Pokazywanie postów oznaczonych etykietą domowo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą domowo. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 17 grudnia 2012

let's play...


Od paru lat, jesienią i zimą, połowę naszego stołu w kuchni zajmuje częściowo rozłożona gra. Nie ma sensu jej chować do pudełka, skoro za parę dni byśmy wyciągali ją ponownie.
Uprzedzano nas, że pasja pójdzie w odstawkę, gdy tylko pojawi się Mały Człowiek (zresztą, o wielu rzeczach nas uprzedzano...). Na szczęście tak się nie stało. Gdy młodzież śpi, budzą się pasje...

Gry planszowe to coś więcej niż Chińczyk, czy Monopoly. Znacznie więcej.
Estetyczne wykonanie, rewelacyjne pomysły, często wpływ historii czy literatury, aluzje do rzeczywistości, dopracowane szczegóły, przemyślane nawet drobne niuanse...
Po krótkiej ( i intensywnej) fascynacji tryktrakiem, weszliśmy głębiej - w świat gier logicznych, strategicznych, ekonomicznych... Pochłaniających całe wieczory, a czasem i część nocy. (zasypia się potem z kartami i pionkami przesuwającymi się przed oczami). Wspaniały sposób na wieczór we dwoje, albo na imprezę ( IPNowska "Kolejka"! Ach te "Przepychanki kolejkowe"). Nektar dla wyobraźni. Cudowne emocje. Do tego, po takiej rozgrywce, pojawia się uczucie cudowne wymasowanego mózgu, zwłaszcza tych obszarów standardowo nie używanych ( zbroić się, czy rozwijać kulturę? jaka technologia pozwoli nam na skuteczny atak za czas jakiś?...).

Czekając na kuriera, szczerze polecam. 





środa, 28 listopada 2012

wieczorowa pora bez telewizora...


Nie mamy telewizora w domu.
Telewizor nam się nie komponuje. Przestrzennie - w sensie przestrzeni domowej i życiowej. Bez telewizora wieczory mają lepszą jakość. Są jakieś. To my wypełniamy czas, a nie stoimy (czy siedzimy) z boku oglądając szklany ekran. (czy tam plazmowy). Decydujemy o tym, jak wieczór, czy popołudnie będzie wyglądać. A do tego nie irytują nas reklamy, poziom programów rozrywkowych,  poziom języka itd.
Nie chodzi tu o jakąś krucjatę przeciwko telewizji. Na pewno czasem pojawiają się programy/filmy na poziomie. Nie jest tak, że nasze wieczory są zawsze ambitnie zaplanowane i wykorzystane co do minuty na pożyteczności. Nie. Wcale niekoniecznie robimy coś konkretnego. Ale bez telewizora zyskujemy mnóstwo czasu na przyjemności.
Można rozmawiać. Dużo.
Można czytać.
Można jeść, smakować, delektować się (a nie pochłaniać bez patrzenia nawet)
Można słuchać muzyki. Albo audiobooka.
Można się położyć na dywanie, zamknąć oczy i pooddychać trochę.

Można rozwiązywać krzyżówki, układać rymowanki albo puzzle.
Pomalować paznokcie. Pić grzańca z cynamonem utartym w moździerzu. Oglądać zdjęcia. Planować podróże. Smyrać się po głowie. Upiec chleb. Robić łańcuch na choinkę albo żurawia origami. Tańczyć.
Grać na gitarze.
Albo w planszówy...Ale o tym następnym razem.

czwartek, 10 listopada 2011

kawa przyprawowa

 Wraz z łysymi drzewami nastały długie wieczory, idealne do spędzania ich pod kocem, z kubkiem herbaty z lipa i miodem. I z książką.
Chłonę ostatnio niezwykły świat Diuny, stworzony przez Franka Herberta i, wstyd się przyznać, odkrywany przez mnie dopiero teraz. Potężna saga opowiadająca historię pustynnej planety, źródła Przyprawy - najcenniejszej substancji we wszechświecie. Co ciekawe, opowieść science-fiction, powstała w latach 60tych ubiegłego wieku, zupełnie nie "trąci myszką", jak inne historie tego gatunku napisane kilkadziesiąt lat temu.
Saga pochłania totalnie, nie daje odetchnąć, nurkuje się w nią w całości, z głową, niemal na bezdechu. Jestem zaintrygowana Bene Gesserit, delektuję się każdym łykiem wody, śnię o lataniu ornitopterem.
 Vangelis - Memories Of Green
I piję kawę przyprawową. Trzykrotnie parzoną w tygielku, mocną i aromatyczną cynamonem, goździkami, kardamonem i imbirem.


 



środa, 9 marca 2011

and when the night comes

Ciągle jeszcze zima.A ja chora, ale nie na tyle, żeby z czystym sumieniem położyć się chorować do łóżka. Za to wystarczająco, by mieć ochotę tylko na to.

Dobrze, że chociaż są wieczory. Wieczorami popijamy herbatę z wiśniówką przykryci ciepłym kocem i mruczącym kotem. Sting z czarnej płyty i kominek. Dobrze, że są wieczory.










poniedziałek, 10 stycznia 2011

keep walking



i oto nastał kolejny rok. Dla mnie zapowiada się trochę przełomowo i szczęśliwie. (czyli generalnie jak każdy). Mam głowę pełną marzeń, planów i projektów.

Może to trochę naiwny zwyczaj, ale lubię te podsumowania, wyciąganie wniosków, zapisywanie postanowień, snucie planów - konkretnych, mglistych, abstrakcyjnych. Lubię szukać w tym czasie inspiracji, oglądać, czytać, zapisywać. Lubię też wracać do tych zapisków w ciągu roku, obserwować zmiany, wykreślać zrealizowane pozycje, frustrować się i motywować przy tych niezrealizowanych (i chyba już nierealizowalnych niestety - jak moje doroczne wieloletnie postanowienie - szpagat turecki).

A tymczasem spędzam chwilę w domu, co mnie cieszy niezmiernie wobec nieprzyjaznej, szaro-deszczowej aury.








piątek, 3 września 2010

"Avec le temps tout s'en va..."




Ostatnie deszczowe dni pozwoliły uspokoić trochę moja rozbawioną imprezami plenerowymi osobę (w Lublinie ostatnio poza Jarmarkiem Jagiellońskim odbywał się fantastyczny Carnaval Sztukmistrzów) Wróciłam do domu by celebrować codzienność. Pić grzańca, grać w gry planszowe, delektować się jedzeniem i miłym towarzystwem, siedzieć pod kocem z książką. Milczeć, rozmawiać o niczym, rozmawiać o Najważniejszościach. Słuchać muzyki z zamkniętymi oczami. Być, trwać, żyć.