No to Odpoczywam. Od trzech tygodni w (wymuszonej) pozycji horyzontalnej zajmuję się głównie słuchaniem jazzu, oddychaniem i czytaniem. Marzę o wyjściu potańczyć do kina, na spacer, na koncert, nawet o głupim odkurzaniu, myciu łazienki, czy zrobieniu zakupów. Od czasu do czasu migruję z sofy na hamak i z hamaka na łóżko. Otwieram okna. Staram się chronić umysł przed totalnym marazmem, obłożyłam się więc łamigłówkami, nauką języków i sudoku. Zaczęłam robić na drutach.
I trochę się w tym intensywnym odpoczynku odnalazłam. Każdą chwilę w ciszy i w muzyce celebruję, przyglądam się jej uważnie, i odkładam jak słoik dżemu do spiżarni - na inne czasy, by mieć się czym wzmacniać, gdy zajęć będzie aż nadto. W gruncie rzeczy to jedyny taki czas, kiedy bezczynność jest tak pożyteczna, więc leżę sobie wsłuchując się w obydwa serca .