sobota, 4 listopada 2017

minimalizm i dzieci


Minimalizm i dzieci, brzmi trochę jak dwa przeciwieństwa, odległe bieguny, prawda?

A jednak czepię się dzisiaj tego tematu, opowiem Wam jak sytuacja wygląda z naszej perspektywy, czyli rodziny z trójką dzieci, w dość dużym mieście na wschodzie Polski.




O moim ogólnym podejściu do minimalizmu już pisałam (tu i tu). Pogląd mam wciąż ten sam, jeśli bym koniecznie miała się etykietować, nazwałabym się raczej esencjalistką niż minimalistką. Nie lubię gromadzić, wszelki nadmiar mnie przytłacza, robię przemyślane i nienadmierne zakupy. A jednocześnie nie liczę posiadanych przedmiotów, nie lubię stawiać sobie limitów, zdarza mi się ulec impulsowi i wolę zamiast na pozbywaniu się rzeczy skupić na tym, co mam.

Jak to się ma do dzieci? Stali czytelnicy myślę znają moje podejście do wychowania, choć nie siedzę w parentingu. Generalnie staramy się otaczać nasze dzieci światem, a nie przedmiotami, staramy się dać im wartości, a nie rzeczy. Takie jest założenie, pisałam o nim tutaj, natomiast z praktyką bywa różnie.
W naszym przypadku muszę powiedzieć, że z filozofią wygrało prawdziwe życie. Filozofia połknęła porażkę z godnością i nawet z prawdziwym życiem się zbratała, koegzystują sobie razem całkiem zgodnie, zobaczcie jak.

Jeszcze przed urodzeniem się Wilczka wychodziłam z założenia, że nie potrzebujemy masy gadżetów z licznych list dziecięcych masthewów dostępnych w internecie. Nasza pierwsza wyprawka była dość skromna, i, jak się okazało, zupełnie wystarczająca. Nie będę Wam tu przedstawiać naszych list, bo każdy ma swoje priorytety, ale przede wszystkim mieliśmy świadomość, że nie trzeba kupować wszystkiego zanim urodzi się dziecko. Bo oczywiście małe dziecko angażuje i później jest mniej czasu i możliwości na snucie się po sklepach, ale za to gdy już dziecko jest na świecie, wiemy najlepiej, czego w danym momencie faktycznie potrzebujemy.

Gdy młody miał 9 miesięcy, wyjechaliśmy do Francji, a przeprowadzka wiązała się z wieloma decyzjami o stanie posiadania i intensywnym jego ograniczaniem. We Francji pojawiło się jeszcze jedno dziecko, jeszcze jedna przeprowadzka, a potem wizja powrotu do Polski i kolejnych przenosin dobytku. Ta tymczasowość i przeprowadzki pomogły w ustatkowaniu naszego "esencjalistycznego" podejścia.

Gdy wróciliśmy do Polski, byłam bardzo zadowolona, że mogę maluchom zorganizować fajną, przyjazną przestrzeń o charakterze "miejsce na wszystko i wszystko na miejscu". Ale wtedy też pojawiły się różne trudności... 
Np. dary losu. Prezenty są fajne oczywiście i darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, ale... przedmioty mnie przerosły i przytłoczyły. Zabawek było zatrzęsienie. Codziennie potykałam się o masy pierdółek z jajek niespodzianek, i błyszczących koszmarków, które dzieci dostawały zewsząd pod byle pretekstem. Było też sporo naprawdę fajnych zabawek, ale było ich zwyczajnie za dużo. A jak zabawek jest za dużo, dzieciaki szybko się rozpraszają i nudzą i niczym nie bawią tak naprawdę.
Do tego dochodzi kwestia ubranek. Używane ciuszki są super i zawsze bardzo się cieszę, gdy dostajemy coś po innych dzieciach, ale potwornie irytuje mnie segregowanie na milion stert: za małe na jedno, ale jeszcze za duże na drugie, na lato, na zimę, do oddania, do sprzedania, do odziedziczenia... I zawsze mi jest głupio, gdy dostajemy coś, co teoretycznie jest dobre, ale zwyczajnie mi się nie podoba, albo nie jest nam potrzebne.
Są jeszcze same dzieci - i ich gust, pasje i wola, objawiające się np maniakalnym zbieraniem kasztanów, płomienną miłością do tandetnego świecącego motylka, fantastyczną zabawą w gotowanie z papierowych wycinanek (i masą ścinków makaronu na podłodze)
Jest to wszystko upierdliwe i serio wystarczy chwila nieuwagi, a dziecięce gadżety namnażają się i opanowują całą przestrzeń w mieszkaniu. A walka z nimi jest zdecydowanie nierówna. Ale walczę!

Przede wszystkim kupujemy bardzo rzadko, są to zakupy przemyślane i z konkretnej okazji lub potrzeby. Wyjątek stanowią książki, dziecięca biblioteczka jest raczej bogata.

Regularnie przeglądam te ich nieszczęsne ciuchy i pozbywam się tych nienoszonych i nie do noszenia w przyszłości przez któreś. Dzieciaki nie mają wiele miejsca na ubrania i ta ograniczona przestrzeń trochę reguluje ilość ich ciuchów (ta sama zasada panuje przy naszych ubraniach) - starszaki mają klasyczną szafę z Ikei (Stuva), a Małe komodę.


Przeglądam też ich pokój pod katem zabawek i niektóre rzeczy (zepsute, zniszczone, paskudne, do niczego nie przydatne) po prostu dyskretnie wyrzucam. Początkowo je chowam - na wypadek, gdyby okazało się, że chcę się pozbyć jakiegoś Ogromnie Ważnego Skarbu, i po jakimś czasie wyrzucam (lub oddaję, w zależności od stanu).

Staram się też wymieniać zabawki na widoku, bo z zabawkami i zabawą działa zasada pareto - przez 80% czasu bawią się 20% zabawek.

I przestrzeń mają zorganizowaną dość logicznie i przyjaźnie dla nich. Nie ma żadnych przepastnych "koszy zabawkowych" i stert pudełek jedno na drugim, które wymagają wywalenia wszystkiego, żeby dostać się do poszukiwanej rzeczy. Są szuflady i półki (i pudełka na klocki), pudełka z puzzlami i grami są ustawione pionowo, nie jedno na drugim, żeby do każdego był dostęp. Nie mogę powiedzieć, że moje dzieci są demonami porządku, ale łatwiej (i efektywniej) jest mi zarządzić: klocki do pudełka, książki na półkę, kredki do puszki, niż rzucić enigmatyczne proszę tu posprzątać.

I tak to wygląda u nas z tym minimalizmem przy nieminimalistycznej rodzinie;)
Leo Babauta i inni ultrasi mogliby w naszym mieszkaniu dostać zawału z tego nadmiaru przedmiotów. Nie uprawiamy też minimalizmu instagramowego, który polega głównie na pokazywaniu pewnej biało - szarej estetyki. Po prostu panujemy nad naszym stanem posiadania.

Jak jest u Was? Próbujecie łączyć minimalizm z dziećmi, uważacie że to walka z wiatrakami i odpuszczacie, a może w ogóle odrzucacie koncepcję minimalizmu?


21 komentarzy:

  1. ja nie kupuje w ogóle zabawek moim pannom, od zawsze.
    Regularnie robię naloty i czystki w zniszczonych
    regularnie też oddajemy "prezenty " z własnych zbiorów jak idziemy do rzadziej odwiedzanych znajomych
    a ostatnio udało mi się namówić dziewczyny na zbiórkę zabawek dla domu dziecka w Polsce- młodsza bardzo się przejęła i oddała bardzo bardzo dużo.
    namawiam też ich na sprzedaż za 1 euro - puzzli, książeczek dla młodszej grupy wiekowej etc
    Starsza zabawek ma już niewiele...

    a ubranka- noszą jedna po drugiej, z młodswej też oddajemy
    niestety niewiele dostajemy, bo starsza jest najstarsza wsród dzieci znajomych ;)

    w ich pokojach w porównaniu do poojów rówieśników panuje ZEN i minimalizm ;) i same zaczynają to dostrzegac , wcale nie z kompleksem że my nie mamy, tylko po co tyle i po co balagan ;)


    ale ja mam dziwna podejscie do wychowania- nie mamy tv, tabletów, komórki u 9 ciolatki , czytujemy ksiązki i raz w tygodniu urządzamy kino - z wielkim ekranem, dzwiękiem przestrzennym , wspólnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, Twój przykład pokazuje, że idziemy dobrą drogą:) Podoba mi się pomysł z tym kinem domowym!!

      Usuń
  2. Niestety nadmiar tylu rzeczy dostępnych na wyciągnięcie ręki a niekoniecznie potrzebnych to chyba zmora naszych czasów. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, kiedyś tego wszystkiego nie było - bez możliwości, ale i bez pokus

      Usuń
  3. Generalnie staramy się otaczać nasze dzieci światem, a nie przedmiotami - arcy ważny kawałek. A cały artykuł winno się puścić do czasopism!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy czasopisma nas słyszą? ;)
      Dzięki Hexe!

      Usuń
  4. Mój syn to minimalista, natomiast córka jest tego przeciwieństwem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też córka chyba bardziej podatna na różne gadżety, chociaż nie jest aż tak radykalnie

      Usuń
  5. Ciekawy wpis. U mnie najwieksze problemy sprawiaja ciuszki po innych dzieciach Nie w rozmiarze i te Po synku do oddania, bo chyba Juz brata sie Nie doczeka. Chowam to jednak wszystko w workach pod lozko i sie Nie graci, ilosc rzeczy jest najgorsza w porzadkowaniu. Monia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, segregowanie ciuszków jest męczące. A do tego jeszcze zmiany sezonowe, i to zastanawianie się, co będzie dobre na kogo na przyszły sezon...;)

      Usuń
  6. Dzieki za poruszenie tego tematu. Z zakupki dla dzieci jest jakas pranoja. Reklamy bombardują. W sklepach jakie z półek. Ja walczę ze sobą, zeby nie kupic tony cudnych ciuszkow i zabawek. Przedmioty nie zastąpią rodzinnego ciepła i milosci / to jest dzieciom najbardziej potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja już dostaję gorączki na myśl o świętach. Trójka dzieci, pełno ciotek, ukochani dziadkowie, każdy coś by chciał przynieść... o ile Dziadków można przekonać do składki na jedną większą rzecz, to niezapowiedziani goście po prostu coś przynoszą. Dla.Każdego.Dziecka. I to jest masakra czasem, naprawdę. Cóż, musimy z tym żyć :)
    Mam jeden dobry sposób na to, ale to Ci na priv kiedyś napiszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wszyscy, co "po drodze spotkali Mikołaja" ;)
      Z drugiej strony trudno im się dziwić, i w gruncie rzeczy to jest bardzo miłe, że ktoś pomyślał, ale jak widzę kolejną maskotkę...
      Zaintrygowałaś mnie tym tajnym sposobem:)

      Usuń
  8. Bardzo praktyczne podejście i sprawdza się świetnie kiedy ma się rodzinę. Staram się podobnie organizować przestrzeń własną i dziecka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bo ma być praktycznie, żeby było po prostu wygodnie:)

      Usuń
  9. Jestem ciekawa jak to będzie u nas. Mam skłonność do gromadzenia przedmiotów, ale takich które mi się podobają i nawet w stanie bałaganu wyglądają ze sobą całkiem nieźle;) Nie mogę za to znieść bałaganu z rzeczy nieestetycznych, przeraża mnie wizja rozrzuconych wszędzie zabawek, kolorowego plastiku i krzykliwych tekstyliów. Plan jest oczywiście taki aby przy maluchu utrzymać stan estetyczności poszczególnych elementów wyposażenia domu i garderob;) Aczkolwiek problem może być w tych darach losu o których pisałaś. Już zostało zapowiedziane rodzinie, że świeżaki ani inne zbierające kurz pluszaki do naszego domu wstępu nie dostaną;) ale nie wiem jak wyjdzie stawianie oporu w praktyce;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam dwie córki w wieku wczesnoszkolnym i niestety , ale toniemy w zabawkach i ubrankach. Obie zbieraja wszystko, na póxniej, bo się przyda, bo kiedys tam bedzie potrzebne. Niestety ja tez tak mam. Podoba mi sie minimalizm, ale chyba potrzebuje czasu, aby to zastosować

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam bardzo podobnie! Lubie minimalizm we wszystkim.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za spędzony u mnie czas i każdy komentarz. Jeśli spodobał Ci się ten post, będzie mi miło jeśli go zalajkujesz / udostępnisz:) Pozdrawiam!