sobota, 28 maja 2022

kroplówka z majem

 Wyglądam przez nasze wielkie, upaćkane małymi rączkami okno. Gniazdo srok, które obserwowaliśmy od listopada na wierzbie, ukryło się wśród soczyście zielonych listków. Gdy wyjdzie się na balkon okoliczne kosy dają taki koncert, że wydaje się że mają jakiś głośnik.

Każde odprowadzanie dzieciaków do szkoły i przedszkola staje się cudownym spacerem po rajskim ogrodzie.

 Wychodzę na wieczorna przechadzkę, a świat pachnie beztroską. Trochę placem zabaw i graniem w gumę lub podchody na osiedlu. A trochę juwenaliami i studenckimi wagarami z piwkiem gdzieś na trawie.

Parogodzinna wycieczka w podkazimierskich wąwozach robi efekt niemal jak wakacje. Łazimy po tym pachnącym świecie, robimy zdjęcia kwiatków, a potem zalegamy na długo pod wielką, kwitnącą gruszą.

Gdy maj wtłacza się wszystkimi porami przez skórę, gdy wdycham go każdym oddechem, wszystko zyskuje trochę inny wymiar. 

Pogoda zmienia się jak nastrój u nastolatka, gwałtowne deszcze, ostre porywy wiatru, nagłe mocne słońce, obłędna tęcza.

Po deszczu, chodniki wyścielone kwiatami topoli, mokre szpaki wracają do wydziobywania dżdżownic z ziemi, można zaobserwować jak latają do jednego miejsca na drzewie, w gniazdku, dobrze schowanym za liśćmi już czekają pisklaki.

Jemy szparagi, szczaw i szpinak.









Kończy się ten maj. Zaraz wakacje. Wilczek pojedzie na swój pierwszy obóz. Sandały za małe, spodnie za krótkie.

Pisałam kiedyś o tym , że w lecie przemijanie jest jakoś zachwycające.

Ale ostatnio za szybko jednak to przemijanie.

Ściska mnie w sercu, gdy wtula się we mnie Pirat, tymi ciągle jeszcze małymi łapkami przedszkolaka. Ale ściska inaczej, gdy wtula się Iskra, lub Wilczek, długimi, chudymi ramionami, które za chwile wydłużą się jeszcze bardziej. 

Gdy widzę jak moje najmłodsze dziecko wsiada na rower i zasuwa tak, że nie mogę za nim nadążyć, odczuwam trochę ulgę, a trochę nostalgię, że już nie mam żadnego dziecka do targania w chuście albo pchania wózka. Wiecie, mam w sobie jakiś rodzaj żałoby za dziećmi, których już nie urodzę.

Czas mi ucieka, coś za szybko.

Ale wiem jedno, na zatrzymanie czasu najlepiej działa bycie w teraźniejszości. Postanowienie na najbliższe soczyste miesiące mam takie, żeby się tak zakotwiczać jak najwięcej. Gapić się na przekwitające bzy i rozkwitające piwonie, słuchać buczenia pszczół w kwiecistym drzewie, jeść truskawki z zamkniętymi oczami.

8 komentarzy:

  1. ,,...mam w sobie jakiś rodzaj żałoby za dziećmi, których już nie urodzę.".... no i .. nakapałam sobie do kawy słonych łez!!! Moje dziewczyny to już mininastolatki... umykają z dzieciństwa w zastraszającym tempie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak Ty to zawsze ładnie wszystko nazwiesz i uporządkujesz człowiekowi w głowie :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdjęcie rozwijającej się paproci w zawilcach piękne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki! paproć w ogóle jest wdzięcznym motywem:)

      Usuń
  4. Odpoczęłam... i powspominałam.. Mój syn jeszcze niedawno przybiegał się przytulić, opatrywałam pożdzierane kolana.. A teraz chłop! 23 lata! Za szybko ten czas leci..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, za szybko! Ja próbuję się nasycać teraz, póki mogę:)

      Usuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!