środa, 21 listopada 2018

las jesienny, co na wszystko pomaga

dlaczego warto chodzić do lasu

Październikowe złoto opadło, zmieniło się w zwiędłą szarość, a ponure ciemności zapadają chwilę po południu. Czas, kiedy nogi same prowadzą na kanapę pod kocyk, ale kierujemy je... do lasu. Las jesienią to najlepsza możliwa rzecz. Las jesienią jest lepszy niż sto herbatek pod kocykiem.

Las jesienią działa na wszystko, serio.




Antidotum na smog

W powietrzu snują się romantyczne mgły listopadowe. Klimat jak z Bladerunnera. Szkoda tylko, że ten romantyzm często pochodzi z wysokiego stężenia PM10 i PM2,5. Nawet w Lublinie, na totalnie nieuprzemysłowionym zielonym wschodzie, alerty smogowe zbyt często pokazują czerwone światło. Spacery w mieście mogą czasem zrobić więcej złego niż dobrego. Dlatego szczególnie teraz, jesienią warto chodzić do lasu i pooddychać leśnością, bo to wspaniale wymiata z naszych płuc szkodliwe pyły.


Wzmacnianie odporności

Wdech i wydech, wdech i wydech. A z każdym wdechem masa dobroczynnych olejków eterycznych, fitoncydów (czyli substancji, wydzielanych przez drzewa o działaniu bakterio i grzybobójczym). I siłą rzeczy ruch. Czyli te banalne bazy i podstawy, o których wiedzą wszyscy, konieczne dla budowania odporności, tak oczywiste, że lekceważone.


Ratunek na nadmiar komputera

Zmęczone oczy od ciągłego wpatrywania się w ekran, zmęczone plecy i kark, zmęczona głowa od sieczki informacyjnej i świata wirtualnego. A las, cudowny stymulator sensoryczny, kładzie na te nasze biedne, nadwyrężone oczy, plecy i głowy prawdziwy uspokajający balsam szumu wiatru, zapachu ściółki, widoku kolorowych liści i fraktalowych układów łysiejących gałęzi.


Balsam na skołatane nerwy

A po tygodniu dziecięcej infekcji, gdy człowiek przywalony dzieciakami z glutem, i nerwy poszargane marudami i uszy napuchnięte od nieustannego jęczenia. Gdy mam dosyć wszystkiego, bardzo dosyć, czuję się jak ta mysz w kołowrotku domowo-dzieciowo-pracowym i cholerny Syzyf na górze brudnych ciuchów. I wtedy las mówi, chodźcie do mnie. Idziemy. I pośród kolejnych kroków między drzewami kryzys mija, serio, magicznie mija - mnie, stan przednerwicowy, dzieciakom stan jękoląco awanturujący. W naturze, w lesie, zyskuje się (a przynajmniej ja zyskuję) ten cudowny, zdrowy dystans. Mysz wychodzi z kołowrotka  poleżeć na sianku, Syzyf odstawia głaz i zaczyna podziwiać widoki.





Energizator czyli las jak kawa z czekoladką

I wraca energia, wracają chęci do życia, znika faza "jak mi się nie chce" i wake me up in july".  Nastaje faza "what a wonderful world" oraz "Clap along if you feel like happiness is the truth". Zaczyna się chcieć, zwyczajnie.
Warto chodzić do lasu.


Sama się zachęciłam, jutro po przedszkolu i pracy idziemy do lasu:D

9 komentarzy:

  1. Podpisuję się pod Twoim postem. Nie mam nic do dodania, masz ino rację :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację Paulina, las jest lekarstwem na zło wszelakie :D!!! Bardzo lubimy i praktykujemy tak często, jak tylko się da :)!!!
    Pozdrawiam serdecznie :)!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiedziała tak ! Masz w 100% racje odpalając kompa ... na szczęście po 7,5 km przebieżce po listopadowym lesie bukowym kiedy to po głowie chodziły myśli - jak tu pięknie i jaka w jesień długa tego roku

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam spacert po lesie właśnie jesienią. Bardzo mnie to relaksuje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ruch pozwala nam sie zrelaksować, zapomnieć o troskach i rozjaśnić zmęczony umysł. Spacer w tak pięknych okolicznościach przyrody z pewnością jest bardzo przyjemny i pożyteczny dla naszego zdrowia.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!