, 28 listopada 2012

wieczorowa pora bez telewizora...


Nie mamy telewizora w domu.
Telewizor nam się nie komponuje. Przestrzennie - w sensie przestrzeni domowej i życiowej. Bez telewizora wieczory mają lepszą jakość. Są jakieś. To my wypełniamy czas, a nie stoimy (czy siedzimy) z boku oglądając szklany ekran. (czy tam plazmowy). Decydujemy o tym, jak wieczór, czy popołudnie będzie wyglądać. A do tego nie irytują nas reklamy, poziom programów rozrywkowych,  poziom języka itd.
Nie chodzi tu o jakąś krucjatę przeciwko telewizji. Na pewno czasem pojawiają się programy/filmy na poziomie. Nie jest tak, że nasze wieczory są zawsze ambitnie zaplanowane i wykorzystane co do minuty na pożyteczności. Nie. Wcale niekoniecznie robimy coś konkretnego. Ale bez telewizora zyskujemy mnóstwo czasu na przyjemności.
Można rozmawiać. Dużo.
Można czytać.
Można jeść, smakować, delektować się (a nie pochłaniać bez patrzenia nawet)
Można słuchać muzyki. Albo audiobooka.
Można się położyć na dywanie, zamknąć oczy i pooddychać trochę.

Można rozwiązywać krzyżówki, układać rymowanki albo puzzle.
Pomalować paznokcie. Pić grzańca z cynamonem utartym w moździerzu. Oglądać zdjęcia. Planować podróże. Smyrać się po głowie. Upiec chleb. Robić łańcuch na choinkę albo żurawia origami. Tańczyć.
Grać na gitarze.
Albo w planszówy...Ale o tym następnym razem.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Rozełkała się jesień łzami dżdżu mętnemi




"I oto nadeszła pora
czerniawa traw zżętych
pozostał za nami
kosmos jesienny"

Poranki niepostrzeżenie zmieniają się w wieczory.
Jest sennie. Szaro i mgliście. Wrony fruną z godnością nad rżyskiem.
Mimo to spacerujemy. Odkrywamy nieoczywiste piękno listopada (jedni muszą się mocno natrudzić przy tym odkrywaniu, dla innych każdy trzęsący się na wietrze listek jest fascynujący i wspaniały).

Wdychamy zimne i wilgotne powietrze, nasycone dymem z kominów.

Wracamy na cudowne domowe wieczory, umilane grzańcem i ciepłą szarlotką.






 

wtorek, 23 października 2012

mniej mieć bardziej być



To chyba magia ekwinokcjum. Albo, bardziej prozaicznie, sezonowe porządki. Zaczęte pod koniec września chowanie sandałów i szortów, wyjmowanie swetrów i szalików. U mnie zawsze się to wiąże z wielkim wyrzucaniem. Z końcem sezonu i początkiem nowego, czuję sie przytłoczona materialnością. Nadmiar rzeczy. Przerost przedmiotów. Można się zagubić, wśród kolejnych bluzek i butów, cudownych kremów i balsamów, uroczych pamiątek i ślicznych kurzołapów, sezonowych "must have'ów", absolutnie-niezbędnej-do-rozwoju grzechotki. Robi się jakoś duszno, ciężko złapać oddech i równowagę goniąc za kolejnymi zakupami, tonąc w przedmiotach.

A jak już się zacznie wyrzucać, dopiero widać, ile posiadamy i jak bardzo tego nie potrzebujemy.

W nablizszych miesiącach czeka nas wielkie wyrzucanie. I dobrze. Mam jeszcze nadzieję, że uda nam się nie zapełnić powstałej przestrzeni (życiowej)

Tym, którzy nie widzieli, szczerze polecam dokument "Śmietnisko". Opowiada on o ludziach segregujących odpady i o sztuce, jaka rodzi się z współpracy z nimi. I nieco z boku pokazane jest niewyobrażalnie wielkie wysypisko, "Jardim Gramacho" (na które dziennie wyrzucane jest 7000 ton odpadów). Dobrze jest mieć świadomość istnienia takich miejsc podczas kolejnych zakupów...




"Doceń fakt posiadania niewielu rzeczy. Nikt nigdy nie zbierze wszystkich muszli morskich. A ile w nich piękna, gdy jest ich zaledwie kilka!"