piątek, 10 lipca 2020

o bliskości w trudnych czasach


Jest dziwnie ciągle

3 miesiące później jest ciągle dziwnie, ale wszyscy do tego trochę przywykliśmy. Dzieciaki odruchowo wyciągają rączki do psiukania odkażaczem, normą jest naciskanie guzików przy światłach łokciem i otwieranie drzwi nogą.
Trochę przywykliśmy, ale trochę też mamy dość.
Ciągle razem, ciągle rodzinnie, co bywa zarówno wspaniałe jak i koszmarnie męczące.


Podobno w niepewnych sytuacjach dobrze jest okopać się rytuałami, zabezpieczyć przewidywalnością, otulić normalnością. Na pewno tak jest.
Dlatego dzień zaczynam od szklanki ciepłęj wody i jogi. Dobrego śniadania.

Ale potem dzieci nie chcą się przebrać z piżam, zmienia się pogoda, w pracy wypada coś pilnego. I zaczyna się jazda bez trzymanki.
Bywa fajnie oczywiście, gdy udaje się ten chaos codzienności ogarnąć.
Ale bywa też tak, że awantury pojawiają się równie nagłe jak absurdalne, rozkwitają znienacka jak lipy nocą. Że drobiazg w pracy przestaje być drobiazgiem. Że wczoraj ujarzmiony bajzel, dzisiaj wymyka się spod kontroli. Że dzieciom nie smakuje już ta zupa, którą wczoraj uwielbiały, albo że te skarpety się rolująąąąąąąąąąą mamooooo.
Wiecie. Drobiazgi. Drobiazgi, które z cierpliwością kropli wody drążą (bardzo nadwątloną) skałę mojej cierpliwości.

Bardzo doceniam nasze poczucie bezpieczeństwa. Cieszę się, że lubimy ze sobą ciągle spędzać czas. Cieszę się wycieczkami, mniejszymi i większymi, jeszcze bardziej niż zwykle.
Ale okropnie tęsknię za czasem, kiedy praca nie oznaczała kradnięcia czasu rodzinie, a czas z rodziną nie wywoływał wyrzutów sumienia wobec pracy.

Bliskości miewam bardzo dosyć. Ciągłej i intensywnej, głośnej i ciągle-czegoś-ode mnie-chcącej. Bywa że od bliskości uciekam, na krótki spacer nad rzekę najchętniej. Krótki spacer nad rzeką jest jak szot spokoju i równowagi.
Za bliskością tęsknię. Za bliskością drugiego beztroskiego człowieka na koncercie, za bliskością imprez i kawiarni.
Bliskością się cieszę i napawam, bliskością naszą, chaosiastą i intensywną gdy turlamy się po dywanie, siedzimy przy czytając książki, całujemy stłuczenia i utulamy smutasy. Gdy razem sobie wędrujemy, siedzimy gdzieś wśród natury, jeździmy na rowerach.











cudowny nałóg








W każdym razie, po czterech ostatnich miesiącach refleksję mam taką, że wrzesień ze szkołą, przedszkolem, rytmem, będzie najpiękniejszym miesiącem tego roku.
A tymczasem wakacje. Mam nadzieję, na trochę wakacyjnej beztroski, na odpoczynek bardzo bardzo mam nadzieję. I na normalność. Dlatego, plan na niedzielę jest jasny:)

6 komentarzy:

  1. Ja też czuję się przytłoczona tą bliskością. Dziś jest trudno, trudniej niż zwykle. Dziękuję za ten tekst. Może dzięki niemu nie zjedzą mnie wieczorem wyrzuty sumienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. A u mnie bardziej na odwrót. Zatękniłam za dziewczynkami... po powrocie do pracy pod koniec maja, miałam takie zaległości, że zasuwałam jak mały samochodzik przez 8h. Popołudniami zaś remonty do wieczora (dziewczyny wtedy z babcią, więc prawie ich nie widziałam przez cały dzień). Zdecydowałam się zrezygnować z pracy... (długie dojazdy, kiepska płaca, mobbing), do września odpoczywamy... potem się zobaczy 🙃.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Twoje wpisy,są prawdziwe,aż do bólu.Mnie już to nie dotyczy-całe szczęście mam to za sobą.Życzę błogich,cier-pli-wych,słonecznych wakacji,pełnych fantastycznych przygód i wspomnień.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo prawdziwe...dziekuje

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakie to prawdziwe, te wnerwiające drobiazgi. Wielokrotnie o tym myślałam, wszyscy wkoło nażekają na te swoje dzieciaki. Ja raczej nie. Jest całkiem spoko. I przychodzi czasem taki moment, że czara goryczy się przelała, a w sumie nic takiego się nie stało.
    Panna Lilla

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!