wtorek, 13 maja 2014

a night at the opera

 źródło

"W zasadzie są dwa rodzaje oper. Są takie ciężkie, poważne opery, gdzie ludzie śpiewają po zagranicznemu i to idzie tak: "och, och, och, umieram, och, och, och, to właśnie robię". I masz takie lekkie, weselsze opery, gdzie śpiewają po zagranicznemu i to idzie tak: "piwo! piwo! piwo! piwo! kocham pić dużo piwa!"(...) I to w zasadzie cała opera, tak po prawdzie"." T. Pratchett Maskarada

Ostatnio wybraliśmy się na dzień otwarty do Opery Lyońskiej. Przyznam, że zrobiła na mnie wrażenie, zwłaszcza sala baletowa usytuowana pod samą kopułą, ze wspaniałym widokiem. Kulisy produkcji spektakli, i kulisy jako takie. I ten labirynt korytarzy, wąskie schody, charakterystyczny zapach... Zatęskniłam.



Widok z kopuły. Dziesięć pięter w górę (z dwulatkiem na rękach...) Tutaj znajduje się baletowa sala ćwiczeń. Przyjemne miejsce do pracy...



Niektóre kostiumy



...i rekwizyty


projekt scenografii
  
 


sobota, 10 maja 2014

rowerowo


Młodsza młodzież skończyła miesiąc. Okrzepliśmy trochę, oswoiliśmy się wszyscy z nową sytuacją i ruszyliśmy na rowery.

Dzień był słoneczny i ciepły, pachniał czarny bez,a w ogromnym parku na przedmieściach Lyonu było zadziwiająco pusto. Dlatego zupełnie spokojnie rozłożyliśmy obfitość naszych bambetli, koce, bagietki, traktory i piłki. Rozwiesiliśmy slackline. Osłoniliśmy przyczepkę, żeby nie zakłócać Snu. I czas mijał nam na rozmowach, jedzeniu, spaniu, popijaniu cydru/mleka/wody, leżeniu i patrzeniu w chmury, przesypywaniu piachu do traktorka i szukaniu biedronek, chodzeniu po slacku, i innych miłych czynnościach lub bezczynnościach.















poniedziałek, 28 kwietnia 2014

chaos dwudzieciowy



No dobra. Lekko nie jest...

Dzieciaki się zgrywają. Nie w sensie zgrywy (chociaż, kto wie?), tylko zgrania w czasie. Jak jest dobrze, to po całości - Młodsza Młodzież sobie śpi lub patrzy, a Starsza układa puzzle lub jeździ samochodzikami. A ja nawet mogę ogarnąć siebie lub dom, a nawet czasem siąść do komputera lub dyskretnie poczytać (Pratchett na zmianę z Tracy Hogg, na ambitniejsze lektury przyjdzie czas)

Ale gdy któreś wymaga uwagi, drugie natychmiast wymaga jej bardziej. A ja wyrwana z błogostanu decyduję w pędzie czy najpierw masować bolący brzuszek noworodka czy całować stłuczone kolano starszaka; czy wycierać ulane mleko, czy wylaną zupkę; czy wyciszać potrzebującą snu córkę, czy czytać książeczkę potrzebującemu bliskości zazdrosnemu synkowi...

Opanowuję jednoczesne przytulanie obydwojga, znoszenie ich z czwartego piętra, naprzemienne ubieranie przy wychodzeniu na spacer (żeby żadne się nie zgrzało - a potem okazuje się, że sobie zapomniałam zapiąć bluzki), doglądanie posiedzenia na nocniku i zmianę pieluchy (bo i w tym temacie jakaś symultaniczność...), czy równoczesne karmienie piersią i owsianką.

Ale rosną. Codziennie o jeden dzień starsze, mądrzejsze. W weekend stuknęły im trzy tygodnie i dwa lata. Coraz bliżej do osiemnastki...


Lekko nie jest, to szczęście rodzinne wagi ciężkiej.


Przy okazji... W ramach zabaw językowych (trochę dla synka, trochę dla siebie - by uniknąć umysłowego rozmamłania), postanowiłam wskrzesić mój drugi blog - Rymowalnię. Serdecznie zapraszam, zwłaszcza Mamy, będzie mi bardzo miło, gdy zajrzycie!

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

tout doux, tout doux, tout doucement


Mogę już chyba oficjalnie stwierdzić to, co stwierdzają pewnie wszystkie mamy więcej niż jednego dziecka... Jest INTENSYWNIE. Przyznam, że z pewną nostalgią wspominam czas z przed dwóch lat, gdy dwa tygodnie po porodzie koncentrowałam się tylko na (pojedynczym) dziecku i powracaniu do formy.
Teraz do formy wróciłam znacznie szybciej, trochę mimochodem (nie miałam wyjścia, a i sam poród we francuskich warunkach wspominam znacznie lepiej), uczę się koncentrować na  noworodku i dwulatku jednocześnie, a prawdziwe wyzwania się dopiero zaczynają. Przez ostatni tydzień byli u nas rodzice, którzy pomagali ogarnąć takie tematy jak spacery (czwarte piętro bez windy), gotowanie, czy pocieszanie połowy płaczącego, żądnego mamy duetu.

Jestem dobrej myśli, Mała jest bardzo pogodnym dzieckiem, a starszy brat po początkowym wybujałym entuzjazmie i nieposkromionych emocjach, zaczyna się do siostry przyzwyczajać. Zobaczymy, jak sprawdzą się moje optymistyczne wizje spędzania miłych przedpołudni w parku, na rowerze (królewska przyczepka jest dwuosobowa!), czy nad rzeką.

A tymczasem korzystamy z wielkanocnych wolnych dni na rodzinne spacery po przepięknym lyońskim starym mieście.













niedziela, 13 kwietnia 2014

Feel the warmth beside you


Córa skończyła tydzień, pogoda piękna, więc wybraliśmy się na trochę dłuższy spacer i pierwszy piknik w nowym składzie.
Całkiem się udało, jedni smacznie spali, inni z zapałem szukali biedronek, ładowali patyki do traktora i dmuchali dmuchawce, a pozostali z lubością zalegli na kocu, wystawiając twarze do słońca i przysypiając z lekka.

Zupełnie w sumie zwyczajny czas, spędzony w arcybanalny sposób, ot, słońce, świeże powietrze i piknik z rodziną. Znowu wychodzi na to, że szczęście jest zwykłe i banalne.

 


 

 


poniedziałek, 24 marca 2014

any day now

 

Jeszcze jedna wycieczka przed Zmianami.

Zaopatrzyliśmy się ostatnio w świetny przewodnik po okolicach Lyonu. Okazuje się, że z każdej strony są jakieś piękne miejsca do przemierzenia, zobaczenia. Tym razem udaliśmy się na wschód - w piękny, pagórzasty, malowniczy region Monts du Lyonnais. Pochodziliśmy, pooddychaliśmy lepszym powietrzem (w Lyonie wtedy stan pogotowia w związku z zanieczyszczeniem powietrza, zupełna nowość dla mnie, szczęśliwego mieszkańca czystego wschodu Polski), na górze z pieknym widokiem zjedliśmy ciacho bananowe.